Krzysztof Głowacki: Zagadka Kima
Phenian otacza zdrowie lidera całkowitą tajemnicą i dementuje wszelkie doniesienia o jego chorobie. Abstrahując od tego czy Kim Dzong Il żyje czy nie, jedno jest pewne - walka o schedę po „Ukochanym Wodzu” trwa od dawna.
Ostatnio prezydent Korei Południowej zwołał nadzwyczajne posiedzenie rządu w sprawie sytuacji w Korei Północnej. Zaznaczył, iż jakkolwiek nie odnotowano żadnych ruchów wojsk na Północy, zwrócił się do sił zbrojnych kraju o pozostanie w gotowości w razie jakichkolwiek nieprzewidzianych wydarzeń
Korea Północna utrzymuje jedną z największych armii na świecie, w ciągu ostatnich pięciu lat wydała na zbrojenia ponad 65 mld. dolarów. Oprócz dobrze wyszkolonych sił operacyjnych, ma też jeden z największych na świecie arsenałów chemicznych i biologicznych. Posiada obfite zapasy wąglika, cholery i dżumy, jak również osiem zakładów przemysłowych, wytwarzających środki chemiczne. Broń dostarczają nie tylko Chiny, ale także Rosja, Niemcy i Słowacja. Jak obliczyli analitycy, utrzymanie 1,7 mln żołnierzy pochłania ponad 25 proc. dochodu narodowego. Reżim może sobie jednak na to pozwolić, bo dostaje od świata pomoc żywnościową.
Wybrany w tym roku konserwatywny prezydent Korei Południowej Lee Myung-bak zapowiedział, że skończy z pomocą za wszelką cenę i przyjrzy się dokładnie, co jest kupowane za pieniądze, które wędrują na Północ. Odpowiedź drugiej strony była natychmiastowa. Reżim Kim Dzong Ila ogłosił, że jeśli nie dostanie żywności, ropy i pieniędzy to Zachód nie ma co marzyć o atomowym rozbrojeniu.
Zaostrzanie kursu
Aby pokazać wagę sytuacji, Phenian wznowił działania na poligonie, gdzie w październiku 2006 roku Korea Północna dokonała swej pierwszej próby jądrowej. Według agencji Yonhap, powołującej się na anonimowe koła rządowe Korei Płd., na poligonie w Punggieri na północnym wschodzie Korei Płn. zaobserwowano „aktywność”. Nad strefą unosi się dym, co może oznaczać iż palony jest sprzęt i ubiory ochronne, użyte w czasie prac mogących wskazywać na wznowienie działalności na poligonie.
Władze Korei Północnej oświadczyły ponadto, że w odpowiedzi na „konfrontacyjną” politykę południowego sąsiada będą stopniowo wycofywać postanowienia dobrosąsiedzkie, doprowadzając do zamknięcia granicy. Pierwsze ostrzeżenie w tej sprawie Phenian wysłał dwa tygodnie temu; wówczas była mowa o zamknięciu jakiegokolwiek ruchu przez granice. Teraz KCNA, rządowa agencja informacyjna Północy, oświadczyła iż zawieszone zostaną wycieczki do granicznego miasta Kaesong, gdzie południowokoreańskie firmy prowadzą działalność przemysłową. Wycofany zostanie także działający projekt wymiany handlowej poprzez jeden, specjalny pociąg. KCNA poinformowała ponadto, że Północna Korea będzie systematycznie wydalać południowych przedstawicieli handlowych z regionu Kaesong.
Na tym jednak nie koniec. Armia Korei Północnej zagroziła zredukowaniem Korei Południowej „do popiołów”, jeśli Seul nie zakończy… „polityki konfrontacji”. - Stawiamy sprawę jasno: jeśli marionetkowe władze południowokoreańskie nadal będą rozrzucać ulotki i prowadzić kampanię oszczerstw stosując zwykłe fałszerstwa, nasza armia podejmie zdecydowane działania. Niech marionetkowe władze pamiętają, że zaawansowane uderzenie wyprzedzające w naszym własnym stylu zredukuje wszystko przeciwne narodowi i reunifikacji do popiołów - poinformował rzecznik północnokoreańskiego wojska.
Południowokoreańskie organizacje od wielu lat wysyłają ulotki balonami. Analitycy twierdzą, że ostatnio stało się to dla Phenianu wyjątkowo trudne do zniesienia, gdyż poruszają one temat uważany w Korei Północnej za tabu - traktują o zdrowiu Kim Dzong Ila.
Ruletka spekulacji
Phenian otacza zdrowie lidera całkowitą tajemnicą i dementuje wszelkie doniesienia o jego chorobie. Zwłaszcza od września br., kiedy Kim Dzong Il nie był obecny na paradzie wojskowej w Phenianie z okazji 60. rocznicy powstania Korei Północnej. Wzbudziło to spekulacje na temat przyszłości komunistycznego reżimu. Aby zdementować pogłoski, północnokoreańska telewizja pokazała zdjęcia z inspekcji, której miał dokonać Kim w kobiecym oddziale artyleryjskim. Były to pierwsze zdjęcia przywódcy komunistycznej Korei, które zostały pokazane od ponad 2 miesięcy. Tłumaczenie Phenianu nie trafiło jednak na podatny grunt, zwłaszcza że do tej pory Kim nie opuścił żadnego z 10 poprzednich jubileuszy powstania państwa. Pikanterii całej sprawie dodały analizy, które zlecił Seul. Otóż, w opinii południowokoreańskich ekspertów, zdjęcia nie mogły zostać zrobione w październiku, gdyż drzewa znajdujące się w tle fotografii są zbyt zielone jak na tę porę roku.
