Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Polityka Maciej Konarski: Bomba zegarowa

Maciej Konarski: Bomba zegarowa


14 grudzień 2009
A A A

Niespełna dziesięć lat temu Zachodnia Afryka jako żywo przypominała conradowskie „jądro ciemności”. Dziś, za sprawą gwinejskiego kryzysu, demony przeszłości mogą tam powrócić.
Kraj na skraju chaosu, nieprzewidywalna wojskowa junta, groźba zagranicznej interwencji – tak wygląda dziś rzeczywistość Gwinei. Sytuacja w tym zachodnioafrykańskim państwie zdestabilizowała się gwałtownie w grudniu zeszłego roku, po nagłej śmierci prezydenta Lansany Conté, którego 24-letnie brutalne i skorumpowane rządy zdominowały najnowszą historię Gwinei. W wyniku zamachu stanu władzę przejął wówczas młody kapitan Moussa Dadis Camara, który stanął na czele wojskowej junty, nazwanej dla niepoznaki Narodową Radą na rzecz Demokracji i Rozwoju (CNDD).

Ot, typowa afrykańska historia chciałoby się powiedzieć. I rzeczywiście - Camara, z którym tysiące Gwinejczyków wiązały początkowo wielkie nadzieje rychło zaczął przypominać typowego afrykańskiego „mocnego człowieka”, który pod demokratyczną retoryką skrywa dyktatorskie zapędy. Wrażenie to pogłębiło się zwłaszcza po zmasakrowaniu opozycyjnego wiecu w Konakry, gdzie we wrześniu 2009 r. wojsko i policja zabiły (w zależności od źródeł) od 56 do 157 demonstrantów.

Sytuacja w Gwinei zmieniła się jednak diametralnie w ostatnich dniach. 3 grudnia Camara został ciężko ranny w wyniku zamachu dokonanego przez zbuntowanych żołnierzy, którymi kierował... jego najbliższy doradca. Nie była to pierwsza próba obalenia świeżo upieczonego dyktatora. Trudno powiedzieć, czy była ona wynikiem wewnętrznych tarć wewnątrz junty, czy też, jak chcą zwolennicy Camary, stali za nią ludzie (członkowie dawnego reżimu, koncerny górnicze, kartele narkotykowe – niepotrzebne skreślić), którym kapitan nadepnął na odcisk swoją antykorupcyjną krucjatą. Jedno jest pewnym – gdy Camara wypadł z gry (jest obecnie leczony w Maroku) sytuacja w Gwinei stała się bardziej niestabilna niż kiedykolwiek. Przedstawiciele regionalnej Wspólnoty Ekonomicznej Państw Zachodniej Afryki (ECOWAS) zasugerowali wręcz, że konieczna może się okazać wojskowa interwencja, aby zapobiec rozlaniu się gwinejskiego chaosu na resztę regionu. Przedstawiciele junty rzecz jasna ostro zareagowali, ogłaszając, iż każdą próbę zagranicznej interwencji potraktują jako akt agresji. Z kolei miejscowa opozycja (złożona w dużej mierze z przedstawicieli dawnego reżimu Conté) ośmielona ostatnimi wydarzeniami żąda od wojskowych całkowitej rezygnacji z władzy.

Być może racje mają ci, którzy spekulują, że sprawujący obecnie władzę minister obrony Sekouba Konate, człowiek uznawany za odpowiedzialnego i apolitycznego żołnierza, zdoła zaprowadzić spokój. Jeżeli jednak sytuacja w Gwinei wymknie się spod kontroli rezultaty mogą się okazać tragiczne nie tylko dla tego kraju, lecz dla całego regionu.

