Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Andrzej Szurek: Nazarbajew - zwycięstwo i co dalej?


20 grudzień 2005
A A A

Nikt ze zdrowo myślących analityków nie przewidywał że będzie inaczej. Zwycięstwo Nursułtana Nazarbajewa w wyborach, które odbyły się 4 grudnia, było od dawno przewidywane. Dziwi jedynie jego rozmiar: 91,45 proc. poparcia. Nie patrząc na to, że wybory według wielu międzynarodowych organizacji odbiegały od standardów demokratycznych, kolejna kadencja Nazarbajewa jest faktem. Opozycja nie zamierza wychodzić na ulicę, ze świata nadeszły gratulacje dla nowego-starego prezydenta: nihil novi. Czy znaczy to, że Nazarbajew w blasku przywódcy narodu, który rzeczywiście go popiera, będzie czekał spokojnie do emerytury?

Chyba jednak zostało mu jeszcze kilka ważnych rzeczy do zrobienia. Po pierwsze, podstawowym zadaniem będzie przygotowanie swojego następcy. W warunkach europejskich zdanie to trąci nepotyzmem. Jednak na kazachstańskim, a mówiąc generalnie, centralnoazjatyckim gruncie, sprawa ta wygląda zgoła inaczej.

Scenariusze przewidujące dojście do władzy sił demokratycznych są utopią. Po prostu takowe ugrupowania, które byłyby zdolne przejąć władzę, nie istnieją. Liderzy funkcjonujących bloków opozycyjnych jak np. „Za Sprawiedliwy Kazachstan” byli w przeszłości powiązani z władzą, zajmowali wysokie stanowiska w administracji państwowej. Doskonałym przykładem jest tutaj postać Żarmachana Tujakbaja, głównego rywala Nazarbajewa z ostatnich wyborów. Tujakbaj w latach 1999-2004 pełnił funkcję spikera Mażylisu z ramienia proprezydenckiej partii Otan. Był „człowiekiem Nazarbajewa” do września 2004. Wówczas to ustąpił ze stanowiska na znak protestu wobec sfałszowanych wyborów.

Nawet gdyby hipotetycznie Tujakbaj czy inny polityk spod znaku demokratycznej opozycji doszedł do władzy, miałby związane ręce w realizowaniu swojego programu. Ściślej mówiąc ręce te wiązałyby ich koneksje rodzinne.

Wśród Kazachów (rzecz tyczy się wszystkich narodów Azji Środkowej) rodzina jest niezwykle ważną wartością. Swoim krewnym zarówno bliskim jak i dalekim (czasem krąg zobowiązań rozszerza się na cały region) trzeba pomagać, zawsze i wszędzie, szczególnie wtedy gdy zajmuję się wysokie stanowiska. Minister, który odsunął by się od swoich pobratymców, byłby zdyskredytowany nie tylko w oczach bliskich, ale i narodu.

To co w Europie nazwano by nepotyzmem tam jest elementem tradycji. W momencie, gdy w opartej na indywidualizmie kulturze europejskiej podkreśla się znaczenie wolności słowa, zgromadzeń i innych swobód politycznych, w Azji Centralnej priorytetem jest stabilność, bezpieczeństwo, dobrobyt, tradycja. I to, jak pokazuje najnowsza historia Kazachstanu, Nazarbajew zapewnił. Najbardziej wielonarodowa (ponad 120 narodowości) spośród byłych republik radzieckich, wolna jest od waśni etnicznych, co jak widać nie jest normą w tym regionie. Ponadto zachowana została jedność kraju poważnie zagrożona w latach 90-tych groźbą separatyzmu rosyjskojęzycznej północy. Kazachstańska gospodarka od kilku lat notuje wysoki wzrost gospodarczy, prawda że głównie dzięki eksportowi surowców energetycznych. Zauważalny jest również znaczny napływ inwestycji zagranicznych. 

Te wszystkie sukcesy w połączeniu z charyzmą jaką posiada Nazarbajew powodują, że naród mu ufa, a również osoby go nie popierające nie chcą zmian, które naruszyłyby stabilność, czy mówiąc inaczej wprowadziłyby nowy układ.

Czy znaczy to w takim razie, jak przewidują niektórzy dziennikarze, iż w Kazachstanie dojdzie do ustanowienia dynastii i władza przejdzie w ręce córki obecnego prezydenta, Darigi? Teza to bardzo medialna, pojawiająca się często w środkach masowego przekazu, ma jednak kruche podstawy. Bez wątpienia wpływowa córka Nazarbajewa, mająca w posiadaniu holding medialny Khabar i kierująca partią Asar liczy się jako siła polityczna w kraju. Jednak jej ambicje czasem przewyższają ustanowioną przez ojca poprzeczkę. Po raz pierwszy kolizja interesów między członkami rodziny Nazarbajewów nastąpiła w 2001 roku.

