Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Polityka Maciej Onoszko: Demokracja w Iraku - reaktywacja

Maciej Onoszko: Demokracja w Iraku - reaktywacja


22 maj 2005
A A A

Wydaje mi się, że debata na temat słuszności amerykańskiej interwencji w Iraku pozostanie nierozstrzygnięta przez jeszcze bardzo długi czas. Powiedziano i napisano o tym już bardzo wiele, a końca tych rozważań ciągle nie widać. Jest wielce prawdopodobne, że nawet uspokojenie sytuacji w Iraku nie zagwarantuje nam odpoczynku od tej kwestii – sporo osób przyzna, że to dobrze. Obecnie dyskurs na temat Iraku polega na tym, że zwolennicy polityki Busha rozpaczliwie próbują znaleźć dowody na zasadność interwencji, natomiast jej przeciwnicy skrupulatnie wyliczają straty i triumfalnie zauważają, że Amerykanie sami sobie tego piwa nawarzyli, więc niech je teraz piją. Pragnąłbym pozostać w tym sporze bezstronny, milcząco akceptując argumenty zarówno zwolenników, jak i przeciwników amerykańskich działań. Pozwolę sobie tylko zwrócić uwagę na przykry jego aspekt: jałowość i bezproduktywność tego rodzaju rozważań, samemu opowiadając się za jak najszybszym znalezieniem sposobu prowadzącego do unormowania dramatycznej sytuacji w Iraku. W chwili obecnej właśnie to zagadnienie powinno przede wszystkim skupiać uwagę międzynarodowej społeczności.

Amerykanie obalili irackiego dyktatora niesieni sztandarowym hasłem krzewienia demokracji na Bliskim Wschodzie. Jak dobrze wiemy, nie do końca im się to udało. Co prawda przeprowadzono wolne wybory, jednakże do wzięcia w nich udziału nie udało się przekonać, stanowiących około 35% irackiej populacji, sunnitów. Specjalnie nie powinno to nikogo dziwić, gdyż za czasów Hussaina, to sunnici tworzyli trzon zaplecza irackiego władcy – partii Baas. Konieczność dzielenia się władzą z szyitami i Kurdami byłaby dla nich ‘zamianą siekierki na kijek’. Pośrednio wynikającym z tego problemem są ataki terrorystyczne wymierzone w uczące się demokracji władze oraz raczkującą iracką policję. W związku z tak negatywnym nastawieniem części irackich autochtonów wobec demokratycznych instytucji, popularnym ostatnio argumentem stało się twierdzenie, iż ani Irak, ani żadne inne państwo Bliskiego Wschodu, nie jest w stanie działać na zachodnich zasadach opartych na demokracji. Odmiennego zdania jest Bernard Lewis, amerykański ekspert ds. bliskowschodnich, który broni swego zdania na łamach Foreign Affairs z maja/czerwca 2005 roku.

Gdy Napoleon Bonaparte w 1798 roku przybył do Egiptu głosząc hasła Rewolucji Francuskiej, spotkał się ze zrozumieniem lokalnych mieszkańców. Równość była dla muzułmanów całkowicie zrozumiałą wartością, szczególnie mocno akcentowaną w Koranie. Drugie hasło rewolucji – wolność, z czasem zaczęto w islamie rozumieć jako sprawiedliwość i w tym wymiarze została powszechnie zaakceptowana. Inne filary demokracji takie jak np. szukanie porozumienia w drodze konsultacji już były zakorzenione w islamskiej tradycji sprawowania władzy. Muzułmańscy władcy najczęściej podejmowali decyzje po konsultacjach z właścicielami ziem, kupcami, duchowieństwem. Nieobca była im również zasada wyboru władcy, jak również nawet możliwość zdjęcia go z funkcji na skutek decyzji podjętej przez najważniejszych przedstawicieli poszczególnych grup społecznych. Należy zauważyć, że Napoleon przywożąc zachodni porządek państwowy, zapoczątkował zmiany, które wywarły olbrzymi, niestety negatywny, wpływ na sposób sprawowania władzy w islamie.

Muzułmańscy władcy w XIX i XX wieku zaczęli odczuwać wielką potrzebę dorównania poziomem rozwoju państwom zachodnim. Powszechna modernizacja stała się ambicją sułtanów, paszy i szejków. Okazało się, że arbitralnie narzucone naśladownictwo wzorców podpatrzonych na Zachodzie dotyczyło przede wszystkim administracji państwowej. Władcy poszerzali swe aparaty represji, co umożliwiała im coraz nowsza, skuteczniejsza broń, rozwój nowych metod transportu, komunikacji międzyludzkiej. Wraz z tym procesem rozrastania się aparatu państwowego, stopniowo zapominano o konsultacjach z cieszącymi się autorytetem przedstawicielami ludności. W ten oto sposób powstawała elita, która legitymizację swej władzy zawdzięczała lokalnym władcom, a nie ludowi. W takiej atmosferze sprawowano w islamie władzę aż do lat 40. XX wieku, kiedy to nastąpiła kolejna zmiana.

Gdy upadła Francja i powstał kolaboracyjny rząd Vichy, stojącym na czele kolonii francuskich gubernatorom pozostawiono wolną rękę. Mogli sprzymierzyć się z Komitetem Wolnej Francji de Gaulle’a albo wybrać marszałka Petain’a. Syria i Liban wybrały druga opcję i na ich terytorium Niemcy zaczęli budować struktury partyjne odpowiadające charakterem NSDAP. Po pokonaniu hitlerowskich Niemiec, lokalni politycy szybko zaczęli tworzyć własne partie. W kwietniu 1947 roku w Syrii oficjalnie zarejestrowano partię Baas, która początkowo zaadaptowała nazistowskie metody sprawowania władzy. Niewiele później partia Baas przyjęła zasady narzucone przez komunistów. Komórka partii Baas została utworzona także w Iraku. W lipcu 1968 roku baasiści zorganizowali zamach stanu i przejęli władzę w Iraku. 

W ten oto sposób dotarliśmy do końca rozwoju myśli politycznej na Bliskim Wschodzie. Czy łatwo będzie wprowadzić demokrację po trwającym 200 lat okresie rządzenia na zasadach permanentnej indoktrynacji, odcinania lokalnych autorytetów od wpływu na decyzje, tłamszeniu wolności słowa i przekonań?

Zapewne nie, ale bogatsi o tę wiedzę, jesteśmy w stanie dużo lepiej zrozumieć, to co dzieje się obecnie w Iraku i dlaczego jest to tak koszmarnie trudne. Wygląda na to, że odpowiednie wnioski zaczął wyciągać także George Bush. Jego ostatnia inicjatywa pozwala nieco przychylniej spoglądać na amerykańskie próby krzewienia demokracji na świecie. Otóż Bush postanowił stworzyć korpus szybkiego reagowania na, coraz częściej ostatnio wybuchające, lokalne rewolucje. Taki korpus miałby się składać z urzędników służby cywilnej, którzy służyliby pomocną ręką dla powstających demokratycznych instytucji. Sam Bush przyznał, że tego rodzaju działań zabrakło w Iraku. Co prawda eksperci uważają, że kwota w wysokości 24 mln $, jaką amerykański prezydent ma zamiar na ten projekt przeznaczyć, jest zdecydowanie zbyt mała, to jednak myślę, że pomysł ten należy nagrodzić paroma dobrymi słowami.