Joanna Bogucka: Koniec miesiąca miodowego Mariano Rajoya
Po wysoko wygranych wyborach i pierwszych entuzjastycznych tygodniach rządów dla Mariano Rajoya skończył się czas świętowania. Przez Hiszpanię przetoczyła się właśnie pierwsza fala protestów przeciwko reformie rynku pracy, która postrzegana jest jako duże zagrożenie dla już zatrudnionych. To pierwszy taki sprawdzian dla nowego premiera oraz brutalne zderzenie się jego wyborców, którzy tak licznie poparli Partię Ludową (PP), z szarą rzeczywistością. Reforma, która obudziła ulice
Wchodząca właśnie w życie reforma rynku pracy powszechnie postrzegana jest jako danie pracodawcom możliwości łatwiejszego zwalniania pracowników oraz zabierania im części ich praw socjalnych i zawodowych. Najważniejsze zapisy mówią o zmniejszeniu wysokość odpraw dla zwalnianych pracowników, z 45-dniowej na 33-dniową (po pierwszym roku zatrudnienia), choć w niektórych uzasadnionych przypadkach może spaść ona nawet do poziomu 20 dni, gdy firma notuje straty lub spadki w dochodach. Ułatwiona zostaje również procedura zwalniania pracowników i istnieje obawa, że wiele firm skorzysta z tej okazji i zredukuje zatrudnienie. Kolejny zapis wskazuje na możliwość obniżenia pensji bez konieczności uzgadniania tego z pracownikiem, wprowadzania zmian w godzinach pracy, systemie zmianowym lub funkcjach poszczególnych osób. Z drugiej strony firmy mają korzystać z ulg podatkowych za zatrudnianie osób poniżej 30 roku życia lub osób bezrobotnych (nawet 3000 euro ulgi rocznej). Ponadto osoba bezrobotna, która podejmie pracę, przez pierwszy rok będzie nadal otrzymywała 25% zasiłku.
Pracownicy walczą o swoje prawa
Manifestacje przeciwko reformie rynku pracy wdrażanej przez rząd Rajoya przeszły przez 57 miast w całej Hiszpanii, od Kordoby przez Madryt, Barcelonę po Ibizę. Protesty zorganizowane przez największą w kraju centralę związkową - Konfederację Hiszpańskich Związków Zawodowych (CCOO) oraz Powszechny Związek Robotników (UGT) zgromadziły setki tysięcy niezadowolonych ludzi uważających nowe regulacje prawne za nieskuteczne i niesprawiedliwe. Jednocześnie zapewniali oni, że nie dążą do konfrontacji z rządem, a chcą jedynie doprowadzić do zmiany nowych przepisów. „Nie dla reformy niesprawiedliwej dla pracowników, nieskutecznej dla ekonomii i dla walki z bezrobociem” to hasło, które nieśli na sztandarach.
Przewodniczący UGT i CCOO - Candido Mendez i Ignacio Fernandez Toxo określili protesty jako szeroką, demokratyczną i masową formę wyrazu niepokojów pracowników oraz ostrzegali, że wprowadzanie zmiany wpłyną znacznie na sytuację kraju nawet w perspektywie 30 najbliższych lat oraz doprowadzą do pogorszenia nastrojów społecznych. Ich zdaniem reforma ta oznacza duży krok w tył, stanowi zagrożenie dla hiszpańskiej klasy średniej oraz młodych bezrobotnych, spowoduje zubożenie oraz wzrost nierówności w społeczeństwie. Obawiają się oddania zbyt dużej władzy w ręce pracodawców, co dotknąć by miało szczególnie najmniejsze firmy, gdzie nie działają związki zawodowe. Zarzucają również, iż reforma ta przygotowywana została pod dyktando instytucji finansowych oraz rządu niemieckiego. Według manifestujących zmiany prawne nie poprawią sytuacji na rynku pracy, gdzie potrzebne jest przejście do innego modelu produkcyjnego oraz doprowadzenie do porządku finansowania firm, co doprowadzić ma z kolei do powstawania nowych miejsc pracy. Swój udział w protestach mają również członkowie ruchu 15-M, którzy nie tylko wspierają manifestujących, ale również zachęcają ich do zorganizowania strajku generalnego na terenie całego kraju, podobnego do tego, który miał miejsce w Grecji.
