Monika Hryniewicka: Afryka - próba zrozumienia fenomenu
Chcąc poznać Afrykę należy Afryki doświadczyć, nie wystarczy w Afryce mieszkać - prawdziwej wiedzy dostarcza więź z drugim człowiekiem. „Ambasador jest izolowany od prawdziwego życia” powiedział Krzysztof Śliwiński, były ambasador RP w Maroku i Republice Południowej Afryki we wstępie do seminarium na temat wielokulturowości. Mimo to wiedza, którą dzielił się podczas półtoragodzinnej konferencji świadczyła o pokaźnym bagażu doświadczeń nabytych podczas piętnastoletniego pobytu w różnych krajach kontynentu.
Według ambasadora termin Afryka ma znaczenie jedynie geograficzno-polityczne, w rzeczywistości Sahara i pustynia Kalahari dzielą kontynent na odrębne światy: Afrykę północną, Afrykę Subsaharyjską i Afrykę Południową. Oprócz barier naturalnych, istotną rolę w kształtowaniu tych światów miały bariery rozwojowe. W Afryce Subsaharyjskiej długo nie znano koła, alfabetu oraz nie hodowano zwierząt pociągowych, wszystko to składało się na izolację lokalnych kultur. Rozliczne utrudnienia komunikacyjne powodowały odrębności, obecnie bagatelizowane, zwłaszcza przez Afrykańczyków, którzy podkreślają jedność kontynentu, tworząc takie inicjatywy jak Unia Afrykańska. Od czasu zakończenia ery kolonializmu „Afryka szalenie podkreślała swą jedność”, stąd też mówienie o tych barierach jest obecnie „niepoprawne politycznie”.
Jedność Afrykanów jest widoczna, ale na innym - emocjonalnym - poziomie. „ Afrykańskość w sposób nieszczęsny łączy się z byciem lepszym lub gorszym. (…) Cały kontynent naznaczony jest pamięcią niewolnictwa”. Jest to „piętno, blizna, kompleks, dziedzictwo różnych zranień”, które mogą powodować niezrozumiałe zachowania, co pokazały ostatnie wydarzenia we Francji czy w Niemczech. Łatwiej goją się rany zadane podczas wojen niż te związane z „podeptaniem czyjejś godności”. Rozważmy przykład Mozambiku i RPA. Mimo iż rządzący Mozambikiem Portugalczycy nie dbali szczególnie o rozwój kraju, nie uważali jednak jego rdzennych obywateli za gorszych, ze względu na ich przynależność rasową. Przeciwnie, chętnie wstępowali w mieszane związki małżeńskie. Natomiast realizowana w Afryce Południowej polityka apartheidu odmawiała ludziom człowieczeństwa, straszliwie oddziaływała na podświadomość, czego skutki są odczuwane do dziś. Szczególnie destruktywny był tzw. Immorality Act, który uniemożliwiał stosunki biały – czarny traktując je jako akt „obrzydliwej perwersji”. Stąd tak głębokie poczucie wspólnoty losu u mieszkańców Afryki, zupełnie nie odczuwane na co dzień przez białych.
Rysem charakterystycznym Afryki jest to, że „szczególną rolę odgrywają tradycyjne więzi między ludźmi’’. Wynika to ze specyficznych warunków w jakich człowiek Afryki funkcjonuje, uniemożliwiających przeżycie samotnej jednostce. Stąd najcięższą karą jest wykluczenie z grupy – plemienia lub klanu - banicja zastępowała w Afryce więzienie. Jeszcze do niedawna, przed erą globalizacji, wojen, przed tym jak w błyskawicznym tempie zaczęły wyrastać miasta-molochy, Afryka była krajem „bez wdów i sierot”. Wynikało to ze zwyczaju lewiratu i poligamii, które nakazując mężczyźnie poślubienie żony zmarłego brata i tym samym adopcję jego dzieci, wymuszały wzajemną opiekę w ramach danego plemienia. Ta wielka solidarność plemienna ma „olbrzymie społeczne konsekwencje”, ale wiążą się też z tym pewne zagrożenia. „Solidarność może uczynić z ludzi egoistów”, troszczenie się o interes tylko swojej grupy pozwala na zupełne ignorowanie innych, zabija zwykłą, międzyludzką solidarność. Nawet pielęgniarki nie mogą się przekonać do pomocy ludziom z innego plemienia. Ta nieczułość była też często jedną z przyczyn takich katastrof, jak masakra w Ruandzie, gdzie usprawiedliwiano terror mówiąc, że „nie zabija się ludzi tylko karaluchy”.
Owe powiązania wewnątrz plemienne jak i międzyplemienne antagonizmy wpływają na inne, niż w tradycji europejskiej, postrzeganie znaczenia państwa. W Afryce państwa są często tylko „rysunkiem na mapie”. Państwa, które nie pełnią swych podstawowych funkcji - ochrony obywateli w sensie bezpieczeństwa fizycznego i materialnego, „nie są realnością, są strukturalnie rozczłonkowane”. Tak jak chociażby Wybrzeże Kości Słoniowej, nazwane prze ambasadora „dość teoretycznym państwem”. Jednakże we współczesnym świecie człowiek nie może funkcjonować poza państwem: „Afrykanie nie mogą pozostać w swoich tradycyjnych organizacjach społecznych”. Choć według słów ambasadora konieczność istnienia spełniających swoje funkcje państw nie oznacza konieczności istnienia w nich systemu demokratycznego. Wiąże się to z afrykańską tradycją jednomyślności przy rozwiązywaniu sporów oraz potrzebą silnego przywódcy – „ojca narodu”. Przywódca ma ogromny wpływ na los państwa i obywateli, widać to na przykładzie wielu państw afrykańskich, przykładem mogą być dzieje Ugandy: pogrążona w chaosie podczas rządów tyranii Amina i Obote, jest ostatnio jednym z najbardziej obiecujących krajów afrykańskich.
Na zakończenie ambasador powiedział, że obecnie kwestia Afryki nie jest problemem egzotycznym wśród polityków, lecz sprawą, która ich faktycznie pasjonuje szeroko dyskutowaną kuluarach. Afryka nie da się dłużej izolować co ściśle wiąże się z procesami globalizacji„ politycy wiedzą, że zaburzenia tamtejszego świata odbiją się chorobą na nas”, a to - miejmy nadzieję - wymusi działania.
Artykuł powtał na podstawie wykładu „Wielokulturowość a zagrożenia współczesnego świata”, zorganizowanego 22.11.2005 przez Forum Młodych Dyplomatów.