Podobno ostatnio przywódca Korei Północnej obejrzał mecz piłki nożnej. - Po wszystkim Kim Dzong Il pogratulował piłkarzom, wyrażając satysfakcję z wysokiego poziomu gry - podała północnokoreańska agencja prasowa KCNA, publikując zdjęcia uśmiechniętego i zdrowo wyglądającego lidera. Nie podano jednak, kiedy mecz rozegrano. Zdjęcia także nie są datowane, lecz Kim ubrany jest na nich w jesienną odzież. Nie zahamowało to fali spekulacji, zwłaszcza, że dowodów na chorobę Kim Dzong Ila wciąż przybywa. W ubiegłym tygodniu „Ukochany Przywódca” nie pojawił się na pogrzebie jednego z wysokich urzędników państwowych, choć zazwyczaj bywał nawet na pogrzebach niższej rangi urzędników.
Aby rozwiać wątpliwości, północnokoreańska telewizja po raz kolejny wyemitowała zdjęcia Kim Dzong Ila, tym razem odwiedzającego bazę sił powietrznych. Dyktator uśmiecha się, ubrany jest w zimową parkę, futrzaną czapkę i grube rękawice. Tradycyjnie nosi też ciemne okulary. Niestety, wygląda na to, że zdjęcia przekazane zachodnim agencjom mogą być sfałszowane. - Postać „Drogiego Przywódcy” wklejono - sugerują The Times i BBC. Brytyjskie media udowadniają, że cień sylwetki północnokoreańskiego satrapy pada pod innym kątem niż cień sylwetek stojących przy nim żołnierzy. Jak pisze na swoich stronach internetowych BBC, linia na podeście, na którym stoją żołnierze za Kimem, urywa się akurat za sylwetką przywódcy. Dodatkowo po powiększeniu okazuje się, że sylwetka Kima jest mniej wyraźna niż tło.
Niedawno pikanterii całej sprawie dodał Francois-Xavier Roux, francuski neurochirurg, który leczył dyktatora w październiku. Stwierdził on, że Kim Dzong Il miał wylew krwi do mózgu, ale nie przeszedł operacji. Istnieją podejrzenia, że domniemany wylew mógł mieć wpływ na lewą rękę koreańskiego przywódcy. Na ostatnich zdjęciach przez większość czasu Kim ma ją ukrytą w kieszeni kurtki. Pokazano go też klaszczącego, jednak z powodu grubych rękawic ciężko ocenić sprawność dłoni.
Tabula rasa
- Zdjęcia Kima, które ostatnio opublikował Phenian, wydają mi się aktualne i autentyczne. Mam wrażenie, że to on sprawuje władzę - powiedział ostatnio Roux. Tak naprawdę nic nie jest jednak pewne. Jeden z japońskich badaczy reżimu północnokoreańskiego twierdzi, że Kim Dzong Il od dawna nie żyje. Według eksperta, dyktator zmarł na cukrzycę jesienią 2003 roku, a od tego czasu jego rolę pełni sobowtór. Toshimitsu Shigemura, naukowiec z prestiżowego Waseda University i autor bestsellerowej w Japonii książki „Prawdziwy charakter Kim Dzong Ila” ma na poparcie swej tezy kilka dowodów. Na podstawie analizy nagrania przekonuje, że głos z przemówienia wygłoszonego po spotkaniu z japońskim premierem Junichiro Koizumim w 2004 roku zupełnie nie przypomina oryginalnego Kima. Co więcej, wiosną 2006 roku amerykańskim satelitom szpiegowskim udało się sfotografować północnokoreańskiego przywódcę i okazało się, że jest on o 2,5 cm wyższy niż dotychczas.
Spekulacje Toshimitsu Shigemura mogą być powiązane z zamachem na satrapę, do którego doszło 22 kwietnia 2004 roku. Wtedy to, kilka godzin po przejeździe przez miejscowość Ryongchon pociągu, którym powracał z Chin Kim Dzong Il, nastąpiła potężna eksplozja. Zginęły co najmniej 154 osoby, w tym 76 dzieci z pobliskiej szkoły, a blisko dwa tysiące budynków uległo zniszczeniu.
