Alicja Tomaszczyk: Nowe rozdanie na Słowacji
Parę miesięcy temu nikt nie mógł przewidzieć podobnego wyniku słowackich wyborów. Rządząca Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna cieszyła się zaufaniem społecznym. Jednak materiały z operacji „Gorila” skompromitowały rządzącą centroprawicę ubiegłej jesieni i przyczyniły się do rozpisania przedterminowych wyborów. Gdy w Polsce protestujący zakładali maski Anonymus, nasi południowi sąsiedzi demonstrowali w przebraniu goryli. W takiej atmosferze odbywała się przyspieszona kampania wyborcza. Zwycięstwo w przeprowadzonych 10 marca wyborach parlamentarnych na Słowacji bezapelacyjnie powędrowało do lewicowej partii „SMER” Roberta Fico. Państwowa Komisja Wyborcza podała, że partia ta zdobyła 44,4% głosów. Tym samym partia uzyskała przewagę w jednoizbowym Parlamencie, uzyskując 83 spośród 150 mandatów poselskich.
Najwięcej straciła Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna (SDKU), byłego premiera Mikulaša Dziurindy, i dotychczas najsilniejsze ugrupowanie rządzącej koalicji, kierowanej przez premier Ivetę Radičovą. Dziurinda, który do tej pory był pozytywnie kojarzony z liberalnymi reformami, które zapewniły Słowacji kilka lat dynamicznego rozwoju gospodarczego, teraz stał się jednym z symboli korupcyjnych związków świata polityki i biznesu. Jego partia uzyskała zaledwie 6-procentowe poparcie. To aż o ponad połowę mniej niż przewidywały grudniowe sondaże.
W Parlamencie znalazły się ponadto: Partia Chrześcijańsko-Demokratyczna z wynikiem 8,8 procent; ugrupowanie MOST-Hid reprezentujące mniejszość węgierską na Słowacji (6,9%); partia „Wolność i Solidarność SaS” (5,8%). Do Parlamentu weszli również „Zwykli ludzie” – nowe populistyczne ugrupowanie, które zdobyło blisko 9 procent głosów.
Chociaż Robert Fico zapowiada podjęcie dialogu celem stworzenia stabilnego rządu, zastrzega jednocześnie, że stworzy koalicję tylko z taką partią, która będzie w stanie zaakceptować lewicowy program „SMERu”. W tym miejscu wypada się zastanowić, czy słowacka lewica chce i co ważniejsze potrzebuje koalicyjnego rządu? Może to jedynie kokietowanie wyborców? Która z partii będzie bowiem w stanie zgodzić się na państwo socjalne i państwo solidarności społecznej?
Słowackie wybory stały się symbolem dramatu skorumpowanej prawicy. Prawicy, która na początku poprzedniej kadencji Parlamentu miała ambitne plany reformowania kraju, ale niestety została uwikłana w jedną z największych w historii Słowacji afer korupcyjnych. Jednym z bohaterów afery jest firma Penta. Uchodzi ona obecnie za modelowy przykład firmy, która zawładnęła elitami politycznymi na Słowacji. Takie wnioski wypływają ze stenogramów z operacji „Gorila”. Polegała ona na założeniu podsłuchów w mieszkaniu jednego z właścicieli firmy, Jaroslava Haszczaka. Jeśli okażą się autentyczne, Penta będzie kojarzona z koncernem, który przejął kontrolę nad państwem. Z dokumentów wynika, że dzięki łapówkom Penta pozyskiwała przychylność ministrów. Póki co właściciele firmy idą w zaparte, twierdząc, że cała afera jest intrygą polityczną i mistyfikacją.
Nie da się jednak ukryć, że skutecznie wyeliminowała partie prawicy z gry. A Fico, który jeszcze kilka lat temu skazywany był na polityczną emeryturę, jako pierwszy polityk zdobył 10 marca bezwzględną większość w Parlamencie – jako stosunkowo najmniej uwikłany w aferę polityk. Prawicy ciężko będzie się pozbierać po porażce, tym bardziej, że w jej szeregach brak jest charyzmatycznego i zdecydowanego lidera. Ponadto partie prawej strony sceny politycznej wzajemnie się zwalczają.
Zaskakujący był nie tylko wynik wyborów, ale także towarzysząca im frekwencja, która wyniosła 59,1%. Eksperci przewidywali, że społeczeństwo zmęczone coraz to nowymi rewelacjami w kontekście operacji „Gorila” i innymi aferami, nie zechce głosować. Jednak do wyborów poszło więcej osób niż w 2010 roku. Słowacy domagają się reform i zainteresowani są rozwojem gospodarczym kraju. Wątpliwości budzi jednak zdecydowane zielone światło dla partii Roberta Fico. Czy nie zawiedzie on nadziei Słowaków? Czas pokaże.