Magdalena Górnicka: USA - państwo jednej partii?
Specter, odchodząc od Republikanów zaznaczył, że nie będzie dla Partii Demokratycznej „maszynką do głosowania”. Tylko się krygował: odkąd bowiem poparł budżet przedstawiony przez rząd Obamy, a także firmowany przez prezydenta gospodarczy plan stymulacyjny, komentatorzy polityczni pytali raczej kiedy Specter przejdzie do Demokratów.
Historia partyjnej przynależności senatora z Pensylwanii doskonale obrazuje nieprzystawalność światopoglądu do partyjnych barw. Właśnie zużyta ideologia GOP była ostatecznym czynnikiem odstręczającym Spectera od tej partii.
Zanim owa ideologia się jednak zużyła, młody Arlen Specter porzucił Demokratów na rzecz Republikanów. W 1966 roku, gdy wstąpił do Partii Republikańskiej, w Białym Domu mieszkał demokratyczny prezydent Johnson, wprowadzający wielkie reformy społeczne, którymi amerykańskie Południe nie do końca było zachwycone. Specter pochodzi z Kansas (urodził się w Wichita – tym samym mieście, co Ann Dunham, matka Baracka Obamy), ale w jego przypadku raczej trudno mówić o zaściankowości: wstępując do GOP, miał za sobą pracę w komisji Warrena badającej zabójstwo prezydenta Kennedy’ego.
W skali kraju jednak prezydentura Johnsona – jego program Wielkiego Społeczeństwa, razem z ruchem praw obywatelskich i wojną w Wietnamie – skompromitowały obraz Partii Demokratycznej w oczach Amerykanów, którzy nie byli gotowi na zasadnicze zmiany. Gotowi na zmianę byli natomiast wyborcy, którzy głosując na Baracka Obamę odżegnali się od skompromitowanej przez George’a W. Busha Partii Republikańskiej. Osoba prezydenta – lidera partii, ma więc znaczną siłę oddziaływania na samą partię i jej wyborców.
Dzisiejszy kryzys Republikanów jest jednak inny od poprzednich kryzysów partyjnych. GOP stała się zakładniczką wizerunku George’a W. Busha. Nie mógł go zmienić John McCain, przez lata partyjny outsider, nie mógł go zmienić czarnoskóry Michael Steele czy lansowany na „nowego Obamę” Bobby Jindal. Zmiana szyldu nie świadczy bowiem o prawdziwej, wewnętrznej zmianie, która u Republikanów się nie dokonała. Partia skostniała i stetryczała. Nie dopuszcza pluralizmu i alternatywnej wizji świata. W systemie dwupartyjnym może to okazać się zabójcze.
Obie partie wyznaczają bardziej granice, niż determinują poglądy. Granice te są zresztą płynne. Niczym nadzwyczajnym nie są osoby określające się jako RINO czy DINO (Republican In Name Only; Democrat In Name Only – Republikanin czy Demokrata Tylko z Nazwy): barw partyjnych nie można utożsamiać ze światopoglądem. Kwestie światopoglądowe są istotne, ale nie są jedynym warunkiem wyznaczającym poparcie dla danej partii. Nie można stwierdzić, że każdy konserwatysta do Republikanin, a liberał (w znaczeniu amerykańskim – lewicowiec) to Demokrata. Konserwatywny Republikanin jest zdecydowanie lepiej wykształcony niż konserwatywny Demokrata – wskazuje Joseph Fried w swojej książce „Demokraci i Republikanie – retoryka i rzeczywistość” (Democrats and Republicans – Rhetoric and Reality). W przypadku liberalizmu – jest odwrotnie: liberalny Demokrata jest lepiej wykształcony niż liberalny Republikanin. Cytuje on też badania, z których wynika, że to Republikanie częściej znają odpowiedzi na pytania dotyczące polityki, ale także z zakresu wiedzy ogólnej. Jednak w przypadku, gdy wiedza miesza się z religią (np. kwestia ewolucji), Republikanie zasadniczo rzadziej dają odpowiedzi, których udzieliliby naukowcy.
Sama przynależność partyjna nie świadczy o czyjejś inteligencji (bądź jej braku). Podobnie jak pochodzenie społeczne czy geny. Owszem, do pewnego stopnia mogą mieć one wpływ, ale nie na tyle silny, by uważać je za czynnik decydujący. Już dzieci mają bowiem pewien zestaw luźnych poglądów politycznych, najczęściej oparty na poglądach rodziców. W miarę dorastania – pojawiają się nowe punkty odniesienia: rówieśnicy czy znaczące wydarzenia społeczne, które sprzyjają rewizji poglądów odziedziczonych po rodzicach.
Dzisiejszy kryzys GOP wypadł też w nieszczęśliwym czasie: w dorosłość wchodzi pokolenie Millenials, dla którego Barack Obama był pierwszym świadomym wyborem politycznym. Abstrahując od tego, iż zjednał on sobie ową generację, nie tyle przez swoje liberalne poglądy, co przez odpowiedni sposób ich wyrażania, trzeba przyznać, że nowe pokolenie wyborców to potężna rzesza zróżnicowanych w wielu aspektach grup. Ciągną oni do Demokratów, ponieważ partia ich przyjmuje. Daje im przestrzeń, nie wtłacza w swoje ramy. Przyzwyczajeni do supermarketowego sposobu wyboru prawd wiary, młodzi ludzie robią to samo z polityką. Partia Demokratyczna im pozwala i jeszcze urządza wyprzedaż. Tymczasem Republikanie zamykają swój supermarket polityczny, wpuszczając do niego tylko za okazaniem karty stałego klienta. Nie wiadomo jednak, jak ową kartę zdobyć: najłatwiej ją odziedziczyć, ale dla osób z zewnątrz bywa ona niedostępna. Na ten problem zwróciła uwagę 24-letnia Meghan McCain, córka republikańskiego przeciwnika Baracka Obamy, która przynależność partyjną, a jakże, odziedziczyła po swoim ojcu. W wywiadzie dla CNN stwierdziła, że GOP powinien być bardziej inkluzyjny i pozwalać ludziom gromadzić się wokół siebie, tak jak gromadzi ludzi Obama, zamiast ustawiać ich w szeregu.
Nie jest prawdą, że każdy Demokrata musi bezwarunkowo kochać Baracka Obamę jako swego wodza. W prezydenckiej partii jest wielu ludzi mu niechętnych, nie mogących pogodzić się z jego kolorem skóry czy faktem, że wyeliminował z wyścigu o prezydenturę Hillary Clinton. Partia jednak te głosy toleruje, stara się z nimi też dyskutować, ale nie narzuca jedynej prawdziwej wizji świata. Można być Demokratą i bez Obamy. Znacznie trudniej być Republikaninem przeciwko Obamie.
Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.