Krzysztof Chaczko: "Under a Blood Red Sky"
Izraelczycy i Palestyńczycy od dawna żyją pod ,,krwawym niebem” tragicznego konfliktu, który coraz bardziej przypomina błędne koło. Wojskowa interwencja w Strefie Gazy wpisuje się w ten nielogiczny schemat.
Bombardując a następnie wchodząc do Strefy Gazy, Izraelczycy wyznaczyli sobie kilka celów, z których najistotniejsze to powstrzymanie ataków rakietowych z Gazy, zniszczenie militarnego potencjału Hamasu oraz w konsekwencji rozbicie tej organizacji. Problem w tym, iż ten ostatni warunek może być niewykonalny. Na pierwszy rzut oka (choć i to niepewne), izraelska armia może zniszczyć sporą ilość magazynów z bronią, zgładzić wielu członków Hamasu oraz znacznie osłabić militarne struktury tej organizacji. Tylko czy tym samym unicestwi Hamas? Mocno wątpliwe, gdyż siła tej organizacji tkwi także w zapleczu społecznym, czyli w cywilnych zwolennikach. A tych zdaje się przybywać. Przecinające palestyńskie niebo izraelskie F-16 oraz widok wrogich jednostek pancernych, wzbudza emocje i uczucia, które z pewnością oddalają Palestyńczyków od opcji umiarkowanych. Także na Zachodnim Brzegu Jordanu.
Rozsądek podpowiada, iż Izrael nie mierzy w cywilów. Zatem nie jest w stanie zniszczyć społecznego zaplecza Hamasu. Ten sam rozsądek sugeruje, iż Hamas źle służy kwestii palestyńskiej. Nie mogąc pokonać państwa żydowskiego, Hamas prowokuje Izrael, gdyż dzięki agresji, poczuciu krzywdy oraz radykalizacji nastrojów palestyńskich jest w stanie utrzymać się przy władzy. ,,Bullet the Blue Sky” – to program polityczny Hamasu. Problem tej organizacji powinni rozwiązać sami Palestyńczycy względnie ,,bratnie” kraje arabskie, gdyż one częściowo odpowiadają za obecną sytuację. Tyle, że wspomniane państwa reprezentują sprzeczne interesy i dziś nie są w stanie nawet zwołać wspólnie spotkania Ligi Państw Arabskich.
Stara mądrość mówi, iż szarpany za ogon wilk w końcu zaatakuje. Izrael został postawiony w sytuacji, gdzie musiał zareagować na ostrzał rakietowy. Była to niewdzięczna pozycja. Broniąc swoich obywateli, po raz kolejny naraził się na krytykę opinii światowej. Jednak wybierając pomiędzy etykietką ,,agresora” a ochroną własnej ludności, każdy szanujący się rząd wybrać powinien to drugie. Tym niemniej, od dawna bliskowschodnie decyzje zawierają w sobie elementy tragizmu, stąd tak wiele w nich ambiwalencji. Bo czy ktokolwiek poza Izraelem próbował odpowiedzieć na pytanie, jak należy reagować w momencie systematycznych, arabskich ataków (,,With a Shout Jerusalem”)? Przystać na śmierć własnych obywateli czy zaakceptować śmierć Palestyńczyków podczas interwencji militarnej? Cieszcie się krytycy na całym świecie, iż nie musicie odpowiadać na tak postawione pytania.
Tragizm tego niekończącego się konfliktu, potęguje poczucie beznadziejności w postaci bliskowschodniego błędnego koła. Swoisty ,,Running to Stand Still”. Oto atak na Gazę był po myśli Hamasu, który musiał liczyć się z siłową reakcją Izraela. Wojenna, arabska solidarność, ,,nagrodziła” Hamas skupieniem społeczno-politycznym wokół tej organizacji. Teraz on rozdaje arabskie karty; teraz on walczy o ,,wolność” palestyńską. Mało tego, jasne jest, iż Hamas nie pokona Izraela a państwo żydowskie nie unicestwi społecznego zaplecza Hamasu. Wciąż jednak spadają rakiety na Żydów; wciąż Izraelczycy odpowiadają ogniem. Spirala przemocy wzmaga nienawiść i ból, systematycznie oddalając (i tak już mocno oddalonych) Palestyńczyków od Żydów. Po interwencji, pewnie zarówno Izrael jak i Hamas ogłoszą zwycięstwo, przypieczętowane zawieszeniem broni… Do pierwszego wybuchu. I gdzie tu logika?
Mówiąc w sposób nieco metaforyczny, logika na Bliskim Wschodzie umierała wielokrotnie. Po raz pierwszy gdzieś w 1948 roku, kiedy to pod wpływem zwodniczego jak się okazało, impulsu państw sąsiednich, tutejsi Arabowie odmówili uznania podziału Palestyny na dwa państwa. Wybuchła wojna, przemieniając do dziś bliskowschodnie niebo w kolor czerwony. Później zarówno Żydzi jak i Arabowie uśmiercali ją systematycznie. Logika umiera także dziś. ,,In God’s Country”.
,,Nothing changes on New Year’s Day” śpiewał zespół U2 na płycie ,,War”(!). Przynajmniej w przypadku Bliskiego Wschodu, wciąż się to sprawdza.
*w tekście wykorzystano słowa z utworów U2.
Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.