Maurycy Mietelski: premier Fico kontra prezydent Kiska
W drugiej turze wyborów prezydenckich, które odbyły się w sobotę 29 marca, bezpartyjny Andrej Kiska otrzymał 59,38% poparcia. Jego konkurent i zwycięzca pierwszej tury, obecny premier Robert Fico, mógł liczyć jedynie na 40,62% głosów. Jeszcze kilka tygodni wcześniej wydawało się, że Fico i jego partia SMER przejmą pełnię władzy. Szef rządu według sondaży mógł liczyć na poparcie około 40% wyborców w pierwszej turze, oraz zwycięstwo w ewentualnej drugiej turze wyborów. Nikt nie spodziewał się, że zaprawiony w bojach polityk, przegra z zupełnym politycznym laikiem, jakim jest nowy prezydent-elekt, Andrej Kiska.
Dominacja bezpartyjnych
Do pierwszej tury wyborów prezydenckich przystąpiło czternastu kandydatów, w większości bezpartyjnych. Zdecydowanym faworytem sondaży był premier Robert Fico, mimo że jego decyzja o kandydowaniu, poprzedzona wielotygodniowymi spekulacjami i unikami szefa rządu, nie była do końca zrozumiała dla wyborców i obserwatorów sceny politycznej. Fico jest co prawda najpopularniejszym politykiem na Słowacji, jednak w tym roku skończy 50 lat, tymczasem urząd prezydencki jest na Słowacji kojarzony raczej z polityczną emeryturą. Ma również charakter zdecydowanie reprezentacyjny, a trudno było podejrzewać głównego rozgrywającego słowackiej sceny politycznej, będącego w kwiecie wieku, o ambicje sięgające jedynie mianowania szefa rządu czy ambasadorów. Główną przesłanką mógł więc być brak odpowiedniego kandydata na to stanowisko, choć Fico uciekał przed wskazaniem ewentualnego następcy na fotelu szefa rządu. Część komentatorów sugerowało, że Fico uznał prezydenturę za dobrą trampolinę do kariery w instytucjach unijnych, lecz Słowak cieszy się złą opinią i słabą pozycją nawet w Partii Europejskich Socjalistów.
Wśród konkurentów Fico przeważali kandydaci bezpartyjni. Przez wiele miesięcy premier i lider SMER miał nawet 20% przewagę nad swoimi przeciwnikami, trudno było więc nazywać któregoś z nich jednym z faworytów. Najlepsze wyniki w sondażach uzyskiwali Andrej Kiska, niezależny poseł Radoslav Procházka oraz aktor i były minister Milan Kňažko. Reszta kandydatów nie miała niemal żadnego znaczenia, chcąc przede wszystkim zyskać pięć minut rozgłosu.
Kampania przed pierwszą turą wyborów nie zaskoczyła
niczym szczególnym. Premier Fico chwalił się przede wszystkim swoimi
osiągnięciami, wykorzystując urząd do kampanii, co nie jest zresztą
niczym szczególnym w europejskiej polityce. Jego przeciwnicy również
operowali przede wszystkim populistycznymi hasłami o poprawie bytu
Słowaków, krytykując wysokie bezrobocie wynoszące 13% oraz spowolnienie
wzrostu gospodarczego.
Komentatorzy słowackiej sceny politycznej oraz tamtejsi dziennikarze spodziewali się tradycyjnie brudnej kampanii przed drugą turą wyborów prezydenckich. Symbolem takiego podejścia była karykatura zamieszczona przez dziennik „SME” tuż po ogłoszeniu wstępnych wyników pierwszej tury. Przedstawiała ona Fico nalewającego błoto do wiader, spoglądającego na stojącego obok Kiskę. Po słowackim premierze można było oczywiście spodziewać się również populistycznej retoryki. Fico uwielbia przedstawiać się jako polityk słuchający głosu ludu, przeciwstawiając sobie „arogancką Bratysławę”, ucieleśnianą przez biznesmenów i polityków prawicy, gardzących wolą przeciętnych Słowaków.
Już w pierwszej debacie obu kandydatów dzień po pierwszej turze wyborców, Fico atakował swojego kandydata. Przekonywał, że jako premier przez całą dobę jest obserwowany przez media, a Słowacy wiedzą o nim wszystko, czego nie można powiedzieć o jego przeciwniku. Wskazywał też na swoje polityczne doświadczenie. Kiska natomiast brak politycznej przeszłości przedstawiał jako swój atut, jednocześnie podkreślając, że dzięki swoim dotychczasowym zajęciom, ma dużą wiedzę na tematy gospodarcze, społeczne i zdrowotne.
