Kongijscy parlamentarzyści przechodzą na stronę rebeliantów
Dwóch kongijskich parlamentarzystów reprezentujących prowincję Północne Kivu oraz blisko stu lokalnych polityków i urzędników zadeklarowało, że wypowiadają posłuszeństwo rządowi w Kinszasie i przechodzą na stronę zbuntowanego generała Laurenta Nkundy. „Ten rząd nie zrobił nic by poprawić życie ludzi. Bezpieczeństwo i naruszenia praw człowieka są gorsze na obszarach kontrolowanych przez rząd. Kiedy jednak pytamy o łamanie praw człowieka, co jest naszym prawem jako parlamentarzystów oskarża się nas o współpracę z rebeliantami” oświadczył jeden z parlamentarzystów, Francois Gacaba. Słowa te padły podczas swoistej ceremonii w jednym z kontrolowanych przez rebeliantów miasteczek przy granicy z Ugandą, do której doszło w ostatni piątek. W jej trakcie dwóch parlamentarzystów z Północnego Kivu oraz blisko stu lokalnych polityków i urzędników zadeklarowało, że wypowiadają posłuszeństwo rządowi w Kinszasie. Jak oświadczył Amani Kabashi, rzecznik Nkundy, „ci ludzie nie mogą już dłużej współpracować z rządem, mają po prostu dość”.
Ceremonii towarzyszyła rebeliancka defilada, podczas której zaprezentowano uzbrojenie, które rebelianci zdobyli w ostatnich dniach podczas uwieńczonych licznymi sukcesami starć z armią rządową.
W prowincji Północne Kivu rebeliancka armia zbuntowanego generała Laurenta Nkundy prowadzi od końca sierpnia zaciekłe walki z siłami rządowymi. Trzy tygodnie temu Nkunda, który dotychczas ograniczał się wyłącznie do strzeżenia swej strefy wpływów w Północnym Kivu, zagroził, że rozpocznie otwartą wojnę przeciwko rządowi w Kinszasie. W wywiadzie dla BBC oświadczył, że jego celem jest odtąd „wyzwolenie mieszkańców Kongo”.
Laurent Nkunda przez długi czas nie uznawał ani postanowień podpisanego w 2003 r. porozumienia pokojowego (kończącego wojnę domową w DR Kongo) ani wyników demokratycznych wyborów z czerwca 2006 r. Zbuntowany generał twierdził, że walczy w obronie swych rodaków Banyamulenge (kongijski odłam plemienia Tutsi), prześladowanych przez rząd w Kinszasie i wrogo nastawione miejscowe plemiona.
Nkunda wraz z kilkutysięczną prywatną armią, złożoną z dobrze uzbrojonych i doświadczonych w boju rebeliantów, okupował płaskowyż Masisi, skąd atakował każdego kto jego zdaniem zagraża interesom Tutsi – lub jego samego. Jego ofensywy kilka razy postawiły wschodnie Kongo na skraju kompletnego chaosu. Walki przerwał dopiero rozejm z 23 stycznia 2008 r., jednak od tej pory obserwatorzy ONZ zanotowali aż 200 incydentów, stanowiących naruszenie porozumienia.
Pod koniec sierpnia walki wybuchły z nową siłą, a rebelianci podjęli szeroko zakrojone działania w prowincjach Północne i Południowe Kivu. Zdaniem ONZ to Nkunda stoi za eskalacją przemocy, gdyż chce rozszerzyć obszar terytorium kontrolowanego przez swoich bojowników. On sam oskarża z kolei rząd o nie wywiązanie się z zapisów porozumienia, przewidujących rozprawę z ukrywającymi się w dżunglach wschodniego Konga rebeliantami z plemienia Hutu z sąsiedniej Rwandy. Zdaniem Nkundy prześladują oni kongijskich Banyamulenge, których on musi samodzielnie chronić.
Na podstawie: iol.co.za