Gdybym miał wybrać region Afryki najciężej doświadczony przez historię, wybrałbym właśnie Zachodnią Afrykę. Najpierw przez stulecia szaleli tam europejscy łowcy niewolników, którzy uczynili z tej części kontynentu prawdziwą cywilizacyjną czarną dziurę. Później przyszedł kolonializm, a za nim niepodległość, która nowoutworzonym państwom przyniosła najczęściej nędzę i rozmaitej maści dyktatury. Ostatni akt dramatu stanowią lata dziewięćdziesiąte XX wieku, gdy przy okazji tego co historycy nazywają elegancko „upadkiem ładu zimnowojennego” Zachodnia Afryka pogrążyła się w niemal zupełnym chaosie. Krwawe, niekiedy kilkunastoletnie, wojny domowe ogarnęły wówczas Liberię, Sierra Leone, Wybrzeże Kości Słoniowej, Gwineę Bissau, a konflikty na mniejszą skalę toczyły się (toczą) w roponośnej delcie Nigru i senegalskiej prowincji Casamance. Warto pamiętać, że właśnie na skutek tamtych konfliktów do społecznej świadomości przebiły tak popularne dziś pojęcia, jak „dzieci żołnierze” czy „krwawe diamenty”. Obecnie większość z wymienionych powyżej krajów mozolnie odbudowuje się z całkowitej ruiny, którą przyniosły im wojny i dyktatury, inne wciąż próbują doprowadzić do końca trudne procesy pokojowe. Wciąż potencjalnie niestabilne pozostają też kraje w rodzaju Gwinei Równikowej, Kamerunu, Mauretanii czy Togo, rządzone przez mniej lub bardziej brutalne dyktatury.

Wszystko to stanowi wybuchową mieszankę, którą odpowiedni katalizator może łatwo zdetonować. Dość powiedzieć, że Camara największe oparcie ma w swych rodakach z plemienia Kpelle, zamieszkującego pogranicze Gwinei, Liberii i Sierra Leone. Nie należy jednak skupiać się wyłącznie na czynniku etnicznym, który zbyt często traktowany jest jako klucz do wszystkich problemów kontynentu. W Afryce, a zwłaszcza w jej zachodniej części, struktury państwowe są bowiem zazwyczaj tak słabe, że niewiele trzeba, aby wojna w jednym kraju rozlała się na sąsiednie państwa. Zwłaszcza na takie jak Gwinea Bissau i Mauretania, gdzie ostatnimi czasy doszło do serii zamachów stanu; jak Liberia i Sierra Leone, które w dużej mierze leżą jeszcze w gruzach; jak Wybrzeże Kości Słoniowej, gdzie pokój pomiędzy uczestnikami niedawnej wojny domowej jest wciąż bardzo kruchy. Również „kryzys 3xF” (Financial, Food, Fuel) ze swej strony mocno podsyca społeczne napięcia i resentymenty w całym Trzecim Świecie. Ponadto nie należy zapominać, iż wielu skorzystałoby na ponownej destabilizacji Zachodniej Afryce – niektórzy lokalni przywódcy z nadmiarem ambicji, handlarze bronią i surowcami, kartele narkotykowe, które coraz śmielej wchodzą na afrykańskie podwórko…. Przy najbardziej pesymistycznym scenariuszu niestabilny pokój w Zachodniej Afryce mógłby ponownie zamienić się w kompletny chaos, czego efektem byłaby humanitarna katastrofa i trudne do przewidzenia skutki polityczno-gospodarcze.

Miejmy jednak nadzieję, że z dużej chmury spadnie mały deszcz. Świat i Afryka są dziś mimo wszystko nieco inne niż w latach 90-tych. Może niekoniecznie rozwiązaniem gwinejskiego kryzysu musi być wspomniana interwencja w wykonaniu ECOWAS, która już raz (w Liberii) zakończyła się jedną wielką katastrofą, ale bez wątpienia najgorsze jednak co może zrobić społeczność międzynarodowa, to zignorować potencjalne zagrożenie. Mało ważne z europejskiego punktu widzenia? Cóż, na krótką metę być może. Nie oszukujmy się jednak, że konflikty w odległych jak ten zakątkach globu nie mają żadnego wpływu na naszą rzeczywistość. Truizmem będzie przecież powiedzieć, że zglobalizowany świat jest dziś systemem naczyń połączonych. Efekty ewentualnego kryzysu w Zachodniej Afryce mogą więc dotrzeć na nasz kontynent, chociażby w postaci fal uchodźców i zorganizowanej przestępczości. Tak dzieje się zresztą częściowo już dziś. Dość powiedzieć, że kokaina którą ponoć wciągał ostatnio pewien znany polski senator z dużym prawdopodobieństwem mogła trafić do Europy właśnie via Zachodnia Afryka. Ale to już zupełnie inna historia…

Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.