Michał Staniul: Co zrobiliśmy naszym żołnierzom?
Świat oburzony jest brutalnością ofensywy na Strefę Gazy i zachowaniem izraelskich żołnierzy. W wiadomościach nie przeczytamy jednak o tym, co tak naprawdę zamienia tych młodych ludzi w zabójców. I to nie tylko w armii Izraela.
W ostatnich tygodniach media szeroko komentowały doniesienia z obozu izraelskiej armii. Najpierw żołnierze przyznali się, iż w trakcie styczniowej ofensywy w Strefie Gazy zabijali cywilów i ubliżali godności Arabów. Niedawno świat obiegły informacje o koszulkach, które nosili rekruci kończący trening snajperski w jednej z izraelskich akademii.
Kontekst konfliktu, liczba ofiar po stronie palestyńskiej oraz metody użyte przez Izraelczyków, takie jak zastosowanie pocisków fosforowych i bomb ze zubożonym uranem spowodowały, że operacja "Płynny Ołów" od samego początku spotkała się z falą krytyki. Nawet zwolennicy Izraela musieli przyznać, iż zasada proporcjonalności odwetu została zdecydowanie zignorowana przez rząd w Jerozolimie. Przytoczone na początku artykułu doniesienia wywołały, nie bez przyczyny zresztą, kolejne kanonady potępienia wobec Izraelczyków, często zawierające bardzo niepoprawne politycznie określenia i porównania.
Artykuł ten nie ma jednak na celu stać się kolejną zabarwioną emocjami analizą wydarzeń w tej części Bliskiego Wschodu. Piszący te słowa jest głęboko przekonany, że w niedawnych skandalicznych doniesieniach znaleźć można drugie dno, którego nie dostrzeżemy w depeszach agencyjnych. Zdania takie jak: ”Czuliśmy, że życie Palestyńczyków jest dużo, dużo mniej ważne od naszego” oraz koszulkowe slogany typu ”Niech każda arabska matka wie, że los jej syna leży w moich rękach” nie są dowodem na niekontrolowane zezwierzęcenie czy moralną degradację izraelskiego wojska. To, co tak bardzo zszokowało świat, jest jedynie odzwierciedleniem procesu, który od stuleci zachodzi w najróżniejszych społeczeństwach. Procesu, który, w zamierzeniu, miał służyć naszemu bezpieczeństwu. Procesu, dzięki któremu nauczyliśmy się zamieniać naszych żołnierzy w zabójców, czyniąc z nich to, na co tak często dzisiaj patrzymy z pogardą. Zmierzmy się z tym drugim dnem.
Jak to, nie chcesz zabijać?
Wielkie było zdziwienie S.L.A. Marshalla, generała brygady i głównego historyka amerykańskiej armii na okres II Wojny Światowej i Wojny Koreańskiej. Z przeprowadzonych przez niego rozmów z setkami żołnierzy wywnioskował, że tylko 15 do 20 proc. szeregowców walczących w trakcie Drugiej Wielkiej Wojny kiedykolwiek użyło swojej broni podczas konfrontacji z wrogiem. Wynik ten tak bardzo zaskoczył doświadczonego badacza, iż zlecił dużej grupie historyków pracujących dla niego przeprowadzenie podobnych rozmów z tysiącami mężczyzn i kobiet, którzy brali udział w akcjach w Europie i na Pacyfiku. Rezultaty były takie same – nie więcej niż piąta część żołnierzy użyła broni podczas walki. Z przeprowadzonych wywiadów oraz własnych doświadczeń z Pierwszej Wojny Światowej Marshall sformułował konkluzje, które opublikował w książce ”Men Against Fire”. Jednym z jego głównych założeń było stwierdzenie, iż ”przeciętny, zdrowy człowiek (…) ma w sobie tak duży wewnętrzny opór przed zabiciem drugiego człowieka, że nie zrobi tego z własnej woli, jeśli tylko ma szansę tego uniknąć”.
Studium S.L.A. Marshalla zainspirowało amerykańskiego psychologa-historyka, podpułkownika Deve’a Grossmana do dokładniejszego przeanalizowania tematu. Po wielu latach badań opublikował rewolucyjną książkę ”On Killing: The Psychological Cost of Learning to Kill – In War and Society”. W pracy tej opisuje on między innymi procesy psychologiczne związane z zabijaniem na polu walki oraz metody kondycjonowania (ang. conditioning) i odczulania (ang. desensitization) żołnierzy w celu zwiększenia ich skuteczności bojowej.