Na manifestacji w Madrycie pojawili się również przedstawiciele opozycji z Hiszpańskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej (PSOE), którzy chcieli być „blisko obywateli” i razem z nimi protestować przeciwko reformie, która według nich skoncentrowana jest tylko na przedsiębiorcach, a nie na pracownikach. PSOE chce walczyć zarówno na ulicach jak i w parlamencie przeciwko, szkodliwym według nich, decyzjom PP. Jednak ich obecność nie była mile widziana. „Oburzeni” wygwizdali opozycyjnych polityków oraz zapewniali, że nie są przez nich reprezentowani, gdyż tak naprawdę nie ma istotnej różnicy między PP a PSOE.
Po drugiej stronie barykady
Błyskawicznie w obronie „swojej” reformy stanął premier twierdząc, że jest ona sprawiedliwa, dobra i konieczna dla Hiszpanii, wzywając tym samym wszystkich obywateli do kompromisu i wsparcia działań przez niego podejmowanych, nawet jeśli wymagają one wielu poświęceń i wyrzeczeń. Rajoy zgodził się, że nie są to przyjemne rozwiązania, ale wierzy, że zostaną zaakceptowane przez większość Hiszpanów. Jak na razie brzmi to jak pobożne życzenia. Premier broni nowych zapisów twierdząc, że dają one szansę ponad pięciu milionom bezrobotnych na polepszenie swojej sytuacji, a Hiszpanii na wzrost i tworzenie nowych miejsc pracy. Szef rządu zapewniał, że dzięki tej reformie (modernizacji prawa, zwalczaniu niesprawiedliwości i dyskryminacji na rynku pracy) Hiszpania dołączy do grupy krajów najbardziej rozwiniętych. Jednocześnie Rajoy nie ukrywał, że wszystkie obecnie podejmowane decyzje mają na celu uniknięcie pogorszenia się sytuacji, ale na pewno nie można mówić w tym wypadku o szansach na poprawę bieżącej sytuacji. Premier czuje nie tylko potrzebę przeprowadzania reform z powodu złej sytuacji kraju, ale również z powodu przekonującego zwycięstwa, które odniósł w ostatnich wyborach, które dały mu bezwzględną większość do podejmowania kluczowych decyzji.
Zdaniem przewodniczącego Hiszpańskiej Organizacji Przedsiębiorców (CEOE) Juana Rosella, sama reforma nie spowoduje powstania nowych miejsc pracy, ale da szansę hiszpańskiemu rynkowi pracy na złapanie oddechu, uporządkowanie sytuacji i w przyszłości na odbicie się od dna. Do podobnych wniosków doszedł angielski „The Economist”, który datuje model hiszpańskiej gospodarki na czasy Franco i krytykuje go za doprowadzenie prawie połowy społeczeństwa do bezrobocia, tudzież prac sezonowych. Tygodnik wskazuje, że reforma rządu Rajoya będzie powodowała zacieranie się różnic majątkowych, co zapewni większej liczbie Hiszpanów stabilizację zawodową. Chodzi również o zmniejszanie różnicy między bezterminowymi umowami, które zapewniają duże bezpieczeństwo, a umowami tymczasowymi, które nie oferują prawie żadnej ochrony.
PP z Rajoyem na czele pewnie wygrywając listopadowe wybory parlamentarne, dostało od społeczeństwa silny mandat nie tylko do rządzenia, ale również do przeprowadzania reform, których celem jest wyprowadzenie Hiszpanii z niezwykle trudnej sytuacji. Problem polega jednak na tym, że Parta Ludowa w trakcie kampanii wyborczej nie przedstawiła konkretnego planu reform, które zamierza przeprowadzić, a wyborom wystarczyło zapewnienie, że PSOE zostanie odsunięte od władzy. Teraz PP odkrywa swoje karty przeprowadzając niezbędne dla kraju reformy, a wyborcy dowiadują się, za czym trochę „w ciemno” głosowali.