- Nie mam wątpliwości, że nie był to, jak twierdził Phenian, wypadek, lecz zamach na Kima - twierdzi Jasper Becker, wieloletni reporter w Pekinie. Teorię angielskiego żurnalisty podzielają także reporterzy południowokoreańskiego miesięcznika Shin-Dong. Ujawnili oni niedawno, że wkrótce po katastrofie w Ryongchon tajna policja aresztowała i rozstrzelała kilku technokratów z rodzin bliskich pheniańskiemu dworowi, a jeżdżących często w delegacje do Chin. Najbardziej znany wśród rozstrzelanych był Huh Chang Suk, siostrzeniec byłego ministra spraw zagranicznych i krewny Kim Dzong Ila. Represje dotknęły również innych dygnitarzy. W grudniu 2004 roku aresztowany został szwagier Kima, numer dwa reżimu. Chang Song Taek trafił do aresztu domowego, a 80 innych aresztowanych razem z nim zesłano do gułagu. W niełasce znalazła się też żona Changa i siostra Kima, Kyong Hee. Zamachowcy z pokolenia 40-latków reprezentowali tę część partyjnego aparatu, która jest bardziej otwarta na świat i chciałaby rozpocząć reformy gospodarcze w chińskim stylu.
Kryzys dynastyczny
Abstrahując od tego czy Kim Dzong Il żyje czy nie, jedno jest pewne - walka o schedę po „Ukochanym Wodzu” trwa od dawna. Już dwa razy ktoś próbował zabić najstarszego syna przywódcy Korei Północnej. Anonimowy oficer wywiadu ujawnił w mediach, że do pierwszej próby zamachu na Kim Dzong Nama doszło w Chinach w połowie ub. roku. Do drugiej - w Austrii w listopadzie.
Mimo iż 33-letni Kim Dzong Nam nie pochodzi z prawego łoża i utracił łaski ojca za „nieodpowiednie zachowanie”, wymieniany jest przez wielu analityków jako następca dyktatora. Atutem Kim Dzong Nama jest fakt, że przez kilka lat pełnił funkcje kierownicze w służbach specjalnych i cieszy się ich zaufaniem.
To mocna karta przetargowa, zwłaszcza, że jako następcy wymieniani są także synowie trzeciej żony dyktatora, tancerki Ko Yong Hee. Chodzi o wykształconego w szwajcarskiej szkole 23-letniego Kim Dzong Czola i młodszego od niego o dwa lata Kim Dzong Una, który ponoć jest ulubieńcem ojca. W 2003 roku - czyli jeszcze za życia ich matki - propaganda północnokoreańska rozpoczęła jej „beatyfikację”. Podobnym kultem otoczono w latach 80. matkę szykowanego na nowego przywódcę Kim Dzong Ila.
Teoretycznie trzej synowie to naturalni kandydaci do schedy po ojcu, z drugiej jednak strony nie stanowią oni dostatecznej gwarancji przetrwania reżimu. Problemem jest wątłe zdrowie potencjalnych następców Kim Dzong Ila. Otóż, Kim Dzong Nam od dawna ma problemy z sercem. Kim Dzong Czol cierpi na zaburzenia hormonalne, a na dodatek jest uzależniony od środków przeciwbólowych. Stan zdrowia Kim Dzong Una też nie napawa optymizmem. Najmłodszy potomek dyktatora cierpi na nadciśnienie i cukrzycę, a stan jego zdrowia pogorsza się dodatkowo na skutek intensywnego picia alkoholu z powodu stresu.
Ciekawą kwestią jest także stopień realnego poparcia armii. Północnokoreańskie siły zbrojne są zbyt wielkie, by dało się je porządnie wykarmić i utrzymać w dobrych nastrojach, toteż reżim skupia się na dopieszczaniu jednostek elitarnych. Oddziały do zadań specjalnych mają się dobrze, natomiast zwykli żołnierze żyją w tak skrajnej nędzy, że nie jest jasne, czy dochowaliby wierności klanowi Kimów. Doświadczenia rumuńskie sugerują, że wiele zależy od okoliczności: w 1987 roku, kiedy zbuntowali się robotnicy w Braszowie, wojsko stłumiło ich protest, ale dwa lata później, kiedy to samo zrobiła mniejszość węgierska w Timiszoarze, armia sama wystąpiła przeciwko władzy.
Gdyby Kim Dzong Il „oficjalnie” zmarł, a w rodzinie nie byłoby oczywistego następcy, to prawdopodobne jest przejęcie władzy przez kolektyw, w którym pierwsze skrzypce odgrywaliby wojskowi. W 1998 roku zlikwidowano stanowisko prezydenta (pośmiertnie piastuje je Kim Ir Sen), a Kim Dzong Il sprawuje władzę w państwie jako przewodniczący Narodowej Komisji Wojskowej. Po jego śmierci ster władzy automatycznie powinien przejść w ręce wiceprzewodniczącego Komisji, marszałka Dzo Mjong Roka. Ten jednak jest stary i schorowany. Faktycznie przywództwo mogłoby przypaść innemu czołowemu oficerowi, np. ministrowi obrony Kim Il Czolowi. To jedyny zamach stanu, na jaki stać dziś Koreę Północną. Aktywna opozycja wobec reżimu praktycznie nie istnieje ani na emigracji, ani w kraju. Otwartą pozostaje jedynie kwestia, czy wewnętrzny przewrót byłby zmianą postępową, czy reakcyjną.