Magdalena Górnicka: Iowa - stan mniej zjednoczony
Przed nami prawybory w Iowa. Wśród Demokratów łeb w łeb idą Hillary Clinton i Barack Obama – niby nic nowego, choć ogólnokrajowe sondaże dają przewagę pani senator. Wśród Republikanów lider jest jeden. I nie nazywa się wcale Rudy Guiliani. Mike Huckabee, 52 – letni gubernator z Arkansas, nie był do tej pory gwiazdą kampanii. Ba, nie był nawet gwiezdnym pyłem przy Rudym Giulianim. Gdyby legendarnemu burmistrzowi powinęła się noga (albo ktoś złośliwy by mu ją podstawił), do akcji miał wkroczyć aktor Fred Thompson, który miał powtórzyć sukces kolegi po fachu – Ronalda Reagana. Jednak w dzisiejszym multipolarnym systemie trudno zawsze odgrywać rolę superbohatera ratującego świat przed wielkim bratem.
Gdyby droga do Białego Domu nie wiodła przez Hollywood, zawsze można liczyć na Mitta Romneya. Cóż z tego, że mormon skoro nie radykał – ma tylko jedną żonę, a nie osiem. Do tego dobry mówca i jeszcze lepszy organizator – zimowa olimpiada w Salt Lake City to głównie jego zasługa. I choć Salt Lake City do tej pory słynęło głównie z mormonów, na czas igrzysk zamieniło się w zimową stolicę świata, nie gorszą od kurortów w Austrii czy Szwajcarii.
Ale jeśli i ten kandydat byłby zbyt ekscentryczny – pozostaje jeszcze człowiek – instytucja, John McCain. Już raz pokonał w prawyborach faworyta, obecnego prezydenta George’a W.Busha.
Mike Huckabee do niedawna kandydował, bo kandydował. Na kampanię w Iowa wydał tylko 400 tys. Dolarów (Mit Romney – 7 mln), a jego sztab zmieściłby się w jednym pokoju. Głosi dość odważne, jak na Republikanina, poglądy, twierdząc, że „liberalizm to rak, który trawi chrześcijaństwo”. Może dlatego nie doczekał się wsparcia ze strony wielkiego biznesu.
Swoją religijność Huckabee podkreśla na każdym kroku. Krytycznie spogląda na wyznanie partyjnego kolegi – Romneya: „Mormoni to nie religia. Czy naprawdę wierzysz, że Jezus i szatan byli braćmi?”. Huckabee zaznacza, że z szatanem już się zmierzył. I wygrał: w cztery lata zrzucił pięćdziesiąt kilogramów.
Dobry chrześcijanin, który do tego umie poradzić sobie z otyłością – plagą dotykającą miliony Amerykanów, wpisuje się dobrze w amerykański sen, który – jak przyznaje – popchnął go do udziału w wyborach.
Mike Huckabee to idealna wypadkowa człowieka sukcesu, któremu wszak nic, co ludzkie nie jest obce. Do tej pory nie rozdawał wielu autografów. Nie miał parcia na ekran.
Po opublikowaniu sensacyjnych sondaży dających mu przewagę w obozie Republikanów, z dnia na dzień stał się gwiazdą. Spogląda na wyborców z okładek pism, od „USA Today” po „New York Times’a”, przemawia do nich w porannym programie CBS „The Early Show”. W telewizyjnej debacie nie jest już kolejną gadającą głową u boku Giulianiego, tylko autonomiczną, a co ważne – znaczącą osobistością.
Huckabee uwierzył w amerykański sen, który – jak pokazują sondaże – ma szansę się ziścić.
Pozostaje mu tylko wierzyć, że prawybory w Iowa rozwiną przed nim czerwony dywan, a nie zatrzasną drzwi Białego Domu. Bo gdy przychodzi co do czego, Ameryka wybiera legendy, a nie gwiazdki jednego sezonu.