Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Polityka Krzysztof Chaczko: Izrael wybiera (zmiany bez zmian)

Krzysztof Chaczko: Izrael wybiera (zmiany bez zmian)


07 luty 2009
A A A

Wtorkowe wybory do Knesetu raczej niczego nie zmienią w perspektywie regulacji konfliktu bliskowschodniego.

Główni kandydaci na stanowisko premiera, czyli Benjamin Netanjahu z Likudu oraz Tzipi Liwni z Kadimy, to przecież dawni znajomi z jednej partii. Oboje poróżnił Ariel Szaron i jego śmiałe pomysły polityczne. Netanjahu został w Likudzie, Liwni podążyła zaś za Szaronem, współuczestnicząc w budowaniu nowej, politycznej siły – Kadimy. Dziś, „uwolnieni” już od Szarona, Netanjahu jak i Liwni to najbardziej medialne postacie izraelskiej polityki a tym samym najpopularniejsi politycy w kraju. Byli ministrowie spraw zagranicznych, a obecnie liderzy dwóch najsilniejszych partii, spotykają się ponownie. Tym razem naprzeciw siebie. Jedno z nich na pewno zostanie premierem Izraela.

Wybór pomiędzy Likudem Netanjahu a Kadimą Liwni, to nie wybór pomiędzy wojną a pokojem. To wybór pomiędzy politycznymi osobowościami – uśmiechniętym, pewnym siebie i doświadczonym byłym premierem oraz pozornie niedostępną, zasadniczą ale jakże czarującą niedoszłą panią premier. Programowo nie różnią się jednak znacząco. Tak jak Netanjahu, Liwni nie śpieszno do odważnych kroków politycznych. Nie ma mowy o opuszczeniu Zachodniego Brzegu Jordanu czy podziale Jerozolimy. Nie ma mowy o oddaniu Wzgórz Golan Syryjczykom. Nie ma mowy o powstaniu państwa palestyńskiego. Szczególnie, iż większość Izraelczyków jest podobnego zdania.

Co innego, gdyby o wygraną rywalizował Merec z Israel Beitenu. Wybór byłby jasny, gdyż ugrupowania te dzieli ogromny dystans polityczny. Jednak są to partie drugoplanowe, które właśnie „dzięki” jasnemu tudzież radykalnemu stosunkowi do kwestii palestyńskiej, nigdy nie będą na szczytach władzy. Izraelskie partie, które osiągnęły zdolność inicjowania gabinetów rządowych i tym samym możliwość obsadzania fotela premiera, czyli Partia Pracy, Likud i ostatnio Kadima, pomimo tego, iż reprezentują przeciwne bloki polityczne, to w rzeczywistości poruszają się blisko centrum politycznego. Podobnie jak w dojrzałych demokracjach świata, tak i w Izraelu główne partie zbliżają się do siebie. Skrajność zostawia się dla partii nowych lub tych, co mogą sobie na to pozwolić.

Przyszły Kneset także nie powinien znacząco różnić się od bieżącego. Znów obecnych będzie około dziesięciu partii w parlamencie; znów ugrupowania religijne zdobędą 1/5 mandatów; znów opcje prawicowe przejmą w sumie większość głosów. Oznacza to z jednej strony, iż bez ugrupowania prawicowego nie da się zbudować większości parlamentarnej, a z drugiej strony, iż od dłuższego czasu w społeczeństwie izraelskim dominują takie właśnie poglądy. Zatem zwycięstwo Likudu ułatwi formowanie koalicji rządowej. Gabinetowy ,,parasol” Netanjahu objąć może praktycznie całą prawicę, łącznie z partiami religijnymi, co zapewni bezpieczną większość w Knesecie. Inny wariant byłego premiera, to rząd jedności narodowej z Kadimą i być może nawet Partią Pracy, co z kolei umożliwiłoby uwolnienie się od szantażu skrajnych opcji politycznych i zredukowałoby ilość ugrupowań koalicyjnych. W razie wygranej Kadimy, sytuacja będzie bardziej skomplikowana. Już raz nie udało się Liwni zmontować większości parlamentarnej, a przy słabym wyniku Partii Pracy, może to być jeszcze trudniejsze. Pomocna dłoń Netanjahu byłaby tu chyba jedynym rozsądnym rozwiązaniem.

Schemat rywalizacji politycznej w Izraelu także wraca na dawne tory. Jeśli wygra Likud, a wszystko na to wskazuje, powróci charakterystyczna dla Izraela rywalizacja dwubiegunowa, w której dwa duże bloki polityczne, systematycznie wymieniają się władzą. Kadima po prostu zasili blok lewicowy, tworząc wraz z Partią Pracy alternatywę dla rządów Likudu. Aż do kolejnych wyborów.

Zatem, o ile z pewnością nastąpi zmiana premiera w Izraelu, to mało prawdopodobne jest, iż pociągnie to za sobą jakąś znaczącą ewolucję w kierunkach polityki państwa żydowskiego. Parafrazując więc tytuł książki Remarque’a, można powiedzieć, iż niezależnie do tego, czy to będzie Netanjahu czy Liwni, to nowy premier Izraela zagwarantuje jedno: na Wschodzie bez zmian.

Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.