Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Aleksander Siemaszko: Pół roku koguta


03 lipiec 2008
A A A

Swą Prezydencję Rady UE Nicolas Sarkozy zaczął z właściwą sobie pompą. Jednak ani efektowna iluminacja Wieży Eiffla ani niewątpliwy rozmach z jakim Paryż  bierze się za unijne sprawy nie zmienią jednego: francuskiego prezydenta czeka ciężkie sześć miesięcy.

A przecież miało być tak pięknie…Francja wyznaczyła sobie niezwykle ambitne cele na nadchodzące pół roku- reformę Wspólnej Polityki Rolnej czy wzmocnienie Europejskiej Polityki Bezpieczeństwa i Obrony. Ponadto, Nicolas Sarkozy miał zaprezentować się jako nowy lider Europy- wysportowany, medialny, pełen energii (a nawet posiadający ją w nadmiarze) miał stać się twarzą Unii w miejsce polityków-biurokratów takich jak Hans Gert-Poettering czy Angela Merkel. Plany te przyćmiło odrzucenie przez Irlandczyków Traktatu Lizbońskiego. Chciałoby się powiedzieć- miała być demokracja, a tu każdy ma własne zdanie.Image

Polityczna nekrofilia

Dzięki Lechowi Kaczyńskiemu inauguracja francuskiej prezydencji znalazła się sporów o dalszą przyszłość Traktatu Lizbońskiego. Co prawda w oficjalnych komunikatach Francuzi odżegnują się od dalszych dywagacji dotyczących rozwiązania problemu fiaska referendalnego, nie ulega jednak wątpliwości, że prędzej czy później Paryż będzie musiał się tą sprawą zająć. Bez jej uregulowania niemożliwe jest bowiem podjęcie rozmów o wzmocnieniu współpracy w dziedzinach szczególnie dla Francji ważnych jak obronność europejska. Przed unijnymi przywódcami stoją teraz wybory złe i bardzo złe - przyszłość pokaże czy zdecydują się otworzyć puszkę Pandory wprowadzając do Traktatu Reformującego swoisty ‘protokół irlandzki” (a że opcja ta ma istotne wady można było się przekonać chociażby słuchając wypowiedzi kanclerza Alfreda Gusenbauera, w których to zapowiadał, w przypadku modyfikacji wynegocjowanego wcześniej dokumentu, organizację referendum ratyfikującego w Austrii) czy też zdecydują się okroić dokument do najważniejszych zmian instytucjonalnych usprawniających funkcjonowanie UE. Jest to problem wykraczający czasowo poza najbliższe pół roku i konieczne wydaje się wspólne poszukiwanie rozwiązań przez Francję, Czechy i Szwecję, czyli państwa mające sprawować Prezydencję Rady UE przez kolejne 18 miesięcy.

Najlepszy przyjaciel farmerów

Sarkozy niefortunnie rozpoczął swe unijne przewodnictwo od szukania „kozłów ofiarnych” odpowiedzialnych za traktatowy kryzys Unii. Trafiło na brytyjskiego komisarza ds. handlu Petera Mandelsona i przewodniczącego KE Jose Manuela Barroso, a właściwie- na „anglosaskich liberałów” i wyalienowaną kastę eurokratów. Nieprzypadkowo jednym z głównych haseł przyświecających rozpoczynającej się Prezydencji jest przybliżenie Unii do obywateli (szczególnie tych z francuskim paszportem) i sprawienie by Europejczycy zaczęli „odczuwać korzyści płynące z integracji”. Pod tymi hasłami skrywają się protekcjonistyczne dążenia Paryża, niechętnego rozmowom o liberalizacji światowego handlu, prowadzonym przez Komisję. Obecny kryzys żywnościowy na świecie wzmacnia pozycję Francji w rozmowach o nowym kształcie Wspólnej Polityki Rolnej - zdolność do utrzymania agrarnej niezależności staje się wartością samą w sobie. Co więcej, szermując sloganami o „preferencjach dla przemysłu” Sarkozy zdaje się dążyć do wzmocnienia rodzimych producentów kosztem importerów.

Jeśli na deser przywołamy nawoływania względem EBC z kręgów francuskiego rządu do uwzględniania w swej polityce pobudzania wzrostu gospodarczego, a nie tylko zduszenia inflacji, z ironią należałoby spojrzeć na hasła, pod którymi obecny prezydent Francji szedł do wyborów- uwolnienia ludzkiej energii i swobody przedsiębiorczości. „Liberał” na rodzimym rynku polityki, w Europie Sarkozy staje się kolejnym etatystą-merkantylistą.

Twardy szeryf

Francuskie zapowiedzi wzmocnienia współpracy w Europejskiej Polityce Bezpieczeństwa i Obrony, w świetle fiaska Traktatu Reformującego, można włożyć między bajki. Póki utrzymana zostanie nieefektywna struktura, utrzymująca jednocześnie Wysokiego Przedstawiciela ds. Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa obok komisarza ds. stosunków zewnętrznych, póki wciąż brakować będzie odpowiedzi na stare, kissingerowskie pytanie o telefon do Europy póty możliwości polityczno-militarne Unii będą ograniczone. Bez zmian instytucjonalnych, nawet korzystny politycznie klimat - wsparcie Berlina, zgoda Paryża na komplementarny charakter rozwiązań wojskowych względem NATO (uspokajająca co bardziej atlantycko nastawionych członków UE) nie będzie mógł być wykorzystany.

