Portal Spraw Zagranicznych psz.pl




Portal Spraw Zagranicznych psz.pl

Serwis internetowy, z którego korzystasz, używa plików cookies. Są to pliki instalowane w urządzeniach końcowych osób korzystających z serwisu, w celu administrowania serwisem, poprawy jakości świadczonych usług w tym dostosowania treści serwisu do preferencji użytkownika, utrzymania sesji użytkownika oraz dla celów statystycznych i targetowania behawioralnego reklamy (dostosowania treści reklamy do Twoich indywidualnych potrzeb). Informujemy, że istnieje możliwość określenia przez użytkownika serwisu warunków przechowywania lub uzyskiwania dostępu do informacji zawartych w plikach cookies za pomocą ustawień przeglądarki lub konfiguracji usługi. Szczegółowe informacje na ten temat dostępne są u producenta przeglądarki, u dostawcy usługi dostępu do Internetu oraz w Polityce prywatności plików cookies

Akceptuję
Back Jesteś tutaj: Home Opinie Społeczeństwo "Byłam bita przez rosyjskie FSB" - szokujące wyznania uchodźców z Ukrainy [REPORTAŻ]

"Byłam bita przez rosyjskie FSB" - szokujące wyznania uchodźców z Ukrainy [REPORTAŻ]


02 luty 2023
A A A

Zapraszamy do przeczytania rozmowy z naszymi gośćmi: Panią Natalią oraz Panem Wołodymyrem – ukraińskimi uchodźcami, którzy od 24 lutego znajdowali się pod rosyjską okupacją, a we wrześniu ubiegłego roku, podczas ucieczki Rosjan z obwodu charkowskiego zostali przymusowo deportowani do Rosji. O życiu w okupacji, deportacji i ucieczce z Rosji w dalszej części rozmowy.

Rozmowa dostępna także w formie Podcastu:

 


- Właściwie od pierwszego dnia byliście Państwo pod okupacją, bo burmistrz Państwa miasta okazał się zdrajcą, który bez walki poddał miasto Rosjanom. Co możecie nam powiedzieć o pierwszym okresie okupacji?

W: Podczas okupacji w mieście praktycznie nie było wojsk rosyjskich. W rzeczywistości byli to tak zwane „mobiki” z DRL i ŁRL, a także oddziały Rosyjskiej Gwardii Narodowej, kilka transporterów opancerzonych i napis: „Wokół miny!”. I to wszystko.

N: Mogę opowiedzieć o kobiecie, która mieszkała niedaleko w osadzie i zdobyła zaufanie dowódcy garnizonu okupacyjnego. Gotowała dla niego i spała z nim, a on bardzo szybko się odprężył i zapomniał o swojej żonie, która została w Rosji. I ta kobieta wykorzystała jego zaufanie i przekazywała informacje Sztabowi Generalnemu Sił Zbrojnych Ukrainy, co pomogło np. zbombardować kolumnę okupanta, która przemieszczała się z Kupiańska do Charkowa w obwodzie około Czuhujewa. Ten dowódca następnie histerycznie szukał zdrajców w swoim sztabie, nie zdając sobie sprawy, kto tak naprawdę owinął go sobie wokół palca.

- Kontakt z Państwem utracono 7 kwietnia (tego dnia w mieście zanikła łączność internetowa i mobilna) i został przywrócony dopiero 24 września, kiedy zostaliście już deportowani do Federacji Rosyjskiej. Co się działo z Państwem w tym czasie?

