Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home

Kamil Frymark: Köhler był outsiderem


12 czerwiec 2010
A A A

Rezygnacja Horsta Köhlera była niespodzianką dla całego politycznego Berlina. Jednak przyglądając się bliżej tej prezydenturze zauważymy, iż nie zawsze pasował on do politycznego spektrum RFN.
Köhler był zawsze człowiekiem z zewnątrz. Był outsiderem. Prawdopodobnie była to cecha jaką nabył w dzieciństwie, gdy jego rodzina do Niemiec trafiła z Besarabii a wcześniej mieszkała także przez jakiś czas na terenach dzisiejszej Polski, gdzie w Skierbieszowie urodził się późniejszy prezydent. Wszystko to sprawiło, że nie był nigdzie u siebie. Nieswojo czuł się także w berlińskim pałacu Bellevue, siedzibie głowy państwa. Wyrażając się o politykach mówił często „oni”, traktując siebie niejako ponad bieżące zagadnienia polityczne. Nie pozwoliło to jednak uniknąć prezydentowi błędów. Ostatnia niefortunna wypowiedź dotycząca zagranicznych misji Bundeswehry, po której zrezygnował z piastowanego urzędu najdobitniej ukazuje skalę problemu.

Jako motyw przewodni swojej pierwszej kadencji Köhler uczynił Afrykę. Już będąc dyrektorem Międzynarodowego Funduszu Walutowego przykładał dużą wagę do tego kontynentu. Podróże na Czarny Ląd były dla niemieckiego prezydenta najprzyjemniejszą częścią jego obowiązków. Również w tym tygodniu miał pojawić się w RPA na ceremonii otwarcia Mistrzostw Świata w piłce nożnej. Dużo trudniej przychodziło Köhlerowi odnajdywanie się na politycznej mapie Berlina. Wynikało to zarówno z jego osobistych cech jak i z nieumiejętnego przekazywania swoich myśli czołowym politykom. Wyjątek stanowiła tzw. mowa berlińska wygłoszona na początku 2009 r. Köhler przedstawił w niej swoje przemyślenia na temat przyczyn kryzysu gospodarczego i w klarowny sposób wytknął błędy zwolenników radykalnego liberalizmu. Mówił wtedy jako fachowiec a zarazem jako zatroskany mąż stanu. Jego uwagi zostały bardzo dobrze przyjęte przez wszystkie niemieckie środowiska i opinię publiczną.

Główna część prezydentury Köhlera sprowadzała się do kontaktów z niemieckim społeczeństwem. Jak dowodziły badania opublikowane w tygodniku Spiegel (nr 21/2009), aż 80 proc. Niemców było zadowolonych z pracy swojego prezydenta. To wynik imponujący nawet jak na warunki naszych zachodnich sąsiadów. Pamiętam doskonale jak przed wyborem na drugą kadencję w maju ubiegłego roku większość sondaży przeprowadzanych wśród obywateli dawała urzędującemu wówczas prezydentowi zdecydowane zwycięstwo w rywalizacji z Gesine Schwan. Köhler potrafił przekonać do siebie tzw. zwykłych ludzi otwartością na ich problemy, a takiej zalety nie posiadają inni niemieccy politycy.

Ale taka postawa spotkała się też z ostrą krytyką mediów. Spiegel określał Köhlera „Królem ludu”, który nie potrafi należycie wykorzystać swojego urzędu by nadać ogólnoniemieckiej debacie zasadniczy ton. Nie była to krytyka bezzasadna. Otóż ustrojowa pozycja prezydenta RFN jest skonstruowana w ten sposób, iż posiada on w swych działaniach dużą dozę niezależności od bieżącej polityki. Dzięki temu może forsować niepopularne wśród polityków debaty i brać w nich zdecydowany udział. W tym kontekście warto zastanowić się który z obecnych kandydatów do fotela prezydenta RFN, Christian Wulff czy Joahim Gauck byłby lepszym prezydentem.