Zmierzch chrześcijan w Betlejem
Przez trwającą wojnę w Strefie Gazy, drugi rok z rzędu celebracja Bożego Narodzenia została ograniczona do minimum. Sytuacja pogarsza już i tak słabą kondycję wspólnoty chrześcijańskiej w Betlejem, bo brak pielgrzymów oraz turystów zmusza do emigracji kolejne rodziny.
Ponury nastrój nadziei
Bez świateł bożonarodzeniowych, bez choinki i bez jarmarków. Tak drugi rok z rzędu wygląda świąteczna rzeczywistość w Betlejem. Według relacji medialnych, jedyną dużą choinkę w miejscu narodzin Jezusa Chrystusa można napotkać na terenie prywatnego, katolickiego Uniwersytetu w Betlejem. Nie ma ona jednak nic wspólnego z radosnym przesłaniem Bożego Narodzenia. Umieszczono bowiem na niej listę nazwisk palestyńskich dzieci zabitych podczas izraelskich bombardowań Strefy Gazy.
Wojna w palestyńskiej enklawie spowodowała, że już przed rokiem zrezygnowano z uroczystych obchodów chrześcijańskiego święta. Pierwszy raz w historii w Betlejem na Placu Żłóbka przed Bazyliką Narodzenia Pańskiego nie pojawiła się bożonarodzeniowa choinka, aby uczcić w ten sposób śmierć kilkudziesięciu tysięcy Palestyńczyków.
W tym roku, jak już wspomniano, jest podobnie. Tegoroczna celebracja różni się jedynie oświadczeniem wydanym przez przedstawicieli wspólnot chrześcijańskich. Na początku Adwentu zaapelowali oni do chrześcijan w Ziemi Świętej o „publiczne znaki chrześcijańskiej nadziei”, które mają być częścią „pełnego świętowania przyjścia i narodzin Chrystusa”. Ponadto przywódcy Kościołów Jerozolimy wezwali do wprowadzenia zawieszenia broni w Strefie Gazy.
Exodus w liczbach
Pewne zachowanie równowagi między świętowaniem Bożego Narodzenia i opłakiwaniem ofiar w Strefie Gazy, nie zmienia faktu, że z powodu wspomnianych ograniczeń oraz wojny do Betlejem po raz kolejny nie przyjadą turyści. Ich brak oznacza oczywiście poważne straty finansowe, zwłaszcza dla chrześcijańskich rodzin mieszkających w Ziemi Świętej. Turystyka jest najczęściej ich jedynym źródłem dochodu, a odpowiadała ona za prawie trzy czwarte dochodów miasta.
Jeszcze przed pandemią koronawirusa Betlejem odwiedzało około dwóch milionów turystów. Ministerstwo Turystyki Autonomii Palestyńskiej twierdzi, że w tym roku było ich zaledwie 100 tysięcy. Sytuacja wyglądała dużo lepiej jeszcze przed wojną w Strefie Gazy. Na początku ubiegłego roku w miejscowych hotelach zajętych było na ogół około 80 proc. łóżek. Betlejemski samorząd informuje ponadto, że blisko połowa mieszkańców miasta jest bezrobotna, a na całym Zachodnim Brzegu pracy nie ma co trzeci jego mieszkaniec.
Sytuacja ekonomiczna wpływa na coraz częstsze decyzje betlejemczyków o emigracji. Burmistrz Anton Salman z palestyńskiego Fatahu mówi o pięciuset rodzinach, które w ciągu ostatniego roku opuściły Betlejem. W rzeczywistości nowe miejsce zamieszkania mogło wybrać ich więcej, bo przytoczone dane dotyczą jedynie osób mających legalne zezwolenia na pobyt zagranicą.
Ogółem populacja chrześcijan w miejscu narodzin Chrystusa i w Autonomii Palestyńskiej stale się zmniejsza. Jeszcze w 1950 roku stanowili oni blisko 86 proc. mieszkańców Betlejem, natomiast według szacunków sprzed kilku lat odsetek ten zmniejszył się do zaledwie 11 proc. Na całym Zachodnim Brzegu w ciągu pięciu dekad ich udział w ogólnej liczbie ludności spadł z 5 do 2 proc. Władze Betlejem podkreślają, że miasto opuszcza także wielu muzułmanów.
