Karol Wasilewski: Wyzwania dla Dilmy
Opuszczający prezydencki pałac Luiz Inacio Lula da Silva zrobił dla Brazylii wiele. Faworyzowana przez niego Dilma Rousseff musi jednak skutecznie kontynuować jego dzieło, aby południowoamerykański kolos nie zaprzepaścił swych szans.
Wyzwanie I: Edukacja
Kiedy Lula był zaprzysięgany żartował, że właśnie zdobył swój pierwszy dyplom. Stwierdzenie to nie było przesadzone, gdyż rzeczywiście skończył jedynie cztery klasy szkoły podstawowej. Prezydent da Silva musiał bardzo szybko dorosnąć. Poszedł do pracy, aby pomóc w utrzymaniu rodziny. Doświadczenia z przeszłości z pewnością przyczyniły się do zrozumienia jak ważna jest edukacja. Dokonania Luli w tej sferze są oceniane różnie. Wg najnowszych sondaży 82% ankietowanych pozytywnie ocenia prezydenta. Odsetek ogromny. Niemalże niewyobrażalny dla nas, którzy śledzimy notowania kolejnych polskich rządów. Nawet brazylijski prezydent ma jedna swoich krytyków. Twierdzą oni, że faktycznie Lula zmienił wiele. Podkreślają jednak, że ich zdaniem można było zrobić więcej. To samo tyczy się edukacji.
W Brazylii obowiązek szkolny dotyczy dzieci i młodzieży w wieku 7-14 lat. Za rządów Luli udało się doprowadzić do sytuacji, w której niemal 100% należących do tego przedziału wiekowego uczęszcza do szkoły. Wszystko dzięki programowi socjalnemu Bolsa Familia. Dzięki niemu ponad 12 milionów biednych rodzin otrzymuje od państwa od 22 do 200 realów, pod warunkiem, że dzieci chodzą do szkoły. Pewnego rodzaju sukces udało się osiągnąć również w walce z analfabetyzmem. Wskaźnik spadł bowiem do poziomu 9.7%, co oznacza, że analfabetów w Brazylii jest niedużo ponad 14 milionów (źródło danych:BBC). Odsetek ten jest jednak znacznie większy w grupie wiekowej 40-59, gdzie wynosi ponad 35%. The New York Times twierdzi także, że za rządów Luli otwarto 180 szkół zawodowych, podczas gdy w ciągu poprzednich 90 lat 140.
Mimo niesamowitego jak na brazylijskie warunki postępu, edukacja znajduje się wciąż na niskim poziomie. Wg danych OECD wydatki na studenta wynoszą w Brazylii 1,800 dolarów (średnia OECD 7,283 dolarów). Program for International Student Assessment pokazał, że brazylijskie nastolatki w badaniu przeprowadzonym pod kątem umiejętności czytania zajęły 49 miejsce na 56 badanych krajów. W teście z przedmiotów ścisłych wypadły gorzej. Cytowany przez BBC Institute for Applied Economic Research twierdzi, że ponad 22% nowych pracowników nie jest odpowiednio przystosowanych do wymagań rynku pracy. Faktycznie szacuje się, że średnia podstawowego szkolenia dla brazylijskiego pracownika wynosi 7 lat (w Korei Południowej 11, USA 12, w części Europy 13). Dlatego też część firm brazylijskich zaczyna wdrażać programy doszkalające swych potencjalnych pracowników z czytania i matematyki. Na jakość kształcenia z pewnością nie wpływa pozytywnie przeludnienie brazylijskich klas (średnia osób w klasie waha się w przedziale 45-50). Problemem jest także dostęp do internetu. Wg danych OECD tylko 37% Brazylijczyków ma do niego stały dostęp (średnia OECD 75%). Przyczyną kiepskiej edukacji mogą być także pensje nauczycieli w szkołach publicznych, które nie są zbyt wysokie. Zmiana tego będzie wymagała od przyszłej prezydent wiele wysiłku. Wydaje się bowiem, że problem leży także w mentalności samych Brazylijczyków. Cytowany przez BBC profesor Jose Pastore twierdzi, że w kraju, w którym edukacja nigdy nie była priorytetem, wielu rodziców jest zadowolona już z samego faktu, że ich pociechy chodzą do szkoły. Nie żądają poprawy warunków kształcenia.
