Wróg klasowy niemieckiej kampanii
Im dłużej obserwujemy przedwyborcze zmagania naszych zachodnich sąsiadów, tym bardziej możemy odnieść wrażenie, iż najlepszym rozwiązaniem dla wszystkich aktorów tej sceny byłaby kontynuacja obecnej gry w Wielkiej Koalicji.
Wydaje się, iż przedostatni odcinek długodystansowego biegu pt. kampania wyborcza do Bundestagu 2009, należy do socjaldemokratów. Już na początku sierpnia kandydat na kanclerza Frank Walter Steinmeier ogłosił „Plan dla Niemiec". Zawarł w nim recepty jak przeprowadzić swój kraj przez kryzys suchą nogą. Ba, Niemcy mają wyjść z niego jeszcze wzmocnione. Nowym elementem strategii wyborczej SPD jest całkowita dyskredytacja ewentualnej przyszłej koalicji CDU/CSU-FDP. Towarzysze z obozu socjaldemokracji zarzucają partii Angeli Merkel, iż jest ona w zasadzie uosobieniem kapitalizmu. To on jest głównym i generalnie jedynym wrogiem tworzonym na potrzeby tej kampanii.
Wolny rynek w obecnym kształcie krytykują wszyscy. O ile dla SPD i postkomunistów to chleb powszedni (można to również zrozumieć w przypadku Zielonych), to „skręt w lewo" obserwowany u Merkel i Guido Westerwelle jest pewnym novum.
Tygodnik Spiegel żartował nawet, iż obecna kanclerz za sposób krytykowania kapitalizmu, bez najmniejszego problemu zostałaby honorowym członkiem każdego związku zawodowego w RFN. Można z łatwością zaobserwować, iż CDU w porównaniu do poprzedniej kampanii, straciła swój reformatorski zapał. Podobnie jest z liberałami, którzy pod wodzą Westerwelle nie wzywają już do zdecydowanych zmian jak czynili to do tej pory, a raczej koncentrują się na współtworzeniu następnej rządzącej koalicji.
Po ostatnich sukcesach postkomunistycznej lewicy z Die Linke w trzech krajach związkowych wydaje się, iż również ta partia po wrześniowych wyborach, może decydować o koalicji na poziomie ogólnoniemieckim. Cechą systemu partyjnego RFN jest fakt, iż realne szanse na wejście do rządu mają wszystkie ugrupowania, a co za tym idzie przedwyborcze sondowania, kto i z kim może tworzyć koalicję odbywają się często na dwóch poziomach. Z jednej strony w oficjalnych stanowiskach partii wyklucza się powyborcze działanie z taką czy inną opcją polityczną. Jednocześnie politycy doskonale pamiętają, iż powyborcze realia często zmuszają do zawierania różnych kompromisów, co w praktyce oznacza pozostawianie sobie „wszystkich opcji otwartych".
Największą wagę do tego typu politycznych deklaracji przykłada CDU. Chrześcijańscy demokraci żądają od liberałów by FDP oficjalnie podało z kim chce po 27. września współrządzić. Partia Westerwelle podkreśla, iż ich „najlepszym partnerem" będzie CDU. Takie zapewnienia nie wystarczają jednak Merkel.
Dodatkową osią sporu w ramach politycznej koncepcji CDU/CSU-FDP jest kwestia mianowania ministra gospodarki. W dotychczasowej historii tych koalicji utarło się, iż na to stanowisko swojego człowieka wysyłają liberałowie, jednak w tej sytuacji Merkel nie chciałaby rezygnować z „gwiazdy" swojego gabinetu, Bawarczyka i arystokraty Karla-Theodora zu Guttenberga. Ale ostatnio i on nie jest bez skazy. Jako odpowiedź na socjaldemokratyczny „Plan dla Niemiec" stworzył w ramach resortu gospodarki konkurencyjny program wyjścia z kryzysu. W trakcie publicznej debaty nad nim okazało się, iż jest on zbyt... liberalny. Prominentny polityk CSU zaczął się z niego wycofywać i odłożył w zasadzie ad acta nakazując jego poprawienie.
W niemieckich mediach coraz częściej przedstawia się kilka wariantów powyborczych rządów. Najciekawszy wydaje się chyba pomysł kontynuowania Wielkiej Koalicji. Dla obu wielkich partii byłoby to wygodne rozwiązanie, pozwalające uniknąć kłótni i debat wewnątrzpartyjnych związanych z tworzeniem nowych koalicji. Publicyści przyznają jednak, iż takie rozwiązanie byłoby przewidziane tylko na dwa lata, po których nastąpiłyby nowe wybory.
Kontynuacja status quo byłaby korzystna zarówno dla SPD jak i CDU/CSU. Dla socjaldemokratów oznaczałoby dalsze rządzenie, co wiąże się z utrzymaniem licznych stanowisk i przywilejów. Jednocześnie odłożono by na dalszy czas dyskusję nad kwestią słabego wyniku SPD i być może nad zmianą szefostwa partii. Również chrześcijańscy demokraci byliby z Wielkiej Koalicji zadowoleni. Z ich perspektywy, w ramach rządów z SPD, przeprowadzono do tej pory wiele projektów, które w przypadku współrządzenia z liberałami ugrzęzłyby w toku dyskusji (np. ustawy dotyczące zwiększenia uprawnień urzędników umożliwiających przeszukiwanie komputerów online). Także brak znaczącej opozycji w postaci socjaldemokratów jest kuszącą perspektywą dla Merkel.
Powyborcze puzzle zaczną się dopiero w niedzielny wieczór 27. września. Do tego czasu czeka nas jeszcze ciekawy, polityczny finisz.