DRK/ Prywatna armia Bemby
- Dorota Wysoczańska
Napięcie w Demokratycznej Republice Konga rośnie wraz z przekroczeniem przez byłych kandydatów na prezydenta terminu odwołania prywatnej ochrony. Armie byłych rebeliantów nie zgadzają się na przekazanie tych obowiązków policji.
Siły zbrojne DRK wyznaczyły Jeana Pierre Bembie i Azariasowi Ruberwie termin rozbrojenia ich armii do ubiegłego czwartku. Jednak prywatna ochrona dwóch byłych przywódców rebeliantów odmówiła rozwiązania, ignorując tym samym wyznaczony termin. Prywatni żołnierze mieli zostać zastąpieni przez oddział policji, a sami zintegrować się z armią krajową. Postanowienie takie zostało wydane przez Josepha Kabilę po wygraniu zeszłorocznych wyborów prezydenckich.
Rzecznik Bemby na usprawiedliwienie niewykonania polecenia prezydenta powiedział, iż jego bezpieczeństwo jest ważniejsze. Dodał, że były przywódca był trzykrotnie atakowany podczas wyborów prezydenckich i w związku z tym “nie może powierzyć własnego bezpieczeństwa ludziom, których nie zna”.
Według ministra obrony Konga Chikeza Diemu, armia Bemby liczy sześciuset żołnierzy, a armia Ruberwy czterystu. Jego zdaniem, “jednostki lojalne wobec byłych rebeliantów muszą być włączone do regularnej armii”. Zaapelował jednocześnie do obydwu przywódców o rozwiązanie ich prywatnych armii na rzecz stabilności kraju.
W związku z narastającym konfliktem pomiędzy armią krajową DRK, a prywatną ochroną przywódców, misja pokojowa ONZ w Kongo (MONUC) zwiększyła ilość patroli zbrojnych, tworząc strefę buforową pomiędzy dwoma stronami. Obecnie strony prowadzą negocjacje i chcą pokojowego rozwiązania. Siły pokojowe ONZ zgromadziły się wokół rezydencji Bemby w Kinszasie w celu uniknięcia konfrontacji pomiędzy armiami. Ochrona Bemby została otoczona przez jednostki wojska rządowego.
Kongo, kraj bogaty w surowce, przez lata niszczony był przez rządy dyktatury. Ubiegłoroczne wybory prezydenckie były pierwszymi wolnymi wyborami od ponad 40 lat.
Na podstawie: Independent Online, Mail and Guardian, BBC.