Nie tylko wojna
Spadający odsetek chrześcijan wśród ogólnej palestyńskiej populacji jest następstwem kilku czynników, nie tylko trwającej właśnie wojny. Należy choćby brać pod uwagę wyższą dzietność wśród tamtejszych muzułmanów. Najczęściej wymieniane przyczyny są jednak bezpośrednio związane z wydarzeniami po uzyskaniu niepodległości przez Izrael, z czym wiązały się przesiedlenia ludności.
Jeszcze przed II wojną światową wyznawcy Chrystusa stanowili większość mieszkańców Betlejem. Zmiana zaczęła następować po zwycięskiej dla Izraelczyków wojnie izraelsko-arabskiej z 1948 roku. Wówczas miasto i jego okolicę zaczęli zasiedlać uchodźcy, a większość z nich stanowili wyznawcy Mahometa. Wydarzeniem mającym doprowadzić do masowego exodusu chrześcijan z Ziemi Świętej była natomiast druga intifada, mająca miejsce na początku obecnego stulecia.
Izrael po kolejnych konfliktach z Palestyńczykami niemal zawsze zaostrzał swoją politykę bezpieczeństwa. Polegała ona między innymi na budowaniu murów, które miały izolować od siebie Żydów i Arabów. Tworzenie specjalnej infrastruktury i punktów kontrolnych utrudniało przemieszczanie się, a tym samym prowadziło do rozdzielania rodzin. Dla chrześcijan oznaczało to brak kontaktów między członkami ich wspólnot, mieszkającymi w Strefie Gazy, na Zachodnim Brzegu i we Wschodniej Jerozolimie. Samo tworzenie barier w pobliżu Betlejem często prowadziło do wywłaszczeń, czyli do utraty działek przez ich dotychczasowych właścicieli.
Kwestia ziemi jest jedną z najważniejszych przyczyn exodusu wyznawców Chrystusa z Betlejem, ale także z Dzielnicy Chrześcijańskiej we Wschodniej Jerozolimie. W mediach opisywano przypadki zajmowania domów i terenów należących do chrześcijan, którzy czasowo opuścili miasto. Sam Izrael konsekwentnie prowadzili politykę kolonizacji palestyńskich terytoriów, dlatego żydowscy osadnicy przy wsparciu żołnierzy budują swoje osiedla w miejscach zajmowanych dotąd przez chrześcijan.
Nieuchronny koniec?
Przedstawiciele Kościołów działających na terenie Ziemi Świętej nie ukrywają, że spodziewają się całkowitego zaniku chrześcijaństwa na tych terenach. Jeśli obecny stan rzeczy będzie dalej się utrzymywał, Bazylika Narodzenia Pańskiego może zostać zredukowana tylko do poziomu zabytku.
Powstrzymanie emigracji palestyńskich chrześcijan jest niezwykle trudne, bo same wspólnoty wyznawców Chrystusa nie mają w tej kwestii zbyt wiele do powiedzenia. Z przeprowadzonych badań wynika, że większość z chrześcijan za największy problem uważa wspomniane kontrole i bariery graniczne. Po zakończeniu trwającej wciąż wojny w Strefie Gazy trudno będzie oczekiwać, aby Izrael z nich zrezygnował. Wręcz przeciwnie, zapewne będzie prowadził coraz agresywniejsze działania wobec Palestyńczyków.
Równie dużym wyzwaniem jest poprawa warunków ekonomicznych w Betlejem. Nawet zakończenie wojny i powrót turystów nie zmieni sytuacji, w której bezrobotna jest połowa populacji miasta. Pracę miejscowym chrześcijanom starają się oferować ich wspólnoty religijne, ale skala dostępnych możliwości jest ograniczona. Miejsce narodzin Chrystusa znajduje się w rejonie stałych napięć, stąd też trudno jest pozyskać inwestorów chcących w nim inwestować.
Chrześcijanom w Ziemi Świętej wydaje się pozostawać już tylko nadzieja na lepsze jutro. Sądząc po relacjach z Betlejem nie jest ona wielka, bo na horyzoncie znajduje się już kolejne niebezpieczeństwo, a więc coraz częstsze zapowiedzi aneksji Zachodniego Brzegu przez Izrael. Kolejny poważny konflikt może być zabójczy dla tamtejszych chrześcijan.
Maurycy Mietelski
fot. Bukvoed / Wikimedia Commons (CC BY 4.0)