Adrian Prusik: Nadchodzi nowa era kapitalizmu?
Jak więc wygląda obecny kryzys i dlaczego właśnie on może stać się katalizatorem zmian? Sytuacja jest nadzwyczajna. Plan amerykańskiego sekretarza skarbu Henry’ego Paulsona, który zakłada wykup toksycznych aktywów będzie kosztował amerykańskiego podatnika 700 mld dolarów. Od czasu 1929 roku nie było bardziej kosztownego programu. Na całym świecie giełdy ostro pikują w dół, a banki dławią się z powodu stanu hibernacji w jakim tkwi rynek kredytów międzybankowych. Dzieje się tak mimo tego, iż niemal codziennie banki centralne najzamożniejszych państw wlewają setki miliardów dolarów w rynki pieniężne w celu poprawienia płynności rynku. Ten został jednak opętany przez falę nieufności. Banki nie chcą pożyczać sobie pieniędzy, a stopa procentowa w bankach centralnych jest zdecydowanie mniejsza od stopy na rynku międzybankowym. Dla wielu to znak, że wolny rynek po prostu przestał działać. Dotychczasowe instrumenty banków centralnych, za pomocą których dotychczas regulowały one rynek kredytowy stały się bezużyteczne. Państwa nie są w stanie kontrolować sytuacji, nie pomagają nawet tak nadzwyczajne działania jak skoordynowana akcja banków centralnych największych państw, które razem tną stopy procentowe, w nadziei, że coś na rynku drgnie.
Jednak rynek pozostaje niewzruszony w swojej panicznej wyprzedaży. Akcje giełdowe spadają na łeb na szyję. Mało już jest osób, które pamiętają spokojne dni na rosyjskiej giełdzie, na której notowania w zasadzie są w stanie permanentnego zawieszenia. Japoński indeks Nikkei doświadczył dwóch dni z rzędu, kiedy to akcje taniały ponad 9 proc. Brytyjski FTSE, francuski CAC40, czy niemiecki DAX również notują rekordowe spadki. Dla amerykańskich inwestorów kolor czerwony na wykresach giełdowych w zasadzie stał się już codziennością. Czołowe banki inwestycyjne z Wall Street, czyli Morgan Stanley oraz Goldman Sachs porzuciły swój status i stały się zwykłymi bankami detalicznymi.
Jak więc będzie wyglądał krajobraz po burzy, jaka przejdzie nad europejskimi i amerykańskimi giełdami? Obecny kryzys to wyraźny sygnał, że rynek finansowy stał się miękkim podbrzuszem w zglobalizowanym świecie. Wielkie instytucje finansowe stały się tak potężne, że od ich sytuacji często zależy cała gospodarka. Jednocześnie, jak się okazuje, nadzór nad działalnością banków i innych instytucji finansowych jest bardzo znikomy.
To co będzie efektem kryzysu i jednym z jego pierwszych skutków to kompletne przemeblowanie systemów bankowych. Wielkie, prywatne banki przestaną być dominującym elementem pejzażu w świecie finansów. Trudno będzie się spodziewać, by tam, gdzie państwo wejdzie, chciało ono bardzo szybko wyjść, wtedy gdy kryzys się skończy. Prezydenci, premierzy, ministrowie finansów pogrążeni są teraz w politycznej traumie. Trudno jest wszakże pogodzić się z wydawaniem miliardów dolarów na ratowanie banków, gdy jeszcze kilka chwil wcześniej odmawiało się zwykłym ludziom niewspółmiernie mniejszych pieniędzy, twierdząc, że państwo nie jest powołane do rozdawnictwa. Z całego świata płyną potępieńcze głosy w stronę świata finansowych rekinów, którzy bogacili się na ryzykownych instrumentach, a teraz będą dzielić się stratami z podatnikiem.
Gdy opadnie kurz będziemy już w zupełnie innej erze światowego kapitalizmu. Na nowo trzeba przemyśleć rolę banków centralnych, których instrumenty są skuteczne w chwilach spokoju, ale stają się bezużyteczne wtedy, gdy są najbardziej potrzebne. Z niezależnością będą musiały pożegnać się również prywatne instytucje finansowe. Dotychczasowy pogląd, iż rynek reguluje wszystko najlepiej ginie na naszych oczach, czego najlepszym przykładem jest zamrożenie rynku kredytowego. Tam zdrowy rozsądek wyparował, a jego miejsce zajęła zaraźliwa panika. Państwo musi stać się gwarantem pożyczek międzybankowych, a nikt nie wyobraża sobie tego, że będzie się ręczyć za coś na co nie ma się wpływu. Już wkrótce skończy się czas na laissez faire w systemie bankowym.
Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża jedynie prywatne poglądy autora