Jakub Kędzior: Portugalia na zakręcie
Sytuacja w Portugalii jest nie do pozazdroszczenia i niestety nie zanosi się w najbliższym czasie na znaczącą poprawę. Fala strajków która przelała się przez ten kraj, a w konsekwencji dymisja rządu sprawiają, że mieszkańcy tego państwa leżącego na półwyspie iberyjskim patrzą w przyszłość bez większego optymizmu. Już od listopada zeszłego roku Portugalczycy strajkowali przeciwko zapowiadanym cięciom budżetowym, które planował rząd byłego już premiera Jose Socratesa. Rozpoczęło się od generalnego protestu pracowników sektora publicznego, którzy mieli mocno odczuć skutki planowanych oszczędności i polityki „zaciskania pasa”. W połowie lutego 2011 roku strajk rozpoczęli pracownicy metra, oraz innych środków komunikacji. Im także nie podobała się polityka cięć i podwyżek podatków.
Plan premiera Socratesa był naprawdę drakoński, ponieważ zawierał obniżenie najwyższych emerytur o około 10%, zamrożenie płac, podniesienie podatków oraz między innymi ograniczenia w refundacji leków. Zamiarem rządu było załatanie dziury budżetowej i przede wszystkim uniezależnienie się od pomocy z Unii Europejskiej oraz Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Jak wiadomo, takie wsparcie niesie za sobą także pewną utratę kontroli nad polityką budżetową, czego bardzo obawiał się Jose Socrates.
Niestety jak się okazało propozycja cięć budżetowych nie cieszyła się zbytnim poparciem w społeczeństwie, co przełożyło się na także na głosowanie w parlamencie. Opozycja nie poparła oferty Socratesa i propozycje zmian zostały odrzucone. Próbowano co prawda negocjacji jednakże te nie przyniosły pożądanych efektów. W związku z tym premier Socrates nie widząc już szans na powodzenie swojej polityki podał się do dymisji. Prezydent Portugalii Anibal Cavaco Silva, po krótkich rozmowach z premierem postanowił przyjąć dymisję rządu i rozpisać nowe wybory, które odbędą się w czerwcu tego roku.
Do tego czasu funkcję premiera będzie pełnić nadal Jose Socrates, który w wydanym oświadczeniu stwierdza, że nadal będzie się starał uchronić swój kraj przed potrzebą zaciągnięcia pożyczek od UE i MFW. Wiemy już, że to się nie udało i Portugalia została zmuszona do sięgnięcia po unijne pieniądze.
Tuż po dymisji rządu, agencja Moody, która zapewnia ratingi kredytowe i badania dotyczące instrumentów dłużnych i papierów wartościowych, obniżyła rating Portugalii. W swojej ocenie i komentarzu do sytuacji podaje, że sytuacja w tym kraju może w dalszym ciągu się pogarszać i nowy rząd prawdopodobnie będzie jednak musiał zwrócić się od pomoc z zewnątrz, żeby ratować gospodarkę. Ta prognoza okazała się o tyle trafiona, że już w kwietniu Socrates zwrócił się z prośbą o wsparcie portugalskiej gospodarki ze środków unijnych.
W niedługim czasie Portugalia będzie musiała spłacić ponad 9 mld Euro swoich papierów dłużnych, co mocno nadszarpnie i tak już ubogi budżet kraju. Być może nowe wybory wyłonią przywódców, którzy będą potrafili sobie z tym poradzić, najprawdopodobniej sięgając po unijne pieniądze.
Według wyliczeń ekspertów z Royal Bank of Scotland Portugalia może potrzebować prawie 80 mld Euro pomocy, żeby stanąć na nogi. Jest to olbrzymia kwota, która z pewnością robi wrażenie na przeciętnym mieszkańcu Unii. Jednakże dla włodarzy z Brukseli ratowanie kolejnego kraju pogrążonego w długach jest koniecznością, jeżeli będą chcieli utrzymać płynność finansową całej strefy euro.
W ten sposób już trzeci kraj, po Grecji i Irlandii sięgnął do unijnej kasy. Jednak przypadek Portugalczyków przypomina bardziej ten, z którym mieliśmy do czynienia w przypadku Hellady, ponieważ Lizbona od kilku lat już prowadziła dość nierozsądną politykę budżetową i teraz musi ponosić tego konsekwencję. Zobaczymy czy to już ostatni kraj, czy to jeszcze nie koniec. Pewne jest jedno, że należy zmienić mechanizmy zapobiegania takim sytuacją wewnątrz UE.
Co do Portugalii to zapewne musi przygotować się na szereg cięć i obostrzeń, jednak prawdopodobnie nie takich jakie proponował Socrates. Tylko, że teraz część z nich zostanie narzucona z Brukseli, a to już nie do końca może podobać się mieszkańcom tego kraju. Zobaczymy, czy mieszkańcy Lizbony i innych portugalskich miast nadal będą strajkować czy też przyjmą spokojnie zaistniała sytuacje i pogodzą się z tym, że w najbliższych latach będą musieli sporo oszczędzać.