Adam Wielomski: Ufoludki odwiedziły Obamę
- Adam Wielomski
Konsekwentnie, jeśli sięgniemy do średniowiecznych legend czy kronik, to często możemy tam spotkać taki motyw, że władca wykazuje prawowitość swojej władzy za pomocą cudu. Któż więc może dać lepszą legitymizację czarnemu cudotwórcy jak nie zielone ludziki?
Jestem chyba jednym z ostatnich stetryczałych mastodontów. Takie odnoszę wrażenie, gdy widzę otaczającą mnie „obamomanię”, której nie tylko nie podzielam, ale wręcz nie potrafię zrozumieć. Być może, że jestem „przeintelektualizowany” i próbuję zjawisko to zrozumieć, zamiast otworzyć serce i wsłuchać się w lewicową gnozę płynącą z telewizora.
Ja nie widzę w Baracku Obamie żadnego „mesjasza” – czy to białego, czarnego czy socjalistycznego. Przeciwnie, widzę tylko sprawnego pijarowca, którego charyzma wynika czy to z własnych umiejętności marketingowych, czy to z umiejętności zatrudnionych (płatnych) doradców. Obama to zwykły populista, rodzaj dobrze wykształconego amerykańskiego Leppera – i tyle; tylko tyle. Problem w tym, że taki racjonalny pogląd sytuuje mnie w jakimś ekstremistycznym rezerwacie ludzi, którzy oceniają politykę przez pryzmat rozumu. No, ale co jak co, ale racjonalność nigdy nie była silną stroną systemów demokratycznych, gdzie racja polityczna mylona jest z umiejętnością pochlebiania i podobania się przygłupim masom. Trudno to ocenić inaczej jak ostateczną porażkę greckiego rozumu w starciu z irracjonalną masą!
Masa nie myśli, nie kieruje się rozumem, nie dociera do niej grecki „nomos” - ogłosili światu Ernst Cassirer i Leo Strauss badając przyczyny zwycięstwa nazizmu w Niemczech. Masa nie kieruje się rozumem, ale poddana jest emocjom i szybko popada w parareligijny fanatyzm. Nie chcę przez to powiedzieć, że Obama jest nowym Hitlerem, ale że wykorzystuje te same mechanizmy psychologiczne dla zdobywania popularności. Tzw. obamomania to jakaś forma fanatyzmu, aracjonalnego entuzjazmu przybierającego ostatnio nawet formuły parareligijne. Oto bowiem portal Onet.pl podał taką oto informację: "Kamera amerykańskiego kanału telewizyjnego CNN zarejestrowało niezidentyfikowany obiekt latający, który przeleciał nad Waszyngtonem w czasie inauguracji prezydenta Baracka Obamy. To UFO – pisze "The Sun". Nagranie z obiektem znajdującym nad Kapitolem prowokuje dyskusje w amerykańskim internecie. Ludzie komentujący wideo twierdzą, że pojawiający się na niebie obiekt, nie jest podobny do ptaka, jest zbyt płaski i bez skrzydeł. Ciemny obiekt nad Kapitolem został zarejestrowany przez kamerę CNN, kiedy ludzie po uroczystości rozchodzili się już do domów – pisze "The Sun".
Gdy przeczytałem tę informację on-line, to pierwszym moim skojarzeniem było, iż UFO wylądowało, wyszli z niego czarni kosmici i ogłosili – jak pewien poseł PiS – „koniec cywilizacji białego człowieka”… Mówiąc jednak zupełnie poważnie, mamy tutaj do czynienia z formą parareligijnej psychozy w wydaniu postmodernistycznym. Jeśli weźmiemy książki o Średniowieczu, a szczególnie o mistyce tej epoki, to dosyć często możemy się natknąć na opisy „znaków niebieskich” czy ukazania się świętych. Rzeczą charakterystyczną dla nowożytności jest to, że święci pokazują się ludziom coraz rzadziej, podobnie jak i Najświętsza Panienka. Nie znaczy to jednak, że liczba cudów – zaprzeczających prawom natury – zmniejszyła się. Przeciwnie, dziś ludziom co innego się po prostu objawia. Człowiek nowoczesny i postępowy, przysłowiowy „wykształciuch”, także ma objawienia, tyle, że o charakterze laickim. Gdzieś tak od połowy lat 50-tych XX wieku w Stanach Zjednoczonych pojawiła się mania objawiających się Niezidentyfikowanych Obiektów Latających (NOL), zwanych po angielsku mianem „UFO”.
Konsekwentnie, jeśli sięgniemy do sag staronorweskich, opowieści o Merlinie czy wczesnośredniowiecznych kronik, to często możemy tam spotkać taki motyw, że władca wykazuje prawowitość swojej władzy za pomocą cudu. Czasem może to być wyciągnięcie świętego miecza wbitego w wielki kamień, a co nie udało się muskularnym osiłkom. Innym razem jest to cudowne objawienie się anioła czy świętego, który wskazał prawowitego monarchę, czy też czarodziejskie oleje, którymi namaszczano króla Francji, których cechą było to, że po ceremonii oleju w ogóle ale to w ogóle nie ubywało. Ludzi nowoczesnych, zbrojnych w dyplomy uniwersyteckie, opowieści takie oczywiście śmieszą i widzą w nich „przesąd” i „zabobon”. O nie – żadni aniołowie nie mają racjonalnie objawiać się w czasie aktu królewskiej koronacji!
Aniołowie nie, ale UFO? A to zupełnie co innego! Podana tu na początku informacja Onet.pl napisana była z pełną powagą. Gdy wybraniec ludu składa przysięgę prezydencką, to oczywiście potrzebuje cudownej legitymizacji swojej władzy („charyzmatycznej” w ujęciu Weberowskim), a któż może dać lepszą legitymizację czarnemu cudotwórcy jak nie zielone ludziki? Panie, postmodernizm!
Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża jedynie prywatne poglądy autora.
Artykuł ukazał się pierwotnie na łamach portalu konserwatyzm.pl Przedruk za zgodą autora.