Maciej Lizura: Netanjahu - między młotem a kowadłem
Wbrew oczekiwaniom społeczności międzynarodowej Benjamin Netanjahu nie przedłużył moratorium wstrzymującego rozbudowę osiedli żydowskich na Zachodnim Brzegu Jordanu.
Wprowadzone decyzją izraelskiego rządu 26 listopada ubiegłego roku moratorium wygasło w niedzielę 26 września o północy po dziesięciomiesięcznym okresie obowiązywania. Od jego przedłużenia Mahmud Abbas uzależniał dalszy udział Autonomii Palestyńskiej w negocjacjach pokojowych wznowionych na początku tego miesiąca w Waszyngtonie. Mimo prób rozwiązania tego problemu podczas kolejnych spotkań obu przywódców nie udało się osiągnąć kompromisu w tej sprawie.
Jednak Abbas nie zamierza zrywać negocjacji od razu. W oświadczeniu wydanym w niedzielę poinformował, że decyzję w tej sprawie podejmie po konsultacji z członkami Ligii Arabskiej zwołanej na jego prośbę 4 października. Wcześniej będzie uczestniczył w zebraniu Komitetu Centralnego Al Fatah oraz Komitetu Wykonawczego Organizacji Wyzwolenia Palestyny w celu wypracowania jednolitego stanowiska, co do dalszej kontynuacji dialogu z Izraelem.
Z powodu swojego nieprzejednanego stanowiska Netanjahu znalazł się w ogniu krytyki międzynarodowej. Nie pomogły zapewnienia, że rozbudowa będzie miała bardzo ograniczony charakter. Rzecznik departamentu stanu USA P.J. Crowley wyraził rozczarowanie decyzją Izraela o wznowieniu budowy osiedli żydowskich na Zachodnim Brzegu Jordanu. W proces negocjacyjny zaangażowana – w ramach kwartetu bliskowschodniego – była również ONZ i UE. Zarówno Ban Ki Moon jak i Catherine Ashton podkreślili nielegalność osadnictwa żydowskiego na Zachodnim Brzegu Jordanu i we Wschodniej Jerozolimie w świetle prawa międzynarodowego. Do krytyki przyłączył się także Nicolas Sarkozy nazywając izraelską decyzję „krokiem wstecz w procesie pokojowym”.
Już na początku negocjacji komentatorzy podkreślali, że z dniem, w którym kończy się moratorium może zakończyć się także proces pokojowy. Przez cały wrzesień zarówno dyplomacja USA jak i kwartet bliskowschodni wywierały presję na Netanjahu, aby przedłużył zakaz.
Obok nacisków ze trony społeczności międzynarodowej Netanjahu zmagał się również z silną presją wewnętrzną. W skład koalicji rządzącej wchodzą bowiem w większości ugrupowania prawicowe i nacjonalistyczne popierające osadników żydowskich, którzy stanowią ich główną bazę poparcia. Obecnie koalicja dysponuje 69 miejscami w 120 osobowym Knesecie, z czego 27 mandatów znajduje się w posiadaniu Likudu – partii Netanjahu. Pozostałe ugrupowania to Israel Beitenu (15 posłów), Partia Pracy (13), Shas (11) i Habajit Hajehudi (3). Część z nich sugerowała opuszczenie rządu w przypadku decyzji przedłużającej zakaz rozbudowy osiedli. Między innymi taką groźbę wysunęła pod koniec sierpnia partia Habayit Hajehudi. Jej odejście zbliżyłoby koalicję do niebezpiecznej granicy minimalnej większości w Knesecie (61 mandatów), co zmniejszyłoby skuteczność rządzenia.
Kolejnym, równie ważnym czynnikiem, który musiał uwzględnić Netanjahu byli osadnicy żydowscy, którym zawdzięcza po części swój sukces wyborczy i fotel premiera. W wyborach parlamentarnych w lutym 2009 roku oddali oni swój głos na Likud. W trakcie kampanii wyborczej obiecywał im, że przeciwieństwie do Ariela Szarona, który zlikwidował osiedla w Strefie Gazy w sierpniu 2005 roku, nie ewakuuje ich z Judei Samarii. Pod koniec stycznia 2009 roku, wbrew stanowisku USA oświadczył, że zezwoli na rozbudowę osiedli żydowskich na Zachodnim Brzegu Jordanu. Po kilku miesiącach nacisków dyplomacji amerykańskiej zgodził się na wprowadzenie dziesięciomiesięcznego moratorium narażając się na krytykę ze strony osadników żydowskich, których liczbę na Zachodnim Brzegu Jordanu szacuje się na 280 tysięcy. W przeddzień drugiej rundy izraelsko-palestyńskich negocjacji pokojowych zaplanowanych na 14-15 września Danny Dayan – przewodniczący wpływowej organizacji Yesha Council reprezentującej interesy prawie 400 tysięcy osadników z Zachodniego Brzegu Jordanu oraz Wschodniej Jerozolimy – groził upadkiem rządu w przypadku wydłużenia moratorium.
Podejmując decyzję o ewentualnym przedłużeniu moratorium Netanjahu musiał dokonać kalkulacji politycznej wybierając między podporządkowaniem się woli społeczności międzynarodowej a oporem ze strony członków własnego rządu oraz osadników żydowskich. Premier znalazł się w sytuacji mało komfortowej. Ulegając USA ryzykował konflikt w koalicji, który mógłby okazać się początkiem końca jego rządów. Utrata poparcia ze strony osadników żydowskich z pewnością zmniejszyłaby szanse na sukces wyborczy. Netanjahu wybrał więc „mniejsze zło” woląc poddać się krytyce międzynarodowej i – po raz kolejny – ryzykując nadwyrężenie izraelsko-amerykańskich stosunków.