Wówczas to mąż Darigi, Rahat Alijew, ówczesny zastępca służb bezpieczeństwa Kazachstanu, zdobył na tyle znaczący kapitał polityczny, że pozwolił mu się uważać za następcę prezydenta. Sam Nazarbajew w obawie przed wpływowym zięciem, postanowił wysłać go na placówkę do Wiednia. Do kolejnego spięcia doszło w  trakcie wyborów parlamentarnych we wrześniu 2004 roku. Wówczas to okazało się, że Dariga nie godzi się by Asar pozostawał w cieniu ojcowskiej partii Otan.

Jednak najważniejsza przyczyna podważająca prawdopodobieństwo objęcia prezydentury przez córkę Nazarbajewa jest bardzo prozaiczna. Mianowicie chodzi o…płeć. Kazachstańskie społeczeństwo jest jeszcze na tyle tradycyjne, że ciężko byłoby mu zaakceptować kobietę w roli głowy państwa. Nie znaczy to, że panie nie zajmują wysokich stanowisk w administracji państwowej – spośród osiemnastu ministrów w rządzie Danijala Akchmetowa aż czworo to kobiety. Jednak funkcja prezydenta w Kazachstanie to, kolokwialnie mówiąc, robota dla człowieka z charyzmą. Narzuca to poniekąd konstytucja, a przede wszystkim w dużej mierze sama historia i styl prezydentury Nursułtana Nazarbajewa. Dlatego szanse Darigi Nursułtanowny nie wyglądają zbyt obiecująco.

„Jeśli nie ona to kto?”, nasuwa się oczywiste pytanie. Odpowiedź nie jest jednoznaczna. Prawdopodobny jest wariant rosyjski z 1999 roku i casus Putina. Brakuje tylko w tym wypadku kazachstańskiej Czeczenii, która pomogłaby zdobyć popularność ewentualnemu kandydatowi. Kto zostanie „namaszczony” na następcę, czas jeszcze pokaże.

Nie znaczy to, że przygotowanie następcy będzie jedynym zajęciem prezydenta w ciągu siedmiu kolejnych lat. Przed Nazarbajewem stoi sporo więcej spraw, z którymi musi się uporać.

Wśród nich znajduje się zagadnienie budowania narodu kazachstańskiego, złożonego nie tylko z tytularnej ludności kazachskiej, ale również dużej mniejszości rosyjskiej, Ukraińców, Tatarów, Koreańczyków i wielu innych nacji, w tym i Polaków. Pokój między narodami i wzajemna tolerancja już nie wystarcza. Teraz celem jest budowanie z tej mozaiki narodowościowej całości. Zmierza się do tego by przyzwyczaić ludzi, że język kazachski (którego nie zna około dwóch z ośmiu milionów obywateli Kazachstanu) to nie tylko język jednej grupy etnicznej, lecz wszystkich obywateli, całego narodu. To właśnie mężczyzna słowiańskiej urody uczący się kazachskiego jest ostatnim bohaterem rządowych billboardów, wywieszanych obok komercyjnych reklam.

Obok spraw państwowych, Nazarbajew musi zabezpieczyć też swoje prywatne interesy, które w tym momencie zazębiają się z tymi pierwszymi. Chodzi mianowicie o wznawiający się w styczniu 2006 roku proces w sprawie Kazachgate – aferę łapówkarską, w którą zamieszany jest prezydent Kazachstanu i wysocy urzędnicy amerykańscy (oskarżony jest James Giffen, były doradca Nazarbajewa). Pytanie jak będzie pracował  w tym momencie prezydencki „pi-ar”. Na gruncie krajowym można sprawę wyciszać w mediach. Jednak na arenie międzynarodowej zadanie będzie trudniejsze. Astanie zależy na wizerunku kraju, który czyni postępy w dziedzinie demokracji, gdyż Kazachstan jest poważnym kandydatem do przewodnictwa OBWE w 2009 roku. Spełnienie tych zamierzeń byłoby dużym sukcesem kazachstańskiej dyplomacji. Tak czy inaczej zauważalny jest pewien trend: po wyborach międzynarodowe organizacje wspominają o odbieganiu od demokratycznych reguł, a w czasie bezpośrednich spotkań z kazachską administracją nie brakuje pochwał z ust przedstawicieli tych samych organizacji (przykładem ostatnie posiedzenie Rady MSZ OBWE w Lublanie 5-6 grudnia).Gra? Podwójne standardy? Hipokryzja polityków?

A może po prostu Kazachstan nie kwalifikuje się do zaszufladkowania jako demokratyczny, ale nie ma też powodów by bić na alarm i wygłaszać tyrady o despotycznej satrapii ze stolicą w Astanie. Wszak step rządzi się swoimi prawami. Tam na wszystko potrzeba czasu.

Artykuł jest wyrazem własnych przemyśleń autora, a za inspirację posłużyły m.in. teksty publikowane na witrynach Eurasianet.org, gazeta.kz , mfa.kz, osw.waw.pl.