Kamil Frymark: Guttenberg w opałach
Niemiecki minister obrony jest oskarżany o częściowy plagiat swojej dysertacji doktorskiej. To jednak tylko jedno z wielu zmartwień ministra. W Bundeswehrze nie dzieje się dobrze, a Guttenberg nie jest w stanie sobie z tym poradzić. Mimo to zostanie na stanowisku.
Już na początku stycznia w Niemczech rozgorzała debata nad sposobem szkolenia oficerów marynarki. Wszczęto dochodzenie dotyczące nieprawidłowości w trakcie rejsów szkoleniowych na statku Gorch Fock, na pokładzie którego w listopadzie 2010 roku jedna z kadetek zginęła podczas wykonywania ćwiczeń. Z czasem opinia publiczna dowiedziała się o częstym przekraczaniu uprawnień przez oficerów załogi. Szczególnie uderza proceder seksualnego molestowania kadetek oraz powszechność kradzieży na statku.
Minister Karl Theodor zu Guttenberg (CSU) początkowo powściągliwie wypowiadał się o zamieszaniu wokół statku. W trakcie debaty w Bundestagu minister przyznał wprawdzie, że w przypadku jednoznacznego stwierdzenia winy kapitana bądź członków załogi statku wyciągnie zdecydowane konsekwencje, jednocześnie zaznaczył, że nie należy dokonywać ocen przed końcem dochodzenia. Następnego dnia okazało się jednak, iż Guttenberg zawiesił w obowiązkach kapitana Norberta Schatza. Wykazana w ten sposób niekonsekwencja szefa resortu obrony sprowadziła na niego słuszną krytykę opozycji. Tylko pani kanclerz twardo broniła swojego ministra.
W podobnym czasie wyszło na jaw, że Guttenberg nie przedstawił wszystkich okoliczności śmierci kolejnego poległego żołnierza w Afganistanie. Minister powiadomił parlamentarzystów oraz opinię publiczną o grudniowej stracie żołnierza, natomiast „zapomniał” dodać, iż jego śmierć była wynikiem zabawy bronią wśród kolegów z Bundeswehry. Jakby tego było mało, ostatecznie poinformował o wypadku najpierw prasę, ignorując kolegów z Bundestagu.
Związki Guttenberga z niemiecką prasą często były powodem krytyki ministra. Pod koniec zeszłego roku odwiedzając żołnierzy w Afganistanie bawarski arystokrata zabrał ze sobą swoją żonę oraz jednego z najpopularniejszych niemieckich dziennikarzy, Johannesa B. Kernera. Ekskluzywny wyjazd oraz udzielony podczas niego wywiad również spotkał się z oskarżeniami o nadmierne dbanie o swój polityczny wizerunek, co odbija się negatywnie na niemieckich standardach demokratycznych. Guttenberg słynie z tego, że posiada doskonałe kontakty z mediami oraz potrafi wykorzystać ich siłę do budowania własnej pozycji. Wydaje się, iż w obecnej sytuacji jego dotychczasowa zaleta staje się dodatkowym obciążeniem.
Dodatkowo, również na początku roku okazało się, iż część listów wysyłanych przez żołnierzy na misjach zagranicznych trafia do celu przeznaczenia z naruszeniem bądź całkowitym złamaniem tajemnicy korespondencji. Ignorowanie podstawowego prawa do prywatności korespondencji rzuca cień na podkreślane tak często przez Guttenberga zasady i wartości obowiązujące w Bundeswehrze.
Najnowsza afera dotyczy osobiście ministra, a w zasadzie jego pracy doktorskiej. Okazało się, iż część przypisów w ponad czterystu stronnicowej rozprawy jest przepisana dosłownie z artykułów prasowych m.in. z F.A.Z bez podania autora oraz źródła. Guttenberg przyznał, iż część zapożyczeń może rzeczywiście odbiegać od standardów używanych w pracach naukowych, jednak kategorycznie wykluczył plagiat. Zrobił to wszakże w nader niezręcznym stylu. Zaprosił bowiem na mini konferencję prasową wybranych dziennikarzy i wygłosił przed nimi oświadczenie. W tym samym czasie odbywała się konferencja rzecznika prasowego ministerstwa obrony, który poinformował o konferencji z wybranymi mediami. Na znak protestu dziennikarze opuścili salę, co bez wątpienia nie przysporzy medialnej sympatii ministrowi.
Guttenberg oświadczył na poufnej konferencji, iż do czasu rozstrzygnięcia sprawy nie będzie używał tytułu doktora. Nie wiadomo specjalnie, co to ma oznaczać, gdyż albo ktoś jest doktorem nauk albo nie, brak jest stanu „między”. Nerwowe reakcje ministra pokazują, iż został przyparty do politycznej ściany. Bawarski polityk zdaje sobie bez wątpienia sprawę z utraty pozycji we własnej partii oraz na całej niemieckiej prawicy. Do niedawna Guttenberg był typowany na możliwego następcę mało charyzmatycznego szefa CSU Horsta Seehofera. Możliwa zmiana mogła nastąpić już w listopadzie na kongresie partii. Równie mizernie wyglądają obecnie szanse ministra na zajęcie w przyszłości stanowiska kanclerza, co odpowiadałoby jego aspiracjom. Jest to zapewne powód do wewnętrznej radości dla szefowej rządu.