Zagraniczne media powołując się na środowisko bliskie prezydentowi Luli twierdzą, że problem edukacji stał się obsesją ostatnich miesięcy jego prezydentury. Da Silva niewiele zdąży już poprawić. Fernando Haddad, minister edukacji, obiecał jednak 700 tysięcy stypendiów dla biednych uczniów, aby mogli kształcić się na uczelniach prywatnych, których poziom jest znacznie wyższy. Dilma Rousseff, która nie będzie tak oszczędzana przez opozycję jak obecny prezydent, będzie musiała zintensyfikować działania w kierunku poprawy jakości brazylijskiej edukacji. Brazylia jest krajem, który ma wielkie aspiracje. Jak je spełnić, gdy będzie brakowało odpowiednio wykształconych ludzi? Jak utrzymać obecne tempo rozwoju i przejść do gospodarki opartej na wiedzy? Poziom edukacji jest z pewnością największą przeszkodą na drodze ku dobrobytowi.
Wyzwanie II: Infrastruktura
Kolejnym problemem, który utrudnia rozwój jest stan infrastruktury. Przeludnione lotniska, słaba jakość dróg i niedostateczne wykorzystanie szlaków wodnych. Organizator przyszłych Mistrzostw Świata w piłce nożnej i Igrzysk Olimpijskich w roku 2016 musi sobie poradzić z tymi wszystkimi kłopotami. Narzekającym na jakość polskich dróg, humor z pewnością poprawiłaby wycieczka do Brazylii. Jestem nawet skłonny uznać, że pokochalibyśmy polskie ścieżki. Droga autobusem z Rio de Janeiro do Brasilii zajmuje około 17 godzin, chociaż główne miasta są lepiej połączone. BBC w swoim raporcie na temat stanu brazylijskiej infrastruktury podaje ciekawy przykład drogi z Manaus w Amazonii do Natal, które znajduje się na wschodzie kraju. Odległość między miastami wynosi w linii prostej 2,777 km, ale drogą... 5,985 km (prawda, że już nam lepiej?). Z tego powodu często ludzie wybierają samolot (jest to najszybsza droga i zajmuje 6,5 godziny). No cóż...alternatywa nie jest zbyt ciekawa. Gdybyśmy na przykład bali się latać i chcieli wybrać się w drogę autobusem to podróż zajęłaby nam 3 dni z Manaus do Belem. Pamiętajmy jednak, że celem naszej podróży jest miasto Natal. Aby się do niego dostać musielibyśmy jechać jeszcze około 35 godzin. Problem rodzi problem. Słaby stan dróg powoduje, że lotniska są zatłoczone. Przykładowo lotnisko w Sao Paulo w 2009 roku obsłużyło 21 mln pasażerów, niemal tyle co sławne JFK. Aby odciążyć porty lotnicze należy poprawić także stan infrastruktury kolejowej.
Rząd Luli dostrzegł jednak ten problem i powołał do życia Program Przyspieszenia Wzrostu. W ramach niego przeznaczono 500 miliardów dolarów na inwestycje w ciągu następnych 5 lat (my niestety możemy o takiej kwocie jedynie pomarzyć). Prezydent zapytany o to czy Brazylia zdąży przygotować się do wielkich imprez ze stoickim spokojem odpowiedział więc, że wszystko jest na dobrej drodze. Dilma Rousseff musi dopilnować, aby słowa Luli nie były pustymi deklaracjami.
Dbając o rozwój Brazylia musi jednak uważać na Amazonię. Świat nie będzie patrzył już na nią tak przychylnie, jeśli „płuca świata” będą niemiłosiernie wycinane. Od 2005 roku zwiększono kontrolę nielegalnego wyrębu, który był ogromnym problemem w tym obszarze świata. Rousseff musi jednak zadbać także o to, aby legalne wycinanie nie przekroczyło rozsądnych rozmiarów.
