Lena Bera: Zapatrywania Bliskiego Wschodu na kandydatów do Białego Domu
Nie tylko Amerykanie z niecierpliwością odliczają dni do wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych, żywe zainteresowanie przejawiają również Muzułmanie, którzy rozważają potencjalne korzyści z wyboru Obamy lub McCaina. Według sondażu przeprowadzonego na początku roku na Amerykańsko-Islamskim Światowym Forum, Barack Obama byłby najlepszym kandydatem do Białego Domu. Jeśli wierzyć internetowym chatom skrajnej, amerykańskiej prawicy, popularność senatora z Illinois wśród Muzułmanów na Bliskim Wschodzie związana jest z zarzutami wobec Obamy, że jest on „kryptomuzłumaninem” oraz że jego kampania wyborcza w dużej mierze finansowana jest przez Arabów związanych z siatką terrorystyczną. Wydaje się czymś naturalnym, że kandydat który ma muzułmańskie imię, który ostro sprzeciwia się kontrowersyjnej polityce administracji Busha, wywołuje pozytywny entuzjazm a nie jego republikański oponent, który w dużej mierze chce kontynuować politykę swego poprzednika. W związku z tym jest niemal rzeczą dziwną, że ostatnie statystyki z regionu, pokazują że poparcie dla Baracka Obamy jest dużo niższe, niż moglibyśmy przypuszczać.
Chłodne uczucia jakie żywią Muzułmanie związane są z rosnącym od ośmiu lat, generalnie cynicznym stosunkiem wobec Ameryki. W międzynarodowym sondażu przeprowadzonym wiosną ubiegłego roku na temat oczekiwań wobec nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych, wyniki w pięciu krajach muzułmańskich starły się z bardziej optymistycznymi nadziejami w innych krajach. Większość biorących udział w sondażu uważa, że amerykańska polityka nie zmieni się, a raczej może stać się jeszcze gorsza.
Od Teheranu po Tunis utwierdziło się powszechne przekonanie, że z powodu koloru skóry, muzułmańskiego imienia, bądź też chęci porzucenia imperialnego kursu politycznego, amerykański establishment nie pozwoli wygrać wyborów Obamie. Wśród muzłumańskich intelektualistów powszechna jest opinia, że do czasu listopadowych wyborów, faworyt Demokratów będzie niejako zmuszony ulegać kaprysom grup interesu, jak na przykład bardzo wpływowemu lobby pro-Izraelskiemu, tak więc jego polityka zagraniczna prawie nie będzie odbiegać od polityki Busha. Często cytuje się słowa Baracka Obamy wygłoszone w czerwcu przed Amerykańsko- Izraelskim Komitetem w Waszyngtonie, w którym to kandydat Partii Demokratycznej nawoływał do zjednoczonej Jerozolimy, stolicy Izraela, później swoje stanowisko nieco złagodził. Jego późniejsza wizyta w pięciu krajach regionu, jedynie wzmocniła te wątpliwości.
Spora część arabskich gazet zwróciła uwagę, że podczas 36-godzinnej wizyty w Izraelu, Barack Obama poświęcił zaledwie godzinę palestyńskim władzom. „Potrzebny jest mikroskop aby ukazać różnice pomiędzy stanowiskiem Obamy podczas jego ostatniej podróży na Bliski Wschód, przede wszystkim w części Izraelsko-Pakistańskiej wizyty a stanowiskiem i polityką obecnie prowadzoną przez administrację Busha” zwraca uwagę dziennikarz z pan-arabskiego dziennika Al Hayat. Rzecznik Hamasu deklaruje, że polityka Obamy jak również jego rywala McCaina wydaje się być równie nieprzyjazna. Z drugiej zaś strony, jeden z liderów Hamasu powiedział niedawno, że „lubi” Demokratę, i ma nadzieję, że to on wygra w listopadowym starciu.
„Arabowie są podzieleni na sceptyczną większość, która nie dostrzega różnicy pomiędzy Johnem McCainem i Barackiem Obamą oraz pełną nadziei mniejszość, która wierzy że Obama jest wstanie zawęzić przepaść dzielącą świat Muzułmański i Zachód,” twierdzi Marwan Bishara, szef działu politycznego telewizji al Jazeera.
Jihad al-Khazen, redaktor Al Hayat sugeruje, że prezydenckie plany Obamy, zaczęły już wywierać wpływ na amerykańską politykę. Autor zwrócił uwagę, że zarówno Bush jak i McCain początkowo atakowali deklaracje chęci dialogu z Iranem składane przez Partię Demokratyczną, jako „politykę ustępstw”, a ich żądania natychmiastowego wycofania wojsk z Iraku, za niepoważne. Mimo to administracja Busha ostatnio po raz pierwszy wysłała swojego przedstawiciela aby przyłączył się do rozmów z Iranem o jego nuklearnych ambicjach. Niedawno Prezydent Bush mówił również o potrzebie zakreślenia granic czasowych amerykańskiej obecności w Iraku.
Tak jak możemy się spodziewać, że Muzułmanie będą popierać Obamę, tak Żydzi z Izraela, zawsze koncentrujący się na bezpieczeństwie i zaniepokojeni potencjalną utratą wsparcia słabnącego supermocarstwa będą opowiadać się za McCainem i dotychczasowym politycznym kursem republikanów.
Wydaje się, że wybór Baracka Obamy na prezydenta przyniesie „zmianę” na Bliskim Wschodzie. Porzucone zostaną obsesyjne plany Busha podporządkowania sobie Bliskiego Wschodu. Kandydat Partii Demokratycznej w przeciwieństwie do McCaina będzie zwolennikiem rozwiązywania problemów w regionie na drodze politycznego dialogu a nie zbrojnej napaści. Jak będzie w rzeczywistości, czas pokaże.