Maciej Konarski: Światowa gospodarka potrzebuje dobrych wieści (komentarz)
W obliczu groźby globalnej recesji sukces rozpoczętej w poniedziałek konferencji ministerialnej WTO mógłby stać się niezwykle pozytywnym impulsem dla światowej gospodarki. Główni gracze wciąż nie wydają się być jednak skłonni do kompromisu.
Minęło niemal siedem lat odkąd pod auspicjami Światowej Organizacji Handlu (WTO) rozpoczęły się negocjacje w ramach rundy Doha i te siedem lat należy uważać za stracone. Mimo wielkich nadziei nie udało się doprowadzić do znaczącej liberalizacji światowego handlu, zwłaszcza w zakresie produktów rolnych. Co więcej, różnice stanowisk pomiędzy państwami rozwijającymi się a bogatą Północą okazały się tak duże, że dyrektor generalny WTO Pascal Lamy był dwa lata temu zmuszony formalnie zawiesić negocjacje.
Dziś jednak światowej gospodarce sukces rundy Doha jest potrzebny bardziej niż kiedykolwiek. Zamieszanie na rynkach finansowych, globalny kryzys cen żywności i rosnące ceny paliw sygnalizują zbliżanie się globalnej recesji. Lamy oblicza tymczasem, że zawarcie porozumienia wpompowałoby do światowej gospodarki od 50 do 100 miliardów dolarów. Co więcej, potencjalny sukces negocjacji stanowiłby niezwykle pozytywny sygnał dla rynków światowych, jak również znak, iż globalny system handlu rozwija się w dobrym kierunku. Jest to o tyle istotne, że choć recesja jeszcze się nie zaczęła, to jej widmo w dużej mierze opanowało już umysły inwestorów i konsumentów.
Jest jeszcze druga strona medalu. Obserwatorzy zgodnie twierdzą, że kolejna porażka negocjacji może na długie lata zahamować liberalizację światowego handlu. Trudna sytuacja na światowych rynkach wzmacnia bowiem pokusę stosowania protekcjonizmu i ekonomicznego nacjonalizmu. W kontekście zbliżających się wyborów w USA i kilku innych krajach Zachodu porozumienie należy więc zawrzeć jak najszybciej, gdyż kolejne rządy mogą się okazać znacznie mniej skłonne do kompromisu. Ewentualne załamanie się negocjacji może też zachwiać zaufaniem do całego systemu WTO i zredukować rolę tej organizacji do pełnienia funkcji czysto arbitrażowych.
Zebrani w Genewie negocjatorzy z ponad 30 państw zapewne zdają sobie sprawę ze wszystkich szans i zagrożeń. Oficjalnie prezentuje się więc optymizm co do przyszłości rundy Doha, a liczbę omawianych zagadnień ograniczono do niezbędnego minimum. Sęk jednak w tym, że rozbieżności pozostają wciąż te same, skłonność do kompromisu mocno ograniczona. Przedstawiciele krajów rozwijających się nadal naciskają na zniesienia przez kraje bogate subsydiów rolnych, podczas gdy te ostatnie oczekują ustępstw w dziedzinie handlu artykułami przemysłowymi i usługami.
Na osiągnięcie porozumienia pozostało kilka dni. Nie da się ukryć, iż świat rozwinięty musi spojrzeć krytycznie na swą politykę rolną i przygotować się na ustępstwa. Rozdęte ponad miarę amerykańskie i europejskie subsydia rolne muszą zostać obcięte – zwłaszcza w obliczu światowego kryzysu cen żywności, który dla Północy jest uciążliwością, ale dla krajów rozwijających jest zabójczym, w dosłownym tego słowa znaczeniu, zagrożeniem. Wykluczona jest jednak sytuacja w której kraje rozwinięte w zamian za ustępstwa nie otrzymają nic, lub bardzo mało. Jeżeli negocjacje mają zakończyć się jakimkolwiek sukcesem każda że stron musi nieco cofnąć się ze swych pozycji, a retoryczne popisy i wypominanie historycznych krzywd są tu zupełnie nie na miejscu. Jeśli mamy uniknąć światowej recesji odpowiedzialność muszą wziąć na siebie wszyscy gracze. Oby świadomość tego zwyciężyła w Genewie nad krótkoterminowymi kalkulacjami.
źródło:nicholsoncartoons.com.au