Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Polityka Maria Twaróg: Faworyt nie znaczy zwycięzca (komentarz)

Maria Twaróg: Faworyt nie znaczy zwycięzca (komentarz)


14 październik 2008
A A A

Na 18 dni przed zakończeniem kampanii wyborczej w USA świat uznał już Baracka Obamę za kolejnego prezydenta Stanów Zjednoczonych. Sam zainteresowany stara się jednak zachować dystans i apeluje o wyzbycie się przedwczesnego entuzjazmu.

Paddy Power, największy z irlandzkich bukmacherów, ogłosił Baracka Obamę zwycięzcą nadchodzących wyborów. Czy czarnoskóry senator z Illinois naprawdę może już wprowadzać się do Białego Domu? Odpowiedź brzmi NIE, a kandydat Demokratów zdaje się doskonale zdawać sobie z tego sprawę.

Pomimo kolejnej - zwycięskiej dla Obamy debaty - senator z Illinois za wszelką cenę starał się ostudzić w swoich zwolennikach rosnący z minuty na minutę entuzjazm. Podczas wczorajszego (16.10.2008) wystąpienia w Nowym Jorku Obama przywołał dwa słowa, które miały charakteryzować jego stosunek do przewidywanego przez zdecydowaną większość wyniku listopadowych wyborów. Brzmiały one "New Hampshire" i miały przypomnieć każdemu, kto już zdążył uznać kandydata Demokratów za prezydenta, dotkliwą porażkę Obamy w starciu z Hillary Clinton, która okazała się być zaprzeczeniem wszystkich przeprowadzonych wówczas sondaży. Barack Obama wyraźnie podkreślił, iż nauczyła go ona dystansu i zdroworozsądkowego podejścia do wyników wszelkich przedwyborczych ankiet i sondaży.

Zachowanie Obamy świadczy o tym, iż jest on świadomy niemożliwych do pokonania przeszkód, jakie cały czas stoją na jego drodze. Pomimo bowiem, iż notowania kandydata Demokratów rosną z dnia na dzień, jest on zapewne w pełni świadomy tego, że - podobnie jak w przypadku Toma Bradleya, czarnoskórego polityka, który w 1982 roku pomimo wyraźnej przewagi w sondażach, niespodziewanie przegrał wybory - ostateczny wynik listopadowego głosowania może okazać się diametralnie różny od obecnie zapowiadanego. Zasadniczym problemem jest tutaj bowiem procent Amerykanów, którzy pomimo tego, iż na trzy tygodnie przed wyborami deklarują poparcie dla Obamy, przy urnach wyborczych ostatecznie nie zagłosują na czarnoskórego kandydata.

Pomimo tego, iż ogromna większość wyborców w wieku zbliżonym do wieku senatora z Arizony nie traktuje Baracka Obamy jako poważnego kandydata na fotel prezydenta, nie powinien on popadać w zbytni pesymizm. Doświadczenie pokazuje bowiem, że praktycznie pewnym jest, iż wesprą go nawet ci czarnoskórzy wyborcy, którzy nie utożsamiają się w pełni z zaproponowanym przez niego programem politycznym.

Zdecydowana większość wyborców, którzy deklarują poparcie dla Obamy z obawy przed posądzeniem o rasizm, uniemożliwia jednak przeprowadzenie rzetelnego sondażu, który ilustrowałby rzeczywiste nastroje społeczeństwa na kilkanaście dni przed nadchodzącymi wyborami. Earl Ofari Hutchinson, jeden z czołowych komentatorów, uważa, iż jedynie 10 - punktowa przewaga pozwoliłaby spać Obamie spokojnie. Jak wiadomo jednak, na dzień dzisiejszy senator z Illinois nie może poszczycić się takim poparciem społeczeństwa, dlatego ostateczną wersję nazwiska następcy George'a W. Busha poznamy dopiero 4 listopada. Chociaż mało kto spodziewa się nagłego "skoku" Johna McCaina w przedwyborczych sondażach, niczego nie należy wykluczać. Trzy tygodnie nadal mogą okazać się bowiem wystarczająco długim okresem czasu, aby wpłynąć na opinię znacznej części wyborców.