Błażej Popławski: Slumsy mikrokosmosem Kenii
Slumsy to cecha większości przedmieść krajów rozwijających się. Największe dzielnice biedy świata stały się obiektem politycznych walk plemiennych.
W Kiberze mieszka około miliona ludzi. Dane statystyczne są sprzeczne, ponieważ ich autorami są władze municypalne stolicy. Przed kampanią wyborczą Kiberę odwiedzało co tydzień kilku polityków. Ich spotkania z mieszkańcami slumsów dokładnie relacjonowały kenijskie media.
Kampania wyborcza w Kiberze trwała cały grudzień. Slumsy nie były podczas niej traktowane jako podmiot, lecz przedmiot propagandy politycznej. Mieszkańcy Kibery nie mieli żadnych złudzeń. Plany „zainstalowania wodociągów, toalet, linii elektrycznych” od samego początku były zwykłą kiełbasą wyborczą, której adresatem nie byli nawet sami mieszkańcy Kibery. Właściwym odbiorcą kampanii wyborczej od początku byli mieszkańcy downtown Nairobi.
W samej Kiberze od roku działa kilka punktów politycznych. Zazwyczaj to zwykłe lepianki nakryte blachą z wymalowanym kogutem na drzwiach (kogut to znak KANU – Afrykańskiego Związku Narodowego Kenii). Gdy próbowałem uzyskać jakiekolwiek informacje o działalności politycznej w slumsach, żaden z lokalnych działaczy nie potrafił udzielić mi wiarygodnych informacji.
Wschodnia część slumsów zamieszkana jest przez Luo, zwolenników opozycyjnego ODM (Pomarańczowego Ruchu Demokratycznego) Raila Odingi. Większość z nich skupiona jest w dzielnicy Kisumu Kidogo oraz w Lindi i Mashimoni. „Małe Kisumu” nawiązuje nazwą do miasta położonego nad jeziorem Wiktoria, głównego ośrodka ODM. Znajdują się tam siedziby kilku efektywnie działających organizacji pozarządowych, prowadzących kampanie społeczne.
Po wyborach 27 grudnia Kibera stała się obiektem walk. Kikuyu popierający prezydenta Mwai Kibakiego contra Luo Raila Odingi. Tak jak w całej Kenii, większość tego mini-miasta stanowią Kikuyu (ok. 1/5 populacji). Kikuyu od ćwierćwiecza sukcesywnie przejmują własność ziemi w slumsach. Pierwotnie tereny wokół Nairobi przydzielone były afrykańskim żołnierzom armii brytyjskiej mówiącym spidżynizowanymi językami arabskimi (w literaturze określani są błędnym mianem „Nubijczyków”). Skomplikowana struktura własności dała o sobie znać podczas zamieszek powyborczych – Kikuyu masowo wywłaszczali Luo, co tylko zaogniło konflikt polityczny.
Linią frontu w Kiberze stały się tory kolejowe odgradzające Kisumu Kidogo od Makiny. Linia kolejowa, dzięki filmowi „Wierny Ogrodnik” w reżyserii Fernando Meirellesa, trafiła już do kultury masowej jako swoisty „logotyp nędzy afrykańskiej”. Tunel, zbocza pokryte domkami z gliny, dzieci bawiące się na torach – zdjęcia Cesara Charlone`a przypomniały światu o tragedii zapomnianych slumsów.
Kilka razy w tygodniu przez środek Kibery jeździ pociąg łączący Nairobi z Kisumu. Na początku stycznia ta główna nić komunikacyjna Kenii została zablokowana przez zwolenników Odingi. Na tory wysypano produkty z Ugandy transportowane do Mombasy. Dopiero zablokowanie linii Nairobi-Mombasa skłoniło władze do reakcji.
Wzdłuż torów codziennie dochodzi do starć zwolenników opozycji i prezydenta. Kilka razy interweniowała policja, zajmując wyraźne, proprezydenckie stanowisko. Brutalne „pałowanie” Luo, które relacjonowała BBC, odbywało się 10 minut drogi od ambasady sudańskiej i polskiej.
Problem Kibery przestał być problemem władz stołecznych. Slumsy stały się mikrokosmosem Kenii, pryzmatem, przez który zachodni komentatorzy interpretują sytuację w całym kraju. Wynika to częściowo z tendencyjnych artykułów – sceneria 10 km2 lepianek zawsze stanowi cenne uzupełnienie reportażu, o wiele ciekawsze niż Uhuru Park (Park Wolności) położony w centrum miasta.
Dziś z Nairobi wyjechał pierwszy od kilku dni pociąg do Kisumu. Pierwsze kilkanaście minut podróży z „miasta Kikuyu” do „miasta Luo”, to droga przez środek slumsów. Pociąg wyruszył tylko dlatego, że do Kibery weszła policja. Pacyfikuje demonstrantów, spychając zwolenników Raila Odingi w stronę otaczających slumsy od południa bagien. Czy prawa rządzące mikrokosmosem Kenii przełożą się na sytuację w całym kraju? Stanie się tak zapewne, jeśli w proces mediacji nie włączy się aktywnie Unia (mniejsza nawet o to, czy Afrykańska, czy Europejska – ważne by efektywna).
(fotografia do felietonu autorstwa Cypriana A. Kozera)