Nie oznacza to jednak całkowitego porzucenia ambitnych zamierzeń w sferze polityki zagranicznej. Prezydencja francuska skupi się jednak zapewne na implementacji idei Unii Śródziemnomorskiej i Partnerstwa Wschodniego, możliwych do przeprowadzenia w ramach istniejących ograniczeń traktatowych. Inaczej wyglądać może kwestia zaostrzenia i ujednolicenia polityki imigracyjnej. Na wypracowaniu spójnego stanowiska i współpracy w tej dziedzinie zależy przede wszystkim państwom szczególnie narażonym na napływ nielegalnych imigrantów z Afryki czy Bliskiego Wschodu - Hiszpanii, Włochom czy Francji, ale i w innych częściach Europy projekty te nie budzą większych zastrzeżeń. Wydaje się, że Paryż będzie na tyle zdeterminowany by zrealizować swe plany w tej dziedzinie pomimo zmasowanej krytyki płynącej z organizacji humanitarnych i państw Mercosuru. Jest to przecież zarówno kwestia żywotnego bezpieczeństwa Europy w dobie terroryzmu, jak i zabezpieczenie przed przyszłymi problemami wynikającymi z nieumiejętnej asymilacji przybyszów spoza Europy. Nie bez znaczenia są też wewnętrzne względy polityki francuskiej - hasła o zaostrzenia polityki imigracyjnej odgrywały (i nadal odgrywają) ważną rolę w polityce prezydenta i jego partii, UMP.

Zielona Europa

Rok temu określono ramy nowej unijnej strategii energetycznej, zakładającej m.in. zmniejszenie emisji CO2 do 2020 roku o 20% czy wzrost do 20% ilości paliw produkowanych ze źródeł odnawialnych na rynku energetycznym. Implementacja tych ustaleń spotyka się dużym oporem nowych krajów Unii, opierających się wciąż na energii węglowej. Niektóre nowe kraje, jak Polska ostrzegały Brukselę, że mogą być zmuszone do  przeniesienia wydobycia surowców nieodnawialnych poza granice Wspólnoty, chociażby do Ukrainy. To zapewne wyłącznie gra nerwów, lecz nie zmienia to faktu, ż postrzeganie wyzwań ekologicznych jako jeden z głównych problemów Unii, powszechne wśród jej zachodnich członków rozmija się z perspektywą państw Europy Środkowo-Wschodniej. Wskazują one, nie bez słuszności, iż Piętnastka przypomniała sobie o szczytnej idei zrównoważonego rozwoju, po latach stosowania polityki kładącej nacisk na "rozwój" a nie "równowagę", a przyjęcie wyjątkowo wyśrubowanych standardów państw rozwiniętych mogłoby spowodować osłabienie tempa wzrostu gospodarczego, kluczowego dla zasypania istniejących wciąż różnic cywilizacyjnych pomiędzy Europą Zachodnią a państwami postkomunistycznymi.

Tymczasem Paryż jako jeden ze swych priorytetów określa dalszy wdrażanie unijnej polityki ekologicznej, powiązując ją jednocześnie z kwestią bezpieczeństwa energetycznego- przede wszystkim przez rozwój alternatywnych źródeł energii, takich jak atom, wiatr czy bioetanol. Jakkolwiek wydaje się, że na tej płaszczyźnie stosunkowo najłatwiej będzie odnieść Sarkozyemu sukces - to pamiętając jak drażliwa jest kwestia nakładania dodatkowych obciążeń gospodarczych na państwa członkowskie, zwłaszcza w obliczu nadciągającej recesji, należy pozostać sceptycznym czy i ten plan minimum uda się Francuzom zrealizować.

Mimo, iż o "francusko-niemieckiej lokomotywie" wspomina się dziś raczej z przekąsem niż nadzieją to nie ulega wątpliwości, że Paryż jest jedną ze stolic Europy, w których podejmuje się decyzje istotne dla całego kontynentu. Prezydent Nicolas Sarkozy ma przed sobą trudne zadanie trzymania unijnych sterów wobec rysującej się perspektywy spowolnienia gospodarczego, zmiany lokatora na Kremlu i jesiennych wyborów prezydenckich w USA, a także kolejnego kryzysu wiary w przyszłość Europy. Nie ulega wątpliwości, że pogrążonej w marazmie, zajętej praktycznie wyłącznie własnymi, wewnętrznymi problemami UE grozi dalsze bycie spychanym na margines światowej polityki. Odrobinę szaleńczej energii prezydenta Francji może być tym ożywczym powiewem, którego brukselskie mury od dawna potrzebowały.

Patrząc na bogactwo rozlicznych zapowiedzi i planów trudno nie odnieść jednak wrażenia, że może też być wielkim rozczarowaniem.