Według Grossmana, najbardziej traumatycznym czynnikiem oddziaływującym na żołnierza na polu walki nie jest strach związany z możliwością utraty życia, lecz narzucone na niego oczekiwanie, iż będzie w stanie odebrać życie innemu człowiekowi. Kolejnym skrajnie stresującym bodźcem jest obawa, iż żołnierz zawiedzie swoich towarzyszy broni oraz dowódców właśnie dlatego, iż nie będzie w stanie pokonać tej naturalnej niechęci do zabijania. Nietrudno zauważyć, że taki szeregowiec biegnie po błędnym kole.
Co zrobimy z Johnym, który-nie-chce-zabijać?
Druga Wojna Światowa była dla amerykańskiego establishmentu wojskowego momentem rewolucyjnym nie tylko ze względu na społeczne i polityczne przemiany, które przyniosła. Przed wojną powszechną była wiara, że przeciętny szeregowiec będzie walczył i zabijał na polecenie swojego rządu tak długo, jak będzie to wymagane. Doświadczenia wojny rozpoczętej dla Amerykanów w 1941 roku pokazały, że założenia te były błędne. W trakcie konfliktu ponad 800 tysięcy Jankesów zostało sklasyfikowanych podczas procesu rekrutacji jako 4-F, czyli niezdolni do służby wojskowej. Pomimo takiej selekcji, amerykańskie siły zbrojne w trakcie czterech lat walk straciły kolejne 504 tysiące żołnierzy, którzy cierpieli na psychiczne załamanie. Jak pisze Grossman, ”w pewnym momencie liczba osób odsyłanych do domu była wyższa niż ilość nowych rekrutów”.
Zestawienie tych danych z odkryciami Marshalla dało wojskowym jasno do zrozumienia, iż konieczne są rewolucyjne zmiany w podejściu do treningu żołnierzy. Przygotowanie psychologiczne żołnierza stało się co najmniej tak samo ważne jak jego fizyczna sprawność i nowoczesne wyposażenie. Co powinniśmy rozumieć poprzez ”przygotowanie psychologiczne”? Jest to zastosowanie odpowiednik technik kondycjonowania, odczulenia i zmniejszania poczucia winy szkolonego rekruta. Ujmując to prościej, jest to psychologiczne ukształtowanie zabójcy.
Rol L. Swank i Walter E. Marchand w głośnym studium ”Combat Neuroses: Development of Combat Exhaustion” z 1946 roku zaobserwowali, iż 98 proc. żołnierzy zachowuje pełną sprawność bojową przez 7 dni ciągłych działań wojennych, natomiast po 21 dniach zaczynają wykazywać oni symptomy niebezpiecznego wycieńczenia psychicznego. U 2 proc. żołnierzy, którzy zaprezentowali znacznie większą psychologiczną wytrzymałość na trudy walk, badacze zauważyli ”predyspozycje w kierunku rozwoju agresywnych psychopatycznych osobowości”. Oznacza to, iż tylko 2 proc. żołnierzy to potencjalne ”maszyny do zabijania”, tak pożądane przez wojskowych. Resztę należy w takie postacie przemienić.
Kondycjonowanie
Głównym celem kondycjonowania jest wyrobienie u żołnierza odruchów, które zastąpią proces racjonalnej kalkulacji. Założenie jest takie, że nowoczesny żołnierz w sytuacji zagrożenia ma po prostu strzelać, a nie myśleć o tym, że może zabić istotę ludzką. Proces kondycjonowania zacząć musi się na samym początku treningu żołnierza. Dawniej używane okrągłe tarcze strzeleckie zastąpiono kartonowymi figurami ludzi. Jednym z podstawowych ćwiczeń w armii amerykańskiej jest strzelanie do takich właśnie figur, które niespodziewanie wyskakują z różnych miejsc.
Niczym w słynnym eksperymencie Pawłowa, w którym pies dostawał nagrodę za określone zachowania, tak i tutaj żołnierz, który bez wahania strzela do obiektu z daleka przypominającego człowieka, otrzymuje nagrodę, na przykład przepustkę na spotkanie z dziewczyną. Niekiedy używa się nawet bardziej realistycznych celów, takich jak uniformy napełnione balonami lub drobnymi kanistrami z czerwoną farbą. Po pewnym czasie żołnierz wyrabia w sobie odruch strzelania do pojawiającego się obiektu, tak jak wprawny karateka automatycznie blokuje kopnięcie – bez myślenia i wahania.