Fico od początku wzywał do mobilizacji swoich wyborców oraz atakował Kiskę. Posłużył się przy tym argumentami z zakresu polityki zagranicznej. Przypomniał, że Słowacja niedługo przejmie prezydencję w Unii Europejskiej i Grupie Wyszehradzkiej, natomiast NATO będzie zajmować się kwestią Ukrainy, dlatego na stanowisku prezydenta potrzebny jest doświadczony polityk, którym Kiska nie jest. Fico przez całą kampanię wypominał Kisce, że ten opowiada się za uznaniem niepodległości Kosowa. Zagrał tym samym na anty-węgierskich resentymentach Słowaków, obawiających się, że Węgrzy mogą odłączyć południową część kraju. Nie przeszkodziło to jednak Fico zabiegać o głosy Węgrów, bowiem w miejscowościach, gdzie stanowią większość, pojawiły się jego bilbordy z węgierskimi napisami. W sprawie Kosowa Fico miał zresztą poparcie niechętnych mu specjalistów od polityki zagranicznej, którzy uznali poglądy Kiski na tę sprawę za nieodpowiedzialne, zważywszy na przypadek Krymu. Najbrudniejszą zagrywką wykorzystaną przez Fico, było oskarżenie Kiski o związki z sektą scjentologów. Niezależny kandydat miał napisać wstęp do książki wydanej przez Ladislava Pavlika, który w 2013 roku zaprosił na Słowację kilku czołowych przedstawicieli scjentologii. Pavlik jest również wydawcą magazynu, któremu Kiska udzielił wywiadu. Fico twierdził, że jego przeciwnik zaprzeczył jakimkolwiek związkom ze scjentologami, kłamiąc, że nie zna żadnego scjentologa. Słowacki premier sugerował, że osoba mająca związki z sektą, nie powinna mieć dostępu do poufnych informacji, do których siłą rzeczy dopuszczany jest prezydent. Doszły do tego również oskarżenia o wzbogacaniu się Kiski na lichwie (zbił majątek na udzielaniu kredytów przeważnie na urządzenia gospodarstwa domowego), czy przyszłym działaniu na rzecz biznesu, przeciwko najuboższym.
Kiska odpierał wszelkie zarzuty, zaprzeczając jakoby miał związki ze scjentologami. Deklarował jednocześnie, że jest człowiekiem wierzącym. Kampania obecnego prezydenta-elekta przed druga turą wyborów, opierała się na odrzucaniu zarzutów Fico. Kiska podkreślał, że obecny premier znajduje zastępcze tematy, z powodu katastrofalnego stanu gospodarki, systemu zdrowia czy szkolnictwa, za co odpowiada rządzący SMER.
Brudna kampania, a także wsparcie z zagranicy, od czeskiego prezydenta Milosa Zemana, francuskiego prezydenta Francoisa Hollande’a czy lidera europejskich socjalistów Martina Schulza, nie przyniosły jednak spodziewanych rezultatów. Andrej Kiska uzyskał poparcie 59,4% głosujących, a na Roberta Fico zagłosowało 40,6% Słowaków. Słowacki premier przegrał nawet w części swoich dotychczasowych bastionów, przede wszystkim w regionie środkowej Słowacji. Fico przyznał się do porażki już półtorej godziny po pierwszych sondażowych wynikach, gratulując swojemu przeciwnikowi i udając się na urlop, aby przeanalizować przyczyny porażki. Kiska podziękował oczywiście wyborcom i zapowiedział, że będzie prezydentem wszystkich obywateli Słowacji.
Co dalej?
Porażka Fico jest z pewnością zaskakująca i nie spodziewał się jej nawet sam zainteresowany. Wyniki wyborów prezydenckich nie odbiły się jednak na poparciu dla rządzących. SMER może dalej liczyć na poparcie ponad 40% ankietowanych, co przełożyłoby się ponownie na samodzielną większość parlamentarną. Trudno wyobrazić sobie w tej sytuacji odejście Fico z polityki, czy też jego rezygnację ze stanowiska premiera. SMER będzie musiał przemyśleć natomiast swoją strategię polityczną. Ostre ataki na przeciwników nie przynoszą bowiem oczekiwanych skutków.
Relacje Kiski z szefem rządu, szczególnie po brutalnej kampanii, mogą być trudne. Trzeba jednak pamiętać, że pełni on przede wszystkim funkcje reprezentacyjne, więc trudno oczekiwać, aby mógł forsować kontrowersyjne reformy. Prezydent-elekt nie ma również w planach stworzenia wokół siebie politycznego ugrupowania. Jak pokazuje przykład Czech i prezydenta Zemana, popularność w wyborach prezydenckich nie musi przekładać się na popularność partii politycznej. W zeszłym roku, kilka miesięcy po wyborach prezydenckich, ugrupowanie Zemana po raz kolejny nie przekroczyło progu wyborczego.
Wyniki pierwszej tury zwiastują natomiast przetasowania po prawej stronie sceny politycznej. Wybory pokazały, że Słowacy są zmęczeni partiami politycznymi, lecz 3% wynik Pavola Hrušovský’ego, czyli kandydata trzech parlamentarnych ugrupowań prawicowych, można uznać wręcz za kompromitujący. Utworzenie nowej partii zapowiedział natomiast Radoslav Procházka, który zajął trzecie miejsce w wyborach. Według sondaży nowa konserwatywna partia mogłaby liczyć na 15% poparcia, lecz podobnie jak w Polsce, nowe inicjatywy polityczne wypadają najlepiej w pierwszych badaniach opinii publicznej.