Wielka Brytania: rozluźnić relacje i zachować wpływy
- Katarzyna Sobiepanek
Jeśli ostateczna propozycja nowego budżetu Unii obejmować będzie zwiększenie środków ponad inflację to premier Cameron ogłosi weto. Ma na to poparcie w kraju, choć wielu jego partyjnych kolegów preferowałoby, aby walczył nie o zamrożenie, ale o poważną redukcję budżetu. Dziś prawie połowa Brytyjczyków zagłosowałaby za wyjściem z Unii, ale rząd na razie nie planuje referendum. Zamiast tego, aby w pełni przygotować się do „dyskusji o przyszłości Europy” William Hague zarządził przegląd wszystkich 32 obszarów relacji z UE. Wielka Brytania była jest i będzie eurosceptyczna, i chyba wszyscy przyzwyczaili się już do tego, że przed każdym unijnym szczytem z Londynu sypią się groźby weta. Sprawująca obecnie władzę Partia Konserwatywna ma bogatą eurosceptyczną kartę, w tym kilka lat w opozycji, kiedy to między innymi obecny minister spraw zagranicznych William Hague prezentował poglądy eurofobiczne i nawoływał do opuszczenia Unii. Dziś jest nieco inaczej, oficjalna linia brytyjskiej polityki unijnej mówi o tym, że Wielka Brytania chciałby i powinna odgrywać ważną lub nawet czołową rolę w definiowaniu nowego modelu Europy. Tym jednak, którzy biorą to za dobry omen trzeba przypomnieć, że Wielka Brytania nie ma stałych przyjaciół, a jedynie stałe interesy i pojmuje je nadal w tradycyjnie wyspiarski sposób,.
Gdyby referendum na temat kontynuowania członkostwa w UE odbyło się nad Tamizą na początku listopada 2012r. to doszłoby zapewne do pierwszego testu wprowadzonej przez Traktat Lizboński procedury wyjścia z Unii. Według sondażu międzynarodowej agencji badania opinii publicznej YouGov 49 proc. respondentów w Wielkiej Brytanii opowiedziało się za opuszczeniem Unii, 28 proc. było za pozostaniem, natomiast 17 proc. nie miało zdania. Zaledwie 29 proc. Brytyjczyków uważa, że ich głos ich państwa ma znaczenie w podejmowaniu decyzji w Unii Europejskiej i tylko 22 proc. widzi przyszłość Unii w pozytywnych barwach, podczas gdy aż 65 proc. jest w tej sprawie zdecydowanymi pesymistami.(2) „Rozczarowanie Brytyjczyków Unią jest dziś większe niż kiedykolwiek”, komentuje William Hague, „Oni widzą, że to jednostronny mechanizm, który wsysa kolejne uprawnienia parlamentów narodowych” (1).
Według słów ministra Unia ma przed sobą trzy wyzwania stricte polityczne: nowa struktura, legitymizacja i odpowiedzialność za podejmowanie decyzji oraz osiągnięcie równowagi między kompetencjami niezbędnymi Unii a tymi bez których może sobie radzić. Dziś Wielka Brytania zapewnia, że chciałaby odgrywać w Unii czołową rolę, jednakże w tej sytuacji uważa to za niezwykle trudne. Rząd brytyjski zgadza się aby kraje eurolandu robiły to co uważają za stosowne w celu ratowania waluty euro, jednakże w opinii Brytyjczyków lekiem na to nie jest postępująca centralizacja i uniformizacja. Dobrą przyszłość Unii ma natomiast zapewnić „elastyczność i różnorodna geometria”, która wprowadzałaby różne poziomy integracji, oddzielne dla poszczególnych sfer współpracy, tak jednak, by nie dyskryminować tych, którzy nie chcą integrować się głębiej.
Oficjalnie ta wypowiedz Williama Hague ma wpisywać się w debatę na temat przyszłości Unii, w praktyce jednak nie jest niczym innym jak tylko próbą przygotowania gruntu pod to, co rząd Camerona zapowiada już od pewnego czasu - Brytyjczycy nie tyle martwią się przyszłym kształtem Unii, co przygotowują się na renegocjację swoich warunków współpracy ze Wspólnotą. Przegląd wszystkich 32 obszarów współdziałania, który odbędzie się pod patronatem ministra spraw zagranicznych, ma potrwać dwa lata. Jeszcze latem tego roku mają zostać opublikowane raporty z pierwszych sześciu obszarów tj. wspólnego rynku, polityki podatkowej, zdrowotnej i zagranicznej, pomocy rozwojowej oraz bezpieczeństwa żywności, a w kolejnych miesiącach ukażą się kolejne, w tym wrażliwy raport na temat polityki finansowej, na który czeka londyńskie City (3).