W: Było jasne, że Rosjanie nic nie zdziałają. Tak więc podczas odwrotu 24 lutego armia ukraińska wysadziła most na rzece Oskoł. Pytaliśmy Rosjan: „Kiedy zamierzacie go odtworzyć? Kiedy zrobicie coś w mieście? Kiedy przywrócicie Internet?". „Kiedy odepchniemy ukrów na co najmniej 200 km, to może wtedy" - odpowiadali. Nie dopuszczali ani ukraińskiej, ani zachodniej pomocy humanitarnej, a nam mówili, że Ukraina i Zachód są złe, zapomniały o nas. Jednocześnie władze w administracji miały Internet, a także dobre produkty. Oczywiście chcieli nas pozbawić informacji, abyśmy nie mogli opowiadać o tym, co się dzieje u nas. To znaczy, rozumieliśmy, że nas okłamywali, mówiąc, że Charków był już otoczony i bliski upadku, że Białoruś już przystąpiła do wojny po ich stronie, że zachodnia Ukraina była już okupowana przez Polskę. Bzdury jednym słowem, rozumie Pan. Bo gdyby armia ukraińska została odrzucona od Kupiańska 200 km na zachód, oznaczałoby to okupację prawie całego obwodu charkowskiego. Dlatego na tym moście pomalowali tylko poręcz w trzech kolorach Federacji Rosyjskiej i tyle. Ze wszystkich źródeł informacji była tylko gazeta "Charków Z", udało nam się też znaleźć stary radziecki radioodbiornik, który nadawał tylko Radio "Max" i Radio "Z". Gazeta wychodziła we wtorki, ludzie, którzy ją czytali, nie wierzyli w to, co w niej pisano. Co z nią robiliśmy? Zbieraliśmy ją na makulaturę. Do czego jeszcze mogłaby się przydać? Oczywiście, była to zaciekła propaganda. Co mogli tam napisać? Zapamiętałem ich hasło, które powtarzali przez radio: „Pozycje i wyposażenie nacjonalistów zostały zniszczone precyzyjnymi uderzeniami”. Liczba zniszczonych samolotów i czołgów w ich wiadomościach przekroczyła liczbę, która była na uzbrojeniu Sił Zbrojnych Ukrainy i liczbę, jaką miały Niemcy przed atakiem na ZSRR. Pamiętam też jedną z tych liczb - 4000 zniszczonych czołgów Sił Zbrojnych Ukrainy. To znowu kompletna bzdura! Kiedy udało mi się uciec z Rosji, dowiedziałem się, że 9 sierpnia Ukraina zaatakowała bazę lotniczą na Krymie i przypomniałem sobie, jak w wiadomościach radiowych podawano, że doszło do próby ukraińskiego ataku na półwysep, ale był to akt desperacji, ponieważ Ukraina wkrótce zostanie pokonana.

Odbyło się również uroczyste otwarcie Urzędu Stanu Cywilnego, gdzie wywiesili swoją flagę i ogromny portret Putina pod piosenki i tańce. A w hotelu umieścili biuro paszportowe, w którym wręczali swoje obywatelstwo. Celowo zasłonili okna, żeby nie było widać tych, którzy to robili. Nawiasem mówiąc, burmistrz miasta Gennadij Macegora, członek Platformy Opozycyjnej „Za Życie”, który bez walki poddał miasto Rosjanom, a nawet osiedlił ich w miejscowym akademiku i szkołach, szybko „zniknął”. Według plotek Rosjanie aresztowali go i wywieźli do Biełgorodu, a może zabili, bo wykonał swoją robotę i wiedział za dużo. Kupiańsk był dla nich bardzo ważny. Ponieważ nie udało im się zdobyć Charkowa, a w Kupiańsku praktycznie nie było bitew, uczynili go „tymczasową stolicą wyzwolonych rejonów obwodu charkowskiego”. Ważny był dla nich także Kupiańsk jako węzeł kolejowy. Co robili? Wywozili zboże i słoneczniki, rabowali okolicę. Na szefa „wojskowo-cywilnej administracji rejonu kupiańskiego” wyznaczyli Maksyma Gubina. To oszust, który przed inwazją na pełną skalę był właścicielem firmy w Charkowie pośredniczącej w zatrudnianiu w Izraelu. Brał pieniądze od klientów za zatrudnienie i nie spełniał swoich obowiązków. Wraz z początkiem inwazji uciekł do okupanta i został ich szefem administracji w nadgranicznej Kozaczej Łopani. Tam pomagał im w organizowaniu deportacji ludności ukraińskiej do Federacji Rosyjskiej. Za „sukcesy” awansował na „szefa regionu stołecznego”. Ale nie udało im się zastąpić całego aparatu administracyjnego starej administracji rejonowej. Dlatego wielu urzędników czekało na powrót Ukrainy i sabotowało wszelkie inicjatywy Gubina. W działaniach okupantów widoczna była pewna ambiwalencja. Z jednej strony mówili nam, że „Rosja jest tu na zawsze”, że nie opuści nas, będą tanie zasoby, gaz za 2 hrywny i kilowat prądu za 50 kopiejek, sam Pan rozumie, że to absolutny nonsens. Przyjeżdżał nawet deputowany do Dumy Państwowej Andriej Turczak. Z drugiej strony pierwszą rzeczą, jaką zrobili, był rabunek. Wywieźli wszystko, aż do starych wagonów, które wywieziono do Rosji na złom. A jednak, mimo braku jakichkolwiek informacji i groźby represji, wielu okolicznych mieszkańców, narażając życie swoimi kanałami przekazywało informacje ukraińskim władzom. W duchu rozumiałem i wierzyłem, że Ukraina nas nie opuści, że ukraińskie dowództwo coś szykuje. I rzeczywiście, we wrześniu nadszedł ten moment.

