Maciej Konarski: Są jeszcze sądy w Johannesburgu
Afrykanerzy mogą dziś z satysfakcją trawestować słynną wypowiedź pruskiego młynarza. Wszystko za sprawą wyroku sądowego zakazującego odśpiewywania słów słynnej, pamiętającej czasy apartheidu pieśni Afrykańskiego Kongresu Narodowego, wzywającej do zabijania białych. Rząd RPA lubi prezentować swój kraj jako przykład udanej transformacji i pojednania, w którym w jednym państwie - w ramach jednego „tęczowego narodu” - żyją mniej lub bardziej zgodnie przedstawiciele najrozmaitszych ras, narodów i religii. Jest w tym na pewno sporo racji - gdy 16 lat temu upadał system apartheidu, mało kto spodziewał się, że jego końcowi towarzyszyć będzie tak mało wstrząsów. Do prawdziwego pojednania między białymi a czarnymi mieszkańcami RPA jest jednak wciąż bardzo daleko i co chwila ujawniają się podskórne napięcia wywołane dziedzictwem apartheidu. Ostatni raz w zeszłym tygodniu.
Sąd w Johannesburgu wydał 26 marca głośny wyrok uznający fragmenty starej antyapartheidowskiej pieśni Ayesaba Amagwala (pol. "tchórze są przerażeni") za bezprawną i niekonstytucyjną "mowę nienawiści". Chodzi mianowicie o słowa dubul' ibhunu, które w przekładzie na język polski znaczą mniej więcej "zastrzelić Burów". Sąd przychylił się w ten sposób do argumentacji członków afrykanerskiej prawicowej partii politycznej Front Wolności Plus oraz platformy społecznej AfriForum, które zaskarżyły pieśń pod zarzutem, że wzywa ona do mordowania białych. Wyrok wywołał duży rezonans w RPA. Donosiła o nim nawet światowa prasa.
Na decyzję sądu z furią zareagowali politycy rządzącego w RPA Afrykańskiego Kongresu Narodowego (ANC), który stanowił przed laty główną siłę walczącą z apartheidem i który traktuje pieśń jako część swego historycznego dziedzictwa. Rzecznik partii Jackson Mthembu nazwał wyrok "niekompetentnym", a sekretarz generalny Gwede Mantashe - "niewykonalnym". Ze strony polityków ANC oraz zaprzyjaźnionych organizacji (komuniści, związki zawodowe itp.) padały pod adresem sądu oskarżenia o próbę "zamazywania historii" i "stawiania realizatorów apartheidu w pozycji ofiar". W innych, bardziej stonowanych wypowiedziach, politycy ANC przekonywali, że należy brać pod uwagę kontekst historyczny, w jakim powstała pieśń, a słowa "zastrzelić Burów" traktować metaforycznie – jako wezwanie do obalenia apartheidu, a nie mordowania Afrykanerów. Pojednawcze stanowisko zajął natomiast wywodzący się z ANC prezydent Jacob Zuma, który zauważył (niezwykle odkrywczo), że mieszkańcy RPA wciąż nie mogą sobie poradzić z dziedzictwem przeszłości. Zaapelował przy tym, aby skupić się na stojących przed krajem wyzwaniach społeczno-gospodarczych i rozpocząć ogólnonarodową dyskusję celem ustalenia wspólnej wizji kultury i historii kraju.
Opozycja nie kryje natomiast satysfakcji i chce iść za ciosem. Należy bowiem wspomnieć, że całą tę aferę wywołał przede wszystkim szef młodzieżówki ANC Julius Malema, który słynie z radykalizmu i kontrowersyjnych wypowiedzi, a ostatnimi czasy upodobał sobie publiczne śpiewanie Ayesaba Amagwala. Politycy Frontu Wolności Plus i liberalnego Sojuszu Demokratycznego złożyli teraz przeciw niemu skargę w sądzie i przed Południowoafrykańską Komisją Praw Człowieka, domagając się, aby nałożono na Malemę sądowy zakaz publicznego śpiewania tej pieśni. "Gdy upadał apartheid Malema miał tylko 9 lat" przypominają, dodając, że gdy śpiewa on w 2010 roku o strzelaniu do Burów, to nie można tego tłumaczyć jedynie siłą partyjnej tradycji.
Inna sprawa, że w tym przypadku słowa rzeczywiście mogą zabijać. Od upadku apartheidu na południowoafrykańskiej prowincji zamordowano, często w bardzo brutalny sposób, blisko trzy tysiące białych farmerów, z których większość stanowili Afrykanerzy. Rząd twierdzi, że jest to po prostu jedna z odsłon ogólnokrajowego problemu przestępczości, lecz wielu Afrykanerów uważa, że mordy są popełniane z przyczyn politycznych i mają na celu wypędzenie ich z ziemi przodków. Radykałowie mówią wręcz o "pełzającym ludobójstwie". W tym samym tygodniu, gdy sąd w Johannesburgu wydawał swój wyrok, doszło do kolejnych czterech morderstw. W tym kontekście publiczne śpiewanie przez członków rządzącej partii o zabijaniu Burów nie pomaga – delikatnie mówiąc – rozwiać afrykanerskich obaw.
ANC zachowuje póki co nieprzejednane stanowisko i zapowiada apelację do sądu najwyższego. Bez względu jednak na jej wynik można już teraz powiedzieć, że mamy do czynienia z pewnym ewenementem. Dotychczas bowiem w tego typu konfliktach to Afrykanerzy znajdowali się w permanentnej defensywie. Musieli odpierać częste oskarżenia o rewanżyzm i historyczny rewizjonizm (jak w przypadku afery wokół pieśni De la Rey), a każdy wywołany przez białych rasistów i radykałów incydent był skrupulatnie nagłaśniany, podczas gdy przejawy dyskryminacji Afrykanerów zamiatano pod dywan. Teraz role się odwróciły i, choć nie można powiedzieć, że sytuacja białych w RPA jest zadowalająca, to piątkowy wyrok udowadnia, że nadal działają w tym państwie mechanizmy ochrony mniejszości. Apokaliptyczne przestrogi przed rozpadem tego najbogatszego w Afryce kraju i wielką międzyrasową rzezią możemy więc póki co włożyć między bajki.