Głoszone przez rząd brytyjski poglądy są jednak dużo mniej radykalne niż życzyłaby sobie tego spora część konserwatywnych posłów. Hasło „przywrócenia oddelegowanych do Brukseli kompetencji” gości jawnie na tylnych ławach przynajmniej od powrotu Camerona z unijnego szczytu w grudniu 2011. Przed kolejnym szczytem ci sami posłowie próbowali w Izbie Gmin wymóc na Davidzie Cameronie, obietnicę, że pojedzie do Brukseli z żądaniem poważnej redukcji nowego budżetu. Premier odpowiedział im – „Byłbym szczęśliwy widząc cięcia w budżecie europejskim. To byłoby najlepsze rozwiązanie, ale jest ono teraz nierealne. Moja propozycja to zamrożenie wydatków i jestem przygotowany na veto w tej sprawie.” (4) Następujące po debacie głosowanie wyraźnie pokazało jednak, że David Cameron traci poparcie we własnych szeregach – 53 posłów przyłączyło się do opozycji głosując przeciw rządowej polityce unijnej, obok nich znalazła się też spora grupa konserwatystów, którzy wstrzymali się od głosu. Choć głosowanie nie ma mocy prawnej to oczywiste stało się po raz kolejny, że eurosceptycyzm głęboko ukryty w czasie wyborów w 2010 roku wypływa na coraz szersze wody.
Ciekawym punktem jest postawa „mniejszych” partnerów koalicyjnych, czyli Liberalnych Demokratów. Wicepremier Nick Clegg uważa, że nawoływanie do odebrania władzy Brukseli i zapowiedzi renegocjacji warunków współpracy z Brukselą to „fałszywe obietnice owinięte w Union Jacka”. Po powrocie Camerona z Brukseli w grudniu 2011 r. Clegg demonstracyjnie nie pojawił się na posiedzeniu Izby Gmin, wydarzenie to miało jednak charakter jednorazowy Czy Premier da mi szansę na powtórkę? Być może, ale raczej jeszcze nie w trakcie negocjacji nad budżetem, tutaj bowiem wszystkie partie są zgodne – „nie” dla jakichkolwiek podwyżek.
Na marginesie debaty nad Unią można było usłyszeć głos byłego premiera Tony’ego Blaira, który przemawiając w berlińskiej Council for the Future of Europe stwierdził, że kryzys należy potraktować jako szansę na wypracowanie nowego modelu Europy i uczyć Europejczyków o potrzebie jedności. Przyczyną siły obecnego kryzysu jest według Blaira fakt, że strefa euro była projektem politycznym wyrażonym za pomocą środków ekonomicznych. Aby uniknąć takich sytuacji w przyszłości konieczne jest, według Blaira, wyrównanie stopnia integracji ekonomicznej i politycznej. „Osobiście chciałbym, żeby Wielka Brytania odegrała konstruktywną rolę w kształtowaniu nowej Unii, uznając przy tym dalszą integrację polityczną krajów strefy euro, a także utrzymując odpowiedni stopień odmienności w decyzjach ekonomicznych”. Jego przekaz do eurosceptyków brzmi - Unia w XXI wieku to nie jest wybór między wojną a pokojem, lecz między posiadaniem wpływów a marginalizacją wobec nowych wzrastających potęg. (5)
Ten ostatni przekaz wydaje się zgodny z mainstremową myśleniem konserwatystów, którzy mają na uwadze brytyjskie interesy globalne, za dwa lata jednak wszystko może się zmienić. Publikacja ostatnich raportów analizujących korzyści lub straty wynikające ze współpracy z UE, ma nastąpić na około rok przed wyborami. Jeśli wtedy sondaże nadal będą mówić o jednoznacznie negatywnym nastawianiu do Unii to kalkulujące szanse wyborcze prawe skrzydło konserwatystów może zagrozić mainstremowi i Wielka Brytania zasiądzie do renegocjacji swojego członkostwa w UE.
Źródła:
(1) BBC News, „William Hague: Britons’ EU disillusionment deepest ever”, 23.10.2012.
(2) YouGov Survey results, www.yougov.co.uk, 8.11.2012.
(3) Cecil, Nicholas, „William Hague reviews impact of EU membership on city”, The Telegraph, 23.10.2012.
(4) Prime Minister’s Questions, 31.10.2012
(5) Blair, Tony, “Speech to the the Council for the Future of Europe”, 3.11.2012