Kenia/ Zamieszki ponownie ogarnęły kraj
Mimo rządowych zakazów tysiące Kenijczyków wyszło w środę protestować na ulicach największych miast kraju. W trakcie tłumienia demonstracji co najmniej dwie osoby zginęły od policyjnych kul. Podobna fala zamieszek z przełomu grudnia i stycznia kosztowała życie ponad 600 ludzi.
Kolejny wybuch?
Środa miała być pierwszym dniem trzydniowych masowych protestów, zorganizowanych przez opozycję na znak sprzeciwu przeciwko uznaniu wyników grudniowych wyborów prezydenckich. Zdaniem zwolenników opozycji zwycięstwo zostało „skradzione” jej kandydatowi poprzez dokonane na rzecz dotychczasowego prezydenta Kibakiego fałszerstwa wyborcze (co potwierdzili częściowo obserwatorzy z ramienia UE i USA oraz kenijskie środowiska prawnicze). Pokojowe w założeniu protesty przekształciły się jednak w falę zamieszek.
Do największych protestów doszło w największych miastach kraju – stolicy Nairobi oraz Kisumu i Mombasie. Od samego ranka na ulicach gromadziły się tłumy zwolenników opozycji, najczęściej młodych mieszkańców slumsów, czasem budując barykady i paląc opony. Ze strachu przed zamieszkami wielu mieszkańców miast nie wychodziło nawet z domów, a właściciele sklepów zamknęli na czas protestów swe interesy. Władze już wcześniej, w imię ochrony porządku publicznego, zakazały wszelkich demonstracji więc policja przystąpiła do ich rozbijania, używając gazu łzawiącego, a w kilku miejscach – strzelając w powietrze ostrą amunicją.
W Nairobi tłum zwolenników opozycji, na czele którego stał jej przywódca Raila Odinga oraz wielu prominentnych członków jego Pomarańczowego Ruchu Demokratycznego (ODM) próbował zorganizować wiec w słynnym Parku Uhuru (Park Wolności), lecz policja za pomocą gazu łzawiącego nie dopuściła ich w ten rejon. O wiele brutalniejszy przebieg miały zamieszki w Kisumu. Od rykoszetów policyjnych kul zginęły tam zdaniem świadków dwie osoby.
Istnieją obawy, że opozycyjne protesty mogą przerodzić się w kolejną falę przemocy, podobną do tej, która miała miejsce zaraz po ogłoszeniu wyników wyborów. Na przełomie grudnia i stycznia przez kraj przetoczyła się fala demonstracji i starć ulicznych, którym towarzyszyła grabież i akty przemocy na tle etnicznym (Kibaki wywodzi się z plemienia Kikuju, najliczniejszej grupy etnicznej w Kenii, podczas gdy Odinga pochodzi z ludu Luo). Największym echem odbiła się zwłaszcza masakra w kościele w okolicach Eldoret, w którym spalono żywcem ponad 30 osób. Łącznie w starciach z policją i pogromach zginęło ok. 600-700 osób, a ze strachu przed falą przemocy blisko 260 tys. ludzi uciekło ze swych domów. Zdaniem opozycji liczba ofiar śmiertelnych mogła nawet przekroczyć tysiąc.
Parlamentarne starcie
We wtorek doszło do inauguracji nowego kenijskiego parlamentu (wybory prezydenckie z 27 grudnia były połączone z wyborami parlamentarnymi i samorządowymi). Atmosfera podczas sesji była bardzo napięta ale opozycja odstąpiła od zapowiadanego sparaliżowania prac izby. ODM odniósł nawet pewien sukces, doprowadzając do wyboru swojego kandydata na stanowisko przewodniczącego. Prezydent i rząd mogą jednak czuć się pewnie, gdyż ODM – choć ma największy klub parlamentarny - nie jest w stanie udzielić im wotum nieufności.
Nie doszła tymczasem do skutku zaplanowana na ten sam dzień mediacyjna misja b. Sekretarza Generalnego ONZ Kofiego Annana. Oficjalnie nie przybył on do Kenii z powodu choroby, w rzeczywistości zapewne dlatego, iż jego misja była niemile widziana przez władze.
Zagraniczni donorzy zagrozili już Kenii wstrzymaniem pomocy, jeżeli sytuacja w kraju szybko się nie uspokoi, a opozycja i rząd nie dojdą do kompromisu. Zachód wydaje się jednak popierać raczej jakąś formę podziału władzy między Kibakim a opozycją, zamiast ponownego liczenia głosów czy też ponownego zorganizowania wyborów.
Na podstawie: news.bbc.co.uk, mg.co.za