Sylwia Ławrynowicz: Merkel będzie nadal kanclerzem
- Sylwia Ławrynowicz
Kampania wyborcza okazała się niezwykle emocjonująca i dynamiczna. Zwycięstwo Merkel jest historyczne, najwyższe od 1994 r. Z jednej strony Niemcy nie chcą zmian i jako przewodnią siłę w Niemczech widzą w dalszym ciągu chadecję. Z drugiej strony potrzebnego minimum głosów nie zdobyła FDP, która dla CDU/CSU odgrywała kluczową rolę w budowie wspólnej koalicji. Wyniki wyborów mogą zaskoczyć, jednak wyścig o fotel kanclerza wydaje się intuicyjnie przesądzony.
Angela Merkel będzie musiała stworzyć koalicję albo z głównym rywalem, socjaldemokracją lub z Zielonymi, co arytmetycznie jest możliwe. Brak czterech deputowanych chadecji przesądził o potrzebie poszukiwania partnera. Jednocześnie SPD poprawiając wynik o 3 punkty procentowe i uzyskując 25% nie spełniła pokładanych w niej oczekiwań, a Steinbrück nie wejdzie do ewentualnego trzeciego gabinetu Merkel w ramach tzw. wielkiej koalicji.
Peer Steinbrück, ekspert finansowy, był do niedawna jednym z „Troiki”, trzech najbardziej znanych polityków SPD obok Sigmara Gabriela i Waltera Steinmeiera. Przez dwa i pół roku był szefem rządu Nadrenii Północnej-Westfalii. Przez pół roku od momentu nominacji na kanclerza w strukturach własnej partii okazał się mistrzem retoryki. Słynie z nietypowego poczucia humoru, sarkazmu oraz bezpośrednich wypowiedzi. Kieruje się przejrzystością i jasnością głoszonych tez. Posługuje się językiem potocznym, sięga po metafory i jest zdecydowanie mało dyplomatyczny. Często mówi głośno o tym, czego boją się powiedzieć inni, mimo że myślą bardzo podobnie. Nie podoba się to niektórym socjaldemokratom, którzy uważają go za wyniosłego i aroganckiego gbura, nie znoszącego słowa sprzeciwu. Merkel jest chwalona przez Niemców za wstrzemięźliwość, kontroluje emocje i nie mówi za wiele. Wiele za to robi, o czym świadczy fakt, że Niemcami rządzi już 8 lat i jest u szczytu swojej władzy. To specjalistka od wszystkiego, jedna z najbardziej wpływowych kobiet na świecie, która miała decydujący głos w ramach zarządzania kryzysem w strefie euro. Trudno jest rywalizować z politykiem, z którego rządów obywatele są zadowoleni. Tak jest właśnie w przypadku Merkel, która łączy ze sobą Wschodnie i Zachodnie Niemcy, podczas kiedy Steinbrück wydaje się być typowym Niemcem z zachodu.
Pani kanclerz miała okazję współpracować z Steinbrückiem, ponieważ przed czterema laty był on ministrem finansów w rządzie koalicyjnym CDU/CSU i SPD. Wydaje się, że w czasie kryzysu sprawdziłby się jako kanclerz, który zna strukturę wydatków publicznych i jest świadom wyzwań finansowych RFN. Kiedy jednak do takiej bezpośredniej konfrontacji dochodzi Steinbrück, wypada niestety bardzo słabo. Nie można mu odmówić bycia specjalistą w sprawach finansowych i to jemu przypisuje się uporanie się z kryzysem zadłużenia. To właśnie zagadnienia związane z finansami i gospodarką uczynił centralnymi punktami swojego programu wyborczego. Steinbrück stawia na uregulowanie sektora finansowego oraz reorganizacja sektora bankowego. W oczach wielu zwykłych ludzi jest zupełnie nieautentyczny jako socjaldemokrata. W 2009 roku wycofał się z wielkiej polityki, kiedy CDU/CSU i FDP uzyskały potrzebna większość do rządzenia. Zajął się wówczas prywatnymi wykładami i referatami, za które otrzymywał duże pieniądze. Wydał także książkę „Pod kreską”. W Bundestagu zasiadał jako zwykły poseł. Po nominacji na kanclerza nie chciał udzielać odpowiedzi dotyczących tego etapu jego życia. Dodatkowo przyznawał w wypowiedziach i wywiadach, że kanclerz zarabia niewiele. To sprawiło, że jego notowania poszły w dół. Problemem SPD jest także fakt odcinania się od sukcesów własnego rządu. Mam na myśli Gerharda Schrödera i słynne reformy socjalne Agenda 2010, które stały się powodem wielu wystąpień i niesnasek wewnątrz partii. Niemcy stały dzięki tym reformom państwem opiekuńczym. Wzrosły składki emerytalne, obniżono świadczenia dla bezrobotnych, wydłużono wiek emerytalny. To wszystko wzmocniło i państwo przed kryzysem i pozycję pani kanclerz.