N: Z powodu braku Internetu i jakiegokolwiek łącza udawałam się do naszej biblioteki rejonowej, która mieściła się w rejonowym Domu Kultury. Brałam tam książki po ukraińsku, których najeźdźcy nie zdążyli zagarnąć i zniszczyć. Bibliotekarka ukrywała je pod groźbą rozstrzelania. Udało mi się przeczytać bardzo ciekawe książki o Piotrze Wielkim, które pokazują jego prawdziwe oblicze – krwawego maniaka, alkoholika i kobieciarza, osobę niezrównoważoną psychicznie oraz o związku Aleksandra Newskiego z Batu-chanem. Newski w Rosji jest przedstawiany jako „wielki patriota Rusi”, choć jest to najzwyklejszy wasal swojego Pana.

- 6 września w obwodzie charkowskim rozpoczęła się kontrofensywa. Kiedy stało się to dla Państwa jasne?

W: Najpierw uderzono w urząd celny, doszczętnie zburzono 4. piętro, na którym znajdowała się ich komendantura. Pracowali tam łamiący godzinę policyjną, którzy obierali kartofle, zamiatali ulice, rąbali drewno na opał, byli jednym słowem dla okupantów bezpłatną obsługą. Drugi cios zadano w hotel, w którym mieszkał Gubin ze swoją kochanką. Był precyzyjny cios, ale nie wiem, czemu on przeżył. Po tym najeźdźcy zaczęli panikować, ich administracja uciekła, a 8 września ogłosili przymusową ewakuację ludności.

- Kiedy i jak zostaliście deportowani?

N: Faktem jest, że nie mieszkaliśmy w samym Kupiańsku, ale w osiedlu typu miejskiego Kiwszariwka na wschodnim brzegu Oskołu. 10 września Siły Zbrojne Ukrainy wyzwoliły zachodnią część Kupiańska, a wschodnią część Kupiańsk - Wuzłowyj ze stacją kolejową - dopiero 16 września.

Kiwszariwka, jak się później dowiedzieliśmy, została zwolniona 26 września. Dlatego 10 września Rosjanie zaczęli chodzić od domu do domu, chociaż chodzili i wcześniej, a teraz całkowicie zaczęli popełniać okrucieństwa, pukając do drzwi mieszkań kolbami karabinów maszynowych i dając nam 20 minut na zebranie się. Mówili, że w przeciwnym razie wjechali już „Buratinom” [samobieżna wieloprowadnicowa wyrzutnia rakietowa] pod nasz dom i powiedzieli, że po prostu zakopią nas pod gruzami, a potem przyjdą tam rosyjscy propagandyści i pokażą, że Ukraina to zrobiła, jak zawsze.

W: Następnie wepchano nas do autobusów i wywieziono na przejście graniczne „Pisky – Łogaczowka”. Przy wyjeździe z obwodnicy kupiańskiej stał rosyjski czołg, T-72, a może i starszy model, z namalowaną literą Z. Wystrzelił w nas pociskiem przeciwpancernym. Pocisk spadł około 150 metrów od nas. Na szczęście trafił w krzaki. Kierowca był w szoku, nie wierzył, że do nas strzelali. Nie chciałem go wyprowadzać z błędu, że tak naprawdę w istocie celował w nas. Albo się tak bawił, albo myślał, że w autobusie jadą ukraińscy dywersanci, a może dowództwo kazało mu strzelać do ludności cywilnej, a potem zwalić wszystko na Ukraińców. No i co, że 30-40 osób zginęłoby w autobusie, to Siły Zbrojne Ukrainy atakują i strzelają do własnych ludzi. Oczywiście, jeśliby w nas trafił, to z autobusu pozostałby tylko mokry ślad, a jechali tam starzy ludzie, dzieci i kobiety. Tę drogę nazywano „drogą śmierci”, ponieważ Rosjanie nieustannie strzelali do autobusów z ludźmi, których sami przymusowo deportowali. „Ukraina zabija was, ponieważ uważa was za zdrajców”. Tak mówiono.

