Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Polityka Bartosz Kurzyca: A może jednak Afryka nie umiera? (polemika)

Bartosz Kurzyca: A może jednak Afryka nie umiera? (polemika)


31 maj 2007
A A A

W ciągu ostatnich kilku lat odbyły się co najmniej trzy debaty z frazą "Afryka umiera" w tytule. Jest to pogląd cokolwiek absurdalny, biorąc pod uwagę fakt, że przyrost naturalny na tym kontynencie nie schodzi od 50 lat poniżej poziomu 25 procent, co w związku z poprawą warunków zdrowotnych miejscowej ludności przyniosło jej w zeszłym stuleciu 6,5-krotny wzrost... Wspominając o medialnych stereotypach nt. Afryki, „specjaliści ds. stosunków międzynarodowych” nie zauważyli, że sami stali się ich ofiarami.

Warto użyć tu cytatu, jaki przytoczył biorący udział w debacie w Wyższej Szkole Europejskiej im Ks. J. Tischnera w  Krakowie francuski politolog, Dominique Walon. Mówiąc o braku porozumienia w relacjach Zachodu z Afryką, Walon stwierdził: „Człowiek połączony jest z całym światem, ale niezdolny jest do uwiedzenia sąsiadki”. Trudno mi nie ulec wrażeniu, że po sąsiedzku było z Afryką także niektórym prelegentom. Sam zaś nie zamierzam Afryki uwodzić, pozwolę sobie jednak ustosunkować się do niektórych tez wygłoszonych na debacie.

Idąc dalej za myślą Walona, jakże zdumiewający jest dla mnie dalszy jego sąd: nadmieniwszy wprawdzie o negatywnej roli mediów w kreowaniu wizerunku Afryki, stwierdza on bowiem, że owy przekaz medialny jest zjawiskiem „nie podlegającym kontroli państwa”. Głupotą byłoby oczywiście przypuszczać, że informacje z Afryki pojawiające się na dolnym pasku TVN24 są inspirowane przez tajnych agentów UOP. Byłoby to stwierdzenie niedorzeczne, zważywszy na to, że polskie media samodzielnie prawie nigdy nie zdobywają wiadomości o odległym kontynencie, najczęściej kopiując je z zachodnich serwisów informacyjnych (pomijam tu PAP i dziennikarzy towarzyszących misjom organizacji humanitarnych, których informacje z zasady wiążą się z różnymi konfliktami, epidemiami i klęskami żywiołowymi. Wyjątkiem są tu również autorskie reportaże Wojciecha Jagielskiego). Odnosząc się do zdania Waltona, należy zatem nakreślić choć po części rolę jaką w kształtowaniu historii Afryki odegrała propaganda mediów zachodnich.

Wszak już XIX-wieczne przedruki komunikatów ówczesnych władz, i opowieści wysłanych przez nie podróżników, odwoływały się do misji cywilizacyjnej Europy. To m.in. Józef Konrad Korzeniowski zauważył, że wizja „White Man’s Burdon”, podparta panującymi ówcześnie stereotypami, skutecznie modelowała poparcie społeczności zachodniej dla idei kolonizacji Afryki. Sprzyjała też choćby działaniom belgijskiego króla Leopolda II. Ten uznany w Europie filantrop, zajmując się eksportem kauczuku i kości słoniowej ze swej prywatnej posiadłości zwanej „Wolnym Państwem Kongo”, nie zapomniał rzecz jasna o roli krzewiciela europejskiej cywilizacji, mordując w ciągu 23 lat dziesięć milionów Kongijczyków. [1]

Wizerunek „murzyńskiej mentalności” powodowanej najniższymi instynktami, kontynuowany był w mediach także po morderstwie Patrice’a Lumumby, pierwszego w niepodległym Kongu premiera, który przez 67 dni swych rządów starał się uchronić kraj przed sidłami neokolonializmu. Ludo De Witte, w swej pracy The Assassination of Lumumba pisze wprost, iż koszmar ówczesnych polityków belgijskich, jakim była obawa przed ujawnieniem prawdy o ścisłym nadzorze wywiadu Belgii i CIA nad owym mordem, skutecznie łagodziła „medialna kampania>>kongolizacji<< i trywializacji problemu”. [2]