Szefową niemieckiego rządu charakteryzuje pragmatyzm. Nie waha się przejmować cudze pomysły, jeżeli uzna, że jest to korzystne dla niej i dla jej partii, co wielokrotnie zarzucała jej SPD. Dobrym tego przykładem była decyzja podjęta w 2011 roku po katastrofie w Fukushimie o zamknięciu wszystkich niemieckich elektrowni atomowych do 2022 roku. Merkel przyjmuje wszelką krytykę ze spokojem. Berliner Zeitung przedstawia szefową rządu jako teflonową patelnię, która jest w stanie odeprzeć wszystkie ataki. To określenie bardzo trafnie obrazuje jej kampanię wyborczą, bo ani wpadka Thomasa de Maiziera ani skandal związany z ujawnieniem przez Snowdena inwigilacją m.in. Niemiec przez amerykański wywiad nie osłabiły i nie zaszkodziły Angeli Merkel. Na czele partii stanęła dokładnie 13 lat temu w 2013 roku, po odsunięciu się od władzy Wolfganga Schäuble. Na początku nie była traktowana poważnie. Nazywana była Ossi, ze względu na pochodzenie ze Wschodu. Z wielką determinacją realizowała swoje zamierzone cele: i tak z czasem zlikwidowała wewnątrzpartyjną opozycję, natomiast w 2005 roku po raz pierwszy wygrała wybory i stanęła na czele rządu CDU/CSU i SPD. W 2009 roku ona i jej partia osiągnęły zdecydowanie lepszy wynik zastępując wielką koalicję na rządy chadecji z FDP.
Punktem kulminacyjnym kampanii wyborczej była w moim odczuciu debata telewizyjna, która odbyła się 1 września, gdzie Merkel i Steinbrück mogli przedstawić swoje pomysły na Niemcy. Dotyczyła ona bardzo ważnych kwestii związanych z konfliktem syryjskim, podsłuchami ujawnionymi przez Snowdena, kryzysem w strefie euro oraz (a może przede wszystkim) sprawami wewnętrznymi kraju. Oboje kandydatów zgodziło się w kwestii Syrii. Niemcy nie chcą uczestniczyć w interwencji, natomiast wyrazili konieczność znalezienia innego rozwiązania. Steinbrück zarzucił Merkel zbyt pobłażliwe traktowanie sprawy związanej z podsłuchami i docenił odwagę Snowdena. Merkel zapowiedziała, że będzie dążyć do ustanowienia europejskiej regulacji dotyczącej ochrony danych osobowych. Przyznała, że nie była świadoma wymiaru akcji. Jeżeli chodzi o kryzys w strefie euro to Steinbrück zarzucił Merkel nieumiejętne działanie w tym obszarze. Odwołał się tutaj do powojennej historii, gdzie wiele państw pomagało Niemcom w ramach planu Marshalla i zaznaczył jednocześnie, że to zobowiązuje kraj do pomocy innym państwom w dobie dzisiejszego kryzysu. Wspomniał, że oszczędność, do jakiej zostały zmuszone państwa nie jest dobrym rozwiązaniem. Kolejnym dużym problemem jest wynikające z tego bezrobocie, które wśród młodych ludzi jest ogromne. Merkel zapowiedziała, że nie wyklucza kolejnego pakietu pomocy, jednak musi mieć pewność, że będą to pieniądze dobrze zainwestowane. W polityce wewnętrznej zdecydowanie sprzeciwiła się podnoszeniu podatków dla zamożnej części społeczeństwa, zapowiedzianej przez jej przeciwnika z SPD. Opowiedziała się także za płacą minimalną, ale w niektórych branżach, nie we wszystkich jak to planuje Steinbrück. Merkel nie zamierza poprzeć pomysłu związanego z płaceniem myta za korzystanie z autostrad. Pani kanclerz chce, aby Niemcy były innowacyjnym państwem o stabilnej i silnej gospodarce. RFN ma być dobrym partnerem dla innych.
Debata ukazała kto nadawał jej ton, a kto był jedynie jej uczestnikiem. Angela Merkel przez cały czas zachowywała spokój, którego brakowało rywalowi. Steinbrück był zbyt usztywniony i bojaźliwy, zdecydowanie widoczny był jego brak doświadczenia w uczestniczeniu w tego typu programach. Nie utrzymywał kontaktu wzrokowego z rywalką. Pani Kanclerz niemal natychmiast odpierała ataki i była perfekcyjnie przygotowana, nie dając się zapędzić w przysłowiowy kozi róg. Pod koniec debaty stwierdziła, że Niemcy poznali ją przez te 4 lata i dalej zamierza iść w podobnym kierunku, co ostatecznie ukazało, że jest najlepszym wyborem na niepewne czasy.
Peer Steinbrück udzielił niedawno wywiadu „Süddeutsche Zeitung Magazin”, gdzie na okładce pokazuje środkowy palec, gest skierowany rzekomo do swoich politycznych oponentów. Jedni uważają gest za zbyt wulgarny, inni za wyraz poczucia humoru i dystansu. Za chwilę okaże się, jak gest odczytali sami Niemcy, dla mnie jest to całkowite faux pas i wyraz braku taktu. Chociaż może to właśnie jest jedyny autentyczny gest całej kampanii wyborczej.