Krytyka Luli kluczem
Dilma Rousseff 1 stycznia obejmie urząd prezydencki. Wygranie wyborów można jednak zapisać na konto Luli, który bardzo aktywnie agitował i namawiał do głosowania na swoją przyjaciółkę. Sam da Silva ze względu na swoją popularność nie był w trakcie kampanii zbyt mocno atakowany. Nic dziwnego. Fundacja Getulio Vargas szacuje, że za jego rządów około 29 milionów Brazylijczyków przeszło do klasy średniej. Gospodarka Brazylii rozwijała się nawet w trudnych warunkach kryzysu. Szacuje się, że w tym roku urośnie o kolejne 7,5% tworząc ok. 2,5 miliona nowych miejsc pracy. Politolodzy zachwycali się nad fenomenem prezydenta. Z nieznanej Dilmy, szefowej swojego gabinetu, uczynił pierwszą kobietę, która będzie prezydentem Brazylii. Często ludzie głosowali na nią tylko dlatego, że Lula im tak mówił. Wierzyli, że skoro on ją wybrał na swą sukcesorkę, to musi być odpowiednią osobą. Brazylijczycy kochają go, ponieważ czują, że jest jednym z nich. W jego osobie uwidocznił się swoisty brazilian dream. Chłopiec, który skończył zaledwie cztery klasy szkoły podstawowej, miał trudne dzieciństwo został prezydentem Brazylii. Dla brazylijskiego społeczeństwa jest bohaterem. Po 8 latach rządzenia jego notowania znajdują się na niewyobrażalnie wysokim poziomie. Wybrał Dilmę, gdyż twierdzi, że chociaż nigdy nie zajmowała wybieralnego urzędu to jest świetną administratorką. Jego zdaniem właśnie takiego prezydenta Brazylia teraz potrzebuje. Być może coś w tym jest. Opozycja jednak natychmiast po ogłoszeniu wyników wyborów zapowiedziała, że Rousseff nie będzie już tak oszczędzana jak ukochany przez społeczeństwo Lula. Wpadki z ostatnich dni przed pierwszą turą wyborów spowodowały, że sporo osób odwróciło się od niej. Także jej życiorys jest odmienny od tego da Silvy, co może powodować, że społeczeństwo mniej będzie się z nią identyfikowało. Zdaje się jednak, że wygranie wyborów to nie jedyna rzecz, która Dilma może Luli zawdzięczać. Wsłuchując się w nieliczne głosy krytyki prezydenta może wyciągnąć wnioski dla siebie. Wprawdzie z argumentem „mógł zrobić więcej” trudno dyskutować, jednak są elementy, które mogą być przydatne. Luli zarzucano na przykład, że nie zreformował systemu podatkowego, który jest bardzo uciążliwy. Podkreślano, że wciąż aktualny jest problem korupcji. Da Silva nie zmienił także zakresu praw związków. Prezydenta krytykuje się również za zbyt wysokie pensje tak zwanej budżetówki. Wszystkie wymienione sprawy Lula obiecał zmienić gdy starał się o reelekcję. Wszystko to może zmienić Dilma. Wprowadziłaby niezbędne zmiany, usuwając się przy okazji z pola rażenia opozycji. Wiemy już, że raczej nie zmieni się podejście władzy do gospodarki. Luli zarzucano bowiem zbyt duży poziom angażowania się państwa w gospodarkę. Dilma musi być jednak świadoma, że pewne zmiany muszą być poczynione, aby Brazylia rozwijała się dalej. Konieczne są inwestycje długoterminowe w fabryki, drogi, zakłady przemysłowe. Aby przyciągnąć inwestorów należy dokonać reform uciążliwego systemu podatkowego oraz utworzyć fundusze, które spowodują zaangażowanie inwestorów międzynarodowych. Zapewne trudno będzie ograniczyć wydatki na pensje. Trzeba przecież zrewanżować się jakoś za udzielone poparcie w wyborach. Rousseff musi jednak skalkulować czy dla Brazylii i dla niej samej faktycznie nie byłoby lepiej gdyby zaoszczędzone w ten sposób pieniądze przeznaczyć na edukację i inwestycje. Dwaj ostatni prezydenci Brazylii byli z pewnością ludźmi nieprzeciętnymi. Popchnęli Brazylię w dobrym kierunku. Jeśli Dilma sprosta najważniejszym wyzwaniom i umiejętnie rozwiąże sprawy, których niedokończenie zarzucano Luli być może również dołączy do grona bohaterów brazylijskiej demokracji.
Lata rządów dwóch ostatnich prezydentów Brazylii to z pewnością dobry okres w historii tego państwa. Fernando Henrique Cardoso i Luiz Inacio Lula da Silva wprowadzili południowoamerykańskiego kolosa na międzynarodowe salony, wyciągnęli wielu Brazylijczyków z biedy. Problemy z poziomem edukacji i stanem infrastruktury muszą zostać rozwiązane, aby dorobek dwóch wielkich reformatorów nie został zmarnowany. Dilma Rousseff staje przed ogromnymi wyzwaniami. Jeżeli im sprosta, być może kraj samby stanie się wzorem dla innych. Stanie się pierwszym, prawdziwym, latynoamerykańskim mocarstwem.