Odczulenie
Oczywiście, strzelanie do nawet najbardziej ludzko wyglądających obiektów nie jest tym samym, co strzelanie do człowieka. Kolejnym zatem krokiem do stworzenia ”perfekcyjnego żołnierza” jest sprawienie, by ten przestał postrzegać potencjalnego przeciwnika jako osobę oraz wyrobienie nieczułości na ludzkie cierpienie.
Pierwsze osiąga się poprzez zwiększenie emocjonalnego dystansu do ofiary. Grossman opisuje cztery rodzaje emocjonalnego dystansu: kulturowy, moralny, socjalny i mechaniczny. Powiększenie pierwszego z nich osiąga się poprzez podkreślanie rasowej i etnicznej wyższości, dzięki czemu można odczłowieczyć swojego przeciwnika. Wszyscy wiemy, kto był największym mistrzem tej techniki. Trevor N. Dupuy, znany wojskowy historyk pisał, iż w trakcie Drugiej Wojny Światowej Niemcy zadawali Amerykanom i Brytyjczykom straty wyższe o 50 proc niż tamci zadawali im. Z badań Samuela A. Stouffera przeprowadzonych w trakcie tego samego konfliktu wynika, że 44 proc. amerykańskich szeregowych deklarowało chęć zabicia Japończyka, podczas gdy tylko 6 proc. miało podobne plany wobec Niemców. Japończycy, z powodu różnic kulturowych i etnicznych wydawali się Amerykanom mniej ludzcy.
Dystans moralny pojawia się, gdy żołnierz uwierzy, że walczy dla ”wyższego dobra” – obrony narodu, świata, wartości lub prawowitej zemsty. Niekwestionowanymi liderami w tej kategorii są Amerykanie, ratujący świat przed plagami komunizmu, terroryzmu, narkotyków i inwazjami kosmitów. Wspomniane pozostałe dwa typy dystansu są nieadekwatne dla tego artykułu. Ich dokładny opis znaleźć można w książce Grossmana.
Odczulenie żołnierza na ludzkie cierpienie polega na doprowadzeniu naszego sołdata do stanu, gdy widok agonii, rozpaczy czy rozszarpanych wnętrzności nie będzie wywierał na nim żadnego wrażenia. Osiąga się to poprzez pokazywanie rekrutom brutalnych filmów, obrazów, używanie określonej retoryki – ”ścierwo” zamiast ”ciała”, ”flaki” zamiast ”wnętrzności”. Peter Watson w książce "War on the Mind: The Military Uses and Abuses of Psychology" przytacza słowa psychiatry z rangą komandora, dr Naruta, jednego z naukowców pracujących dla amerykańskiego rządu. Brał on udział w opracowaniu techniki desensytyzacji polegającej na tym, że żołnierz musiał oglądać nadzwyczaj brutalne sceny, które z czasem stawały się coraz okrutniejsze. Nowinką w tym przypadku było to, iż głowa rekruta umieszczony była w ramach, które uniemożliwiały jej poruszanie, a jego powieki były podtrzymywane przez specjalne urządzenie. Scena niczym z ”Mechanicznej Pomarańczy” Kubricka, nieprawdaż? Rząd amerykański naturalnie zaprzeczył tym rewelacjom, jednak Watson przedstawia całkiem przekonywujące dowody.
Zmniejszenie poczucia winy
Jedną z głównych reakcji umysłu zdrowego człowieka, który dokonuje zabójstwa jest ogromne poczucie winy. Wobec tego koniecznym było opracowanie technik, które pozwoliłyby zmniejszyć ten ciężar poprzez rozłożenie go na większą liczbę osób. Według Grossmana, w tym przypadku rozwiązania są dwa – przekonanie żołnierza, iż zabijanie (nie mylić z mordowaniem!) jest wymagane przez władzę (ang. demands of Authority) oraz powszechna tego akceptacja w jego grupie, formacji, batalionie (ang. group absolution).
Po Drugiej Wojnie Światowej znacznie zwiększono liczbę podoficerów przypadających na jednego żołnierza w armii amerykańskiej. Zadaniem żołnierza z wyższą rangą, często tzw. drill sergeanta (sierżant treningowy) jest przekonanie szeregowca, że jego obowiązkiem jest służba, służba i jeszcze raz służba, czyli, jeśli jest to wymagane, również pozbawianie życia. Drill sergeant to właśnie ta postać, która często przedstawiana jest w amerykańskich filmach – antypatyczny despota z kwadratową szczęką w ciemnych okularach, który w wulgarny sposób ”ustawia żółtodziobów do pionu”. Ten obraz, rodem z Hollywood, wcale nie jest przerysowany. W trakcie prawdziwej walki to właśnie bliskość tego żądnego krwi podoficera sprawia, iż żołnierz czuje mniejsze obciążenie, gdy odbiera życie przeciwnikowi. ”Zabiłem, bo tego oczekuje ode mnie mój sierżant, to był jego rozkaz” – tak może tłumaczyć to sobie żołnierz.