Odnosząc się do czasów bardziej nam współczesnych, warto zacytować komentarz Ryszarda Kapuścińskiego na temat relacjonowania wojny w Zatoce Perskiej: „Nie chciałem tam jechać. Zdawałem sobie bowiem sprawę, że to w zasadzie nie ma nic wspólnego z dziennikarstwem. To była propaganda, klasycznie kontrolowany mechanizm propagandowy. Jedynym źródłem informacji były komunikaty armii amerykańskiej. Podczas wojny z Kuwejtem dziennikarstwo przeobraziło się w oddział propagandowy pracujący dla generalnego sztabu amerykańskiej armii". [3] Na pytanie dziennikarza „A co pan powie o inwazji w Somalii” Kapuściński odpowiada „Dokładnie to samo”. [4]

Nie sposób nie wspomnieć tu także o słynnej już historii Jesssiki Lynch, [5] która, zanim zdementowana przez samą zainteresowaną, pociągnęła za sobą szereg głośnych publikacji, film pełnometrażowy, a nawet polskie wydanie książki, opracowane przez „Bellonę”.

Powyżej starałem się przytoczyć najbardziej jaskrawe przykłady propagandy medialnej wobec Afryki. Koncepty używane, lub powołane do życia przez media, a ściśle związane z polityką Zachodu, obecne są także w debacie na temat procesów globalizacyjnych. Jakże dokładnie wpisuje się w ową kampanię kongolizacji problemu i stary, europejski paternalizm, zdanie byłego ambasadora RP w Kongo, Tadeusza Kołodzieja, o „innym poziomie cywilizacyjnym Afrykanów”.

Na koniec chciałbym skupić się na kondycji naszej, zachodniej cywilizacji. Najlepiej ilustrują ją filary, na których oparta jest działalność regulującej globalny rynek Światowej Organizacji Handlu. Jednym z nich jest „klauzula najwyższego uprzywilejowania” (ang. Most-Favoured-Nation Treatment, MFN), nakazująca krajom członkowskim traktować partnerów handlowych na równi z tymi, którym przyznają one szczególne względy. Innym jest zaś „zasada niedyskryminacji” zobowiązująca do traktowania usług i usługodawców z terytorium poszczególnych członków jednakowo korzystnie. Reguły te sięgają szczytów doskonalonej przez wieki kultury europejskiej.
Z drugiej strony, nie da się nie ulec przekonaniu, że na owe szczyty już się kiedyś wznieśliśmy. Było to w 1885 roku, gdy na historycznej konferencji berlińskiej oficjalnie i kategorycznie zakazano niewolnictwa. Podobnie jednak, wysokie cła na towary importowane do Unii Europejskiej, a także subsydiowanie rodzimego rolnictwa przez rząd USA odnoszą się do wspomnianych zasad WTO, i do hasła wolności gospodarczej tak, jak do deklaracji konferencji berlińskiej odnosił się Leopold w swym „Wolnym Państwie Kongo”.

Cóż, mi jako afrykaniście zapewne blisko jest cywilizacyjnie do Afrykanów, nijak bowiem nie mogę pojąć wspomnianych przez Kołodzieja „wyśrubowanych standardów krajów rozwiniętych”.

Komentarz udzielony Błażejowi Popławskiemu

Przypisy:
[1] Adam Hochschild, King Leopold’s Ghost.
[2] Ludo De Witte, The Assassination of Lumumba, s.145.
[3] Ryszard Kapuściński, Autoportret reportera, s.131.
[4] Tamże.
[5] Jerzy Szygiel, Iracki prima aprilis, http://www.irak.pl/Szygiel-IrackiPrimaAprilis.htm