Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Polityka Paweł Świeboda, Agata Hinc: Kopenhaga - kres polityki perswazji

Paweł Świeboda, Agata Hinc: Kopenhaga - kres polityki perswazji


22 grudzień 2009
A A A

Nie sposób twierdzić, że podczas szczytu w Kopenhadze osiągnięto wartościowe porozumienie w zakresie walki ze zmianami klimatycznymi. Upierając się, że szczyt był czymś więcej, aniżeli zupełną porażką polityki międzynarodowej, i to w kluczowej jej dziedzinie, wyrządzimy sobie jeszcze większą krzywdę. Trzeba powiedzieć jasno: szczyt poległ pod ciężarem rozdmuchanych oczekiwań, dbałości o własną korzyść, oraz niepohamowanego cynizmu.

Co prawda, projekt uratowania Ziemi przed tragicznymi skutkami zmian klimatycznych nie stracił na aktualności. Wzrost temperatur musi zostać przyhamowany dla dobra wszystkich mieszkańców globu. Tym niemniej, zmieniły się warunki realizacji tego projektu. Po szczycie w Kopenhadze będziemy mieli mniej złudzeń. Wiadomo, że porozumienie zostanie ukształtowane w warunkach zaciekłej konkurencji pomiędzy państwami. Budowa gospodarek niskoemisyjnych jeszcze wyraźniej jawić się będzie jako droga do realizacji założeń polityki klimatycznej - zwłaszcza w warunkach kryzysu gospodarczego. Nie możemy już sobie pozwolić na iluzje; musimy twardo stąpać po ziemi.

Kopenhaga to zwiastun nowej, burzliwej ery w stosunkach międzynarodowych, które charakteryzować się będą wzrostem napięć oraz stopniowym przesuwaniem się biegunów sił. Nowy system międzynarodowy jest o wiele bardziej demokratyczny, ale to oznacza wzmocnienie pozycji krajów roszczeniowych oraz powszechny wzrost oczekiwań. Kraje rozwijające się wykazały się wyjątkową asertywnością zabiegając o to, aby państwa rozwinięte płaciły im za walkę ze zmianami klimatycznymi. Z kolei te drugie nie potrafiły traktować tych pieniędzy inaczej, niż jako "rozszerzony pakiet stymulacyjny". Były gotowe wydać je tylko pod warunkiem, że uzyskają gwarancję odzyskania ich w formie zwiększonego popytu na dobra i usługi, których są producentami.

Kopenhaga to równie złe wieści dla walki ze zmianami klimatycznymi, jak i dla międzynarodowego porządku. Szczyt pokazał wyraźnie, że stosunki międzynarodowe nie będą już rozwijać się w oparciu o "perswazję". Przed szczytem planowano, że ambitne deklaracje w zakresie redukcji emisji zwiększą globalną akceptację dla projektu walki ze zmianami klimatycznymi, w ramach działania efektu "kuli śniegowej". Ale te plany opierały się na zbyt optymistycznym założeniu, że wszystkie państwa będą ufać w to, że inni zrealizują swoją część kontraktu. Takie założenie od początku raziło naiwnością, gdyż wielu głównym aktorom znacznie bardziej opłacało się "jechać na gapę". Po raz kolejny okazało się, że dobre intencje nie wystarczają; potrzebna jest jeszcze niewidzialna ręka trzymająca naraz kij i marchewkę.

Unia Europejska musi wyciągnąć własne wnioski. Nie tylko bowiem została pominięta w ostatniej rundzie negocjacji, lecz - co gorsza - jej rzekome przywództwo w walce ze zmianami klimatycznymi zostało zupełnie zignorowane przez inne kraje. Po części sama ponosi za to winę. Mogła i powinna była jeszcze przed szczytem ogłosić cel redukcyjny w wysokości 30% do 2020 r.; dzięki temu zyskałaby legitymację, aby wymagać od innych podjęcia podobnych kroków. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że w ramach UE na nowo rozgorzeje dyskusja nad obciążeniem podatkiem granicznym produktów pochodzących z krajów, które nie walczą ze zmianami klimatycznymi. Tego rodzaju "podatek emisyjny", pobierany na granicach UE, na pierwszy rzut oka trąci protekcjonizmem. Tym niemniej, można argumentować, że chodzi jedynie o wprowadzenie sprawiedliwych warunków dla międzynarodowej konkurencji na rynku wewnętrznym. Jak twierdzi Dieter Helm z Uniwersytetu w Oxfordzie, "należy oddzielić problem emisji od kwestii handlowych; podatek emisyjny pobierany na granicach UE zwiększyłby efektywność handlu, gdyż znosiłby ukryte subsydium, obecne w takich krajach jak Chiny, które nie uwzględniają kosztu efektów zewnętrznych wywołanych emisją CO2"**. Ten mechanizm może stać się istotnym argumentem UE podczas najbliższych negocjacji, przy czym Unia mogłaby ogłosić, że znaczna część przychodów z tego tytułu zostanie przeznaczona na wsparcie działań na rzecz ograniczenia zmian klimatycznych i dostosowania do ich skutków w krajach najsłabiej rozwiniętych lub zajmujących niewielkie wyspy.

Ze szczytu w Kopenhadze płynie dla UE pięć wniosków. Po pierwsze, UE nie może liczyć na to, że osiągnie jakąkolwiek skuteczność jedynie "służąc za wzór" i wabiąc innych do naśladownictwa. Unia musi dodatkowo odwoływać się do ludzkich instynktów: nadziei i strachu, wspierając finansowo inne państwa, a zarazem wprowadzając równe warunki dla międzynarodowej konkurencji na naszym rynku wewnętrznym, sprzyjające ambitnym unijnym celom emisyjnym. Po drugie, UE musi podjąć bardziej rzeczową dyskusję ze Stanami Zjednoczonymi. Iluzja transatlantyckiego przywództwa zupełnie rozprysła się w ostatnich godzinach szczytu w Kopenhadze, gdy Barack Obama pokazał Europie figę z makiem - co było okrutne, ale po części uzasadnione tym, że w ciągu roku Europa nie odpowiedziała na szereg apeli o wsparcie ze strony USA. Po trzecie, UE powinna wzmóc współpracę z rozwijającymi się potęgami. Podczas szczytu widać było jak na dłoni, że część kluczowych graczy dlatego nie chce słuchać UE, gdyż ta przyjęła wobec nich nazbyt protekcjonalną postawę. Po czwarte, UE musi zaprowadzić porządek we własnym ogródku, aby móc na nowo przemówić legendarnym "jednym głosem". Tymczasem, w Kopenhadze Unia miała wiele twarzy: niektórzy przywódcy wybiegali zanadto do przodu, inni natomiast udawali biedniejszych, niż są w istocie. Wreszcie, po piąte, UE powinna położyć tym większy nacisk na budowę gospodarki niskoemisyjnej, gdyż tylko wówczas będzie w stanie zrealizować ambitne cele emisyjne.

Nowy Rok powinien być dla UE czasem refleksji. Unia musi jak najszybciej przygotować mapę drogową przed szczytem COP16 w Meksyku. W tym celu, powinna realistycznie spojrzeć na wyłaniające się nowe warunki polityki międzynarodowej, traktując negocjacje klimatyczne jako najważniejszy sprawdzian dla nowego porządku.

* Paweł Świeboda jest Prezesem a Agata Hinc Szefem Projektu "Niskoemisyjna Gospodarka" w demosEUROPA - Centrum Strategii Europejskiej.