Grupowe rozgrzeszenie jest procesem ściśle związanym z treningiem. Istotnym elementem kształtowania świadomości żołnierza jest utworzenie silnych więzi z kolegami z jednostki. Wielu wojskowych powtarza, że przyjaźnie z armii są bardzo trwałe. Młodzi ludzie, rekruci, podczas treningu poddawani są działaniu tych samych bodźców, stawia się przed nimi te same zadania, które większości sprawiają podobne problemy. Dotyczy to również kwestii zabijania. Jeśli żołnierze są odpowiednio ukierunkowani, będą wzajemnie wspierać się w pokonaniu oporu przed odbieraniem życia, gdyż mają świadomość, że to właśnie jest wymagane od nich wszystkich. W dobrze zgranej jednostce żołnierz nie musi obawiać się potępienia, nie zostanie przylepiona do niego łatka "mordercy”. Jak bardzo ważny jest ten czynnik nauczyli się Amerykanie dopiero po wojnie w Wietnamie. W trakcie walk w Azji wielokrotnie tworzyli jednostki złożone z żołnierzy pochodzących z zupełnie innych regionów. Szeregowcy walczący u boku całkowicie obcych ludzi byli znacznie bardziej narażeni na załamania psychiczne niż się spodziewano. Było to jednym z głównych powodów ogromnej ilości przypadków wystąpienia tzw. zespołu stresu pourazowego (PTSD) u, być może, nawet 1,5 miliona weteranów z Wietnamu.
Nowa generacja żołnierzy
Jakie rezultaty udało się osiągnąć dzięki tej zmianie w podejściu do treningu? Zwiększyła się znacznie skuteczność armii szkolonych w ten sposób. W Korei już 55 proc. amerykańskich żołnierzy strzelało do wroga, w Wietnamie było to ponad 90 proc. Różnica w efektywności szeregowych z nowoczesnych jednostek widoczna była podczas wojen w Wietnamie, Iraku, Afganistanie czy na Falklandach – zachodnie armie nigdy nie przegrywały pojedynczych potyczek z wrogimi oddziałami. Bardzo wymownym przykładem jest słynna akcja w Mogadiszu w Somalii w 1993 roku, gdy niewielka grupa amerykańskich marines, pozbawiona wsparcia artylerii i sił powietrznych zabiła kilkuset rebeliantów. Pomimo ogromnej przewagi liczebnej Somalijczyków, zginęło wtedy jedynie 18 Amerykanów.
Psychologia zabijania a Strefa Gazy
Jak powyżej przedstawione zagadnienia odnoszą się do skandalicznych doniesień ze Strefy Gazy? Nie ulega wątpliwości, że armia izraelska należy do najnowocześniejszych na świecie, podobnie jak metody treningowe przez nią używane. Jak już zostało wspomniane, jednym z najważniejszych elementów szkolenia jest stworzenie kulturowego dystansu między żołnierzami a potencjalnymi ofiarami. Trudno wyobrazić sobie większe różnice od tych, które dzielą Żydów i Arabów. 60 lat nieukrywanej wrogości państw arabskich wobec Izraela oraz brutalne traktowanie Palestyńczyków przez rząd z Jerozolimy stworzyły warunku, w których między tymi nacjami zrodziła się dogłębna nienawiść.
Izraelscy żołnierze również głęboko wierzą w swoją moralną przewagę nad oponentami, wszak walczą przeciwko „terrorystom islamskim o Ziemię Obiecaną i własne przetrwanie”. Wydawałoby się, że w takich okolicznościach przeciętnego Izraelczyka można by bez większych trudności przemienić w ”maszynę do zabijania Arabów” na polu bitwy. Nic bardziej mylnego. Grossman w swoje książce cytuje wielu weteranów Wojny Sześciodniowej, Yom Kippur i inwazji na Liban z 1982 roku. Mówią oni o ogromnym poczuciu winy, niemożliwość pogodzenia się z tym, co musieli robić w trakcie walk. Być może patrząc w lustro widzieli hitlerowców, którzy kilkadziesiąt lat wcześniej mordowali ich babcie?
