Maciej Konarski: Cicho jedziesz, dalej zajedziesz (komentarz)
Trzydziestoletnie rządy Teodoro Obiang Nguemy to spełnienie snu każdego dyktatora – mały kraik do niepodzielnego władania, dużo zysków z ropy i absolutny święty spokój.
Przez światowe media praktycznie niezauważony przeszedł opublikowany w ostatnią środę raport Rady Praw Człowieka ONZ o sytuacji w Gwinei Równikowej. Manfred Nowak, austriacki profesor prawa, szeroko opisuje w nim praktyki jakich dopuszczają się władze tego zachodnioafrykańskiego państwa. Bezprawie, całkowita arbitralność władz, dyspozycyjne sądownictwo i całkowity brak wolności słowa to codzienność Gwinei Równikowej. Tortury, których okrucieństwa nie powstydziłaby się żadna z totalitarnych bezpiek, pozostają głównym środkiem za pomocą którego władza kontaktuje się ze swymi przeciwnikami, a z więzień, takich jak budząca grozę w całej Afryce „Czarna Plaża”, mało kto wychodzi żywym.
Raport Nowaka nie odkrywa jednak przysłowiowej Ameryki. „Horror” czy „piekło na ziemi” to bowiem częste słowa za pomocą, których obrońcy praw człowieka opisują Gwineę Równikową.
Tym niewielkim (28 051 km² powierzchni, nieco ponad 600 tys. mieszkańców) państwem od niemal trzydziestu lat rządzi niepodzielnie prezydent Teodoro Obiang Nguema. Władzę w Gwinei Równikowej zdobył w 1979 roku, kiedy to wyniku zamachu stanu obalił swego wuja Francisco Maciasa Nguemę Biyogo – psychopatę, który w ciągu zaledwie 11 lat wymordował jedną czwartą mieszkańców kraju. Jako nowy dyktator okazał się bardziej obliczalny, co jednak nie zmienia faktu, że Gwinea Równikowa jest uznawana za jedno z najbardziej tyranizowanych państw na świecie, a reżim Nguemy - za jeden z najokrutniejszych w całej Afryce. Co więcej, jest to również reżim wyjątkowo skorumpowany, dla którego państwo to nic więcej jak prywatny folwark. Dyktator i członkowie jego rodziny opływają w bajeczne luksusy podczas, gdy większość mieszkańców Gwinei Równikowej żyje w beznadziejnej nędzy.
Wszystko to wystarczy by umieścić Nguemę w jednym szeregu z kreaturami pokroju Saddama Husajna czy Kim Dzong Ila. W porównaniu z nimi kacyk z Malabo nie przykuwa jednak nawet promila okazywanego im zainteresowania. Co więcej zdecydowana większość światowych przywódców traktuje go nie jak pariasa, lecz jak szanowanego męża stanu.
W czym tkwi klucz do „sukcesu” Nguemy? Przede wszystkim w ropie naftowej, której Gwinea Równikowa jest trzecim co do wielkości producentem w Afryce. To dzięki „czarnemu złotu” Nguema był dla administracji George’a W. Busha oficjalnym „przyjacielem”, a nie kolejnym punktem na „Osi Zła”.
Jeżeli taki przykład daje główny światowy „Promotor demokracji” to trudno by skrupuły okazywali tradycyjnie cyniczni Francuzi czy Chińczycy. Nguema pozostaje rozsądnym partnerem handlowym, nie napastuje sąsiadów, nie bawi się w antyimperialistyczne koalicje, nie marzy o broni masowego rażenia – dlaczego więc nie prowadzić z nim interesów? Przecież nawet papież Benedykt XVI przyjął go w 2005 roku na prywatnej audiencji.
Ropa to jednak wygodne, lecz nie jedyne rozwiązanie tej zagadki. Umówmy się bowiem, że dla obrońców praw człowieka zawsze znajdą się bardziej atrakcyjne tematy – Tybet, Darfur, Guantanamo, Abu Ghraib, czy w ostateczności zakaz warszawskiej parady równości. Leżąca na medialnym końcu świata Gwinea Równikowa nigdy nie wzbudzi takich emocji. Teoretycznie i Zimbabwe jest równie mało medialne mogą zakrzyknąć co poniektórzy. Racja, sęk jednak w tym, że rządzący tam Robert Mugabe za bardzo chyba wczuł się w rolę pogromcy białych i herolda antyzachodniej krucjaty, stąd łatwo go obsadzić w roli Czarnego Luda. Nguema może i przyjaźni się z „towarzyszem Bobem”, lecz jego błędów rozsądnie nie powiela i jak tylko może unika zwracania na siebie uwagi świata.
Ropa i nie wychodzenie przed szereg okazują się więc być doskonałym przepisem na idealną dyktaturę. Rodzina Nguemy jeszcze wiele lat będzie więc zapewne władać nieszczęsną Gwineą Równikową – i bawić się na światowych salonach.
Zdjęcie (cc.) flickr
Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża jedynie prywatne poglądy autora.