N: Na początku trzymano nas na granicy w Łogaczowce przez 2 godziny. Potem po przekroczeniu granicy trzymano nas w upale jeszcze przez 4 godziny, mimo że w autobusie jechała z nami 91-letnia kobieta o kulach. Potem zabrano nas do Biełgorodu, gdzie zaczęło się prawdziwe piekło. Najpierw zawieziono nas do obwodowego urzędu celnego w Biełgorodzie (zdjęcie). Rozpoczęły się rewizje i przesłuchania. Mam cukrzycę, a podczas drogi było jeszcze gorąco, nie było wody, było bardzo późno, a podczas przesłuchania gwałtownie spadł mi cukier, mogłam wpaść w śpiączkę cukrzycową. Moja twarz zrobiła się niebiesko-biała. Prowadzący przesłuchanie funkcjonariusz FSB, mimo moich wyjaśnień, nie pozwolił mi wziąć tabletki. Potem znalazł na moim tablecie wiersz po ukraińsku, treść którego była zresztą bardzo neutralna, a także moją korespondencję z zięciem, którą skasowałam, ale mieli specjalny sprzęt, który pozwalał im wyciągnąć skasowane materiały z chmury. Oficer FSB, który prowadził przesłuchanie, zobaczył też, że mam paszport biometryczny, który pozwala mi wjeżdżać do krajów Schengen bez wiz, po prostu eksplodował. Wyprowadził mnie z pokoju na schody, gdzie nie było kamer i zaczął mnie bić. Wybił mi jeden ząb. Kiedy jednak zobaczył, że się nie boję i patrzyłam mu prosto w oczy, wpadł w totalną furię. Zaczął krzyczeć: „Ty suko, bezczelna babo, dlaczego tak na mnie gapisz? Nazywasz nas skurwysynami, podziękuj, że Putin jest taki humanitarny i nie znalazłem dowodów na to, że przekazywałaś informacje ukrom, inaczej zabrałbym cię w pole i zastrzelił." Zaczął tłuc mi tablet, ale on nie chciał się zbić, bo był nowy i zaczął po nim skakać stopami po betonowych stopniach (zdjęcie), spodziewał się jednak, że padnę przed nim na kolana, prosząc, żeby przestał, ale byłam absolutnie spokojna, co doprowadziło go do nowego poziomu gniewu. Zakrzyczał ponownie: "Jesteś suką, nagrałem cię na kamerze wideo, zarejestrowałem cię, wszędzie cię znajdę." "Dlaczego piszesz, że to była okupacja? To było wyzwolenie! Dlaczego nie padniesz na kolana i o nic prosisz, draniu!" Widać było, że są wściekli po klęsce w obwodzie charkowskim. Następnie zabrano nas do tzw. Tymczasowego punktu rozmieszczenia, a właściwie łagru filtracyjnego. W obozie zorganizowali szopkę, którą kochają i potrafią, rozdając drogie ubrania i chemię gospodarczą. Był tam telewizor i pamiętam, jak na Pierwszym Kanale w programie „Wremia” pokazywali, że armia rosyjska rzekomo już „wyzwoliła” z powrotem osadę Dworiczna niedaleko Kupiańska. Nawet gołym okiem było widać, że to złej jakości montaż.

W: A teraz najśmieszniejsze. Podczas przesłuchania oficer FSB zapytał: "Pijesz?" - "Nie." - "Czy palisz papierosy?" - "Nie." - "Czy uprawiasz sport?" - "Tak, czasem." - "No, cholera, jesteś ukraińskim szpiegiem i dywersantem!" Pytam go: "To znaczy, zgodnie z Pana logiką, jeśli ktoś nie pali, nie pije, a nawet czasami uprawia sport, to jest ukraińskim szpiegiem? Czyli promujecie alkoholizm i narkomanię?" Zrozumiał, że popełnił błąd.

M.D.: Następnie pani Natalia dodała, że ​​rzeczywiście, choć było piekło, funkcjonariusze FSB byli ogólnie bardziej uprzejmi niż kilka dni wcześniej. Najprawdopodobniej wynika to z faktu, że w tych dniach Putin został upokorzony na szczycie SOW w Uzbekistanie przez swoich wschodnich „partnerów”. Najśmieszniejsze jest to, że funkcjonariusze wydawali koszulki Bayernu Monachium i napisem ACAB. Cóż, wszyscy wiemy, że w Rosji zawsze kłaniali się Niemcom, ale dlaczego nie CSKA czy Spartak? Najśmieszniejsze jest to, że oficerowie FSB w obozie rozdawali koszulki z napisem A.C.A.B. Jest to skrót od angielskiego „All cops are bastards”. Albo w ten sposób czekiści trollowali swoich konkurentów z policji, albo po prostu są tacy głupi. Łagr filtracyjny znajdował się na terenie lotniska wojskowego. To już wiele mówi - bo Ukraina nie uderza w obiekty cywilne, tylko wojskowe. W ten sposób Rosjanie szczególnie narażali deportowanych. Organizowali tam nawet kursy nauki jazdy.

N: Kiedy Ukraina zaczęła aktywnie bombardować obwód Biełgorodzki, zaczęli siłą zabierać nas dalej, do Republiki Mordowii. Zaczęli nam grozić, że następny transport będzie już do Jugry – Chanty – Mansyjskiego Okręgu Autonomicznego, który leży za Uralem. Ponieważ jednak Mordowia jest nadal europejską częścią Federacji Rosyjskiej, zdecydowaliśmy, że już lepiej trafić tam.

Dalsza część rozmowy wkrótce na www.psz.pl