Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Polityka Maciej Grzywacz: Wybory w USA według amerykańskiej dyplomacji

Maciej Grzywacz: Wybory w USA według amerykańskiej dyplomacji


30 marzec 2012
A A A

Ambasador USA w Norwegii Barry B. White przedstawił główne aspekty kampanii wyborczej. Wykład i dyskusja ze studentami odbyły się w czwartek (29.03) na Norweskim Uniwersytecie Nauki i Technologii w Trondheim.

Wystąpienie ambasadora Barrego W. White'a rozpoczęło się od przedstawienia sylwetek polityków ubiegających się o kandydowanie z ramienia partii republikańskiej. Ci, którzy już odpadli z rywalizacji zostali tylko wymienieni z nazwisk, z kolei pozostający wciąż w grze zostali opisani bardziej szczegółowo.

Ambasador w trakcie całego spotkania nie krył, że to Mitt Romney ma największe szanse na start w głównej rozgrywce jesienią tego roku. Pozostali kandydaci są daleko w tyle w uzyskiwaniu głosów poparcia, a co gorsze budżety ich sztabów powoli nie wytrzymują wyścigu o nominację. Wyraźnie zaznaczone również zostały konserwatywne poglądy Ricka Santorum, które mogą dziwić obserwujących politykę w raczej liberalnym kraju jakim są Stany Zjednoczone.

Ważnym elementem wykładu było przedstawienie rozkładu głosów w tzw. niepewnych stanach (swing state) . Po raz kolejny ważną rolę odgrywa Floryda, która desygnuje dwudziestu siedmiu elektorów. Łączna liczba głosów, o które trzeba jeszcze walczyć to sto sześćdziesiąt jeden, która dotyczy jedenastu stanów. Nie dziwi więc fakt, że na liście potencjalnych kandydatów na wice prezydenta górują politycy z tych właśnie stanów, co ma na celu uzyskanie większej ilości głosów właśnie tam. Sugerując się historycznymi wynikami i przewidywaniami, można stwierdzić, że obecnie prezydent Obama ma 196 głosów, a Republikanie(nie znając jeszcze osoby kandydata) 181 głosów w kolegium elektorskim. Co ciekawe, zaznaczył ambasador, by wygrać ,zgodnie z amerykańskim systemem wyborczym, wystarczy tak na prawdę uzyskać głosy z kilkunastu spośród 51 okręgów.

Statystyki przedstawione w trakcie wykładu wskazały, że Amerykanie nie kierują się wizją polityki zagranicznej kandydata podczas oddawania głosu. Najważniejsze jest podejście do gospodarki, bezrobocia czy deficytu federalnego. W tegorocznej debacie wyborczej ważne miejsce zajmuje kwestia zeszłorocznej reformy zdrowotnej. Ta kwestia w badaniach opinii publicznej zajęła ważniejszą pozycję niż terroryzm i bezpieczeństwo społeczne czy podatki.

Według ambasadora prawdziwa kampania wyborcza rozpocznie się pierwszego września, kiedy to poznamy bezpośrednich rywali o fotel prezydenta. Wtedy też dopiero szary Amerykanin zacznie interesować się na poważnie wyborami. Istotną rolę w budowaniu elektoratu, który jeszcze nie ma swojego zdania, odegrają debaty telewizyjne. Trzy z nich prawdopodobnie będą bezpośrednim starciem kandydatów na urząd prezydenta, a w czwartej spotkają się ubiegający się o fotel wice prezydenta.

Ambasador Barry W. White odwiedził uczelnię w Trondheim już drugi raz w swojej karierze dyplomaty. Jak sam przyznał, jego zadaniem jest budowanie dobrych relacji USA z Królestwem Norwegii. Ambasador nie krył swojego poparcia dla Barracka Obamy, i otwarcie przyznał że należy do grupy dyplomatów wybranych z powodu przynależności do Partii Demokratów. Swoją służbę w Oslo rozpoczynał od przygotowania wizyty prezydenta Obamy w związku z przyznaniem Nagrody Nobla, która wywołała burzliwą dyskusję o jej znaczeniu.