Należy przy tym pamiętać, że sposób, w jaki myśli ogół społeczeństwa bardzo często jest zupełnie odmienny od logiki polityków czy wojskowego establishmentu, nawet w demokratycznych państwach. Wobec opisanych rozterek żołnierzy, izraelskie dowództwo musiało zastosować jeszcze bardziej ekstremalne metody desensytyzacji swoich żołnierzy, szczególnie po szoku związanym z nagłym atakiem podczas święta Yom Kippur. Uzmysłowił on Żydom, że ich armia nie jest niepokonana, a sąsiedzi ciągle chcą ich zagłady.
Słowa ”jeden strzał, dwa trupy” pod obrazkiem palestyńskiej kobiety w ciąży są elementem wprowadzaniu kultu przemocy w izraelskim wojsku. Jeśli szeregowy przestanie odczuwać współczucie wobec cywili, tym bardziej nie będzie miał oporów przed zastrzeleniem wrogiego bojownika. Dodatkowym elementem jest tutaj specyfika wojny asymetrycznej – partyzanci zazwyczaj nie mają mundurów, lecz próbują wtopić się w ludność.
Wspomniany Dave Grossman przytacza tekst jednej z piosenek, które musiał śpiewać wraz z kolegami podczas swojego podstawowego treningu wojskowego w 1974 roku. W wolnym tłumaczeniu brzmiała ona tak:
Chcę:
Gwałcić,
Zabijać,
Nabijać na pal i
Palić, taaaak
Jeść martwe
Dzieci
Jest to co najmniej wstrząsające. Amerykanie mieli wtedy sprecyzowanych potencjalnych wrogów – Wietnamczyków i Rosjan, podobnie jak Izraelczycy mają dziś muzułmańskich radykałów.
Warto zwrócić uwagę, iż osławione już koszulki noszone były przez rekrutów, którzy dopiero kończyli swój trening. Zeznania dotyczące zabijania cywili również pochodziły od młodych szeregowców. Nie ulega wątpliwości, że ich czyny zasługują na potępienie. Pamiętajmy jednak, że ci młodzi ludzie są także ofiarami treningu, który zamienia ich w zabójców. Jak opisuje w książce ,,Dlaczego Izrael przegrał?” amerykański dziennikarz żydowskiego pochodzenia, Richard Ben Cramer, techniki desensytyzacji używane przez rząd i wojsko oraz poczucie zagrożenia odbiły się na całym izraelskim społeczeństwie, które stopniowo ”zmieniło standardy”. Pamiętajmy, że w Izraelu konskrypcja do wojska obejmuje prawie wszystkich młodych obywateli obu płci. Kolejne pokolenie jest przygotowywane do tego, by w razie potrzeby pociągnąć za spust… I żyć dalej, jak gdyby nic się nie stało.
O kilka kroków za daleko
Opisane metody treningu żołnierzy zostały opracowany, w zamierzeniu, dla dobra naszych społeczeństw. Miało to zwiększyć nasze bezpieczeństwo, obronność i skuteczność naszych armii. Czy czytając o wynikach badań Marshalla, nie przeszła Państwu przez głowę myśl ”o ile szybciej można by pokonać Hitlera, gdyby to 80, a nie 20 proc. żołnierzy strzelało do wroga?”.
Jednak 960 ofiar cywilnych Strefie Gazy, jak i wiele podobnych tragedii w Iraku czy Afganistanie jest dowodem na to, że proces ten wyrwał się nam spod kontroli. Najpierw ćwiczymy żołnierzy, by strzelali bez chwili wahania, potem każemy im walczyć z przeciwnikami bez mundurów. Najpierw zabijamy w nich wrażliwość na ludzką krzywdę, potem wysyłamy ich na tereny pełne ludności cywilnej. Po wojnie wracają oni do swoich społeczeństw, często pozostawieni sami sobie.
Dave Grossman kończy swoją książkę słowami, które doskonale tu pasują:
”Wiemy jak wyłączyć ten psychologiczny bezpiecznik w każdym człowieku tak łatwo, jak odbezpieczamy karabin. Teraz musimy zrozumieć gdzie i czym jest ten psychologiczny bezpiecznik, jak działa i jak można go ponownie uruchomić”.
Jest to obowiązek każdego narodu, który uczestniczy w operacjach militarny, również Polaków. Przedstawiony problem nie dotyczy tylko armii izraelskiej czy amerykańskiej. Wiele z tych metod treningowych używanych jest również przez wojska europejskie.
Pamiętajmy o lekcji z Nangar Khel.
Artykuł po raz pierwszy opublikowan na portalu wiadomosci24.pl. redakcja otrzymała tekst od autora.
Portal Spraw Zagranicznych pełni rolę platformy swobodnej wymiany opinii - powyższy artykuł wyraża poglądy autora.