ONZ wesprze ofensywę przeciw rebeliantom Hutu
Kontyngent sił pokojowych ONZ w Demokratycznej Republice Kongo (MONUC) wesprze międzynarodową operację przeciw ukrywającym się tam ruandyjskim rebeliantom z plemienia Hutu. „Błękitne hełmy” nie wezmą jednak udziału w walkach.
„Maszym priorytetem jest ochrona cywilów więc MONUC nie może trzymać się na uboczu tej operacji. Musimy być obecni” powiedział rzecznik MONUC podpułkownik Jean-Paul Dietrich. „Nie będziemy brać w niej bezpośredniego udziału” dodał jednak.
MONUC zapewni biorącym udział w operacji żołnierzom kongijskim i ruandyjskim transport i pomoc medyczną, lecz „błękitne hełmy” nie wezmą bezpośredniego udziału w walkach.
Od ponad tygodnia na terytorium DR Kongo przebywa ok. 4-5 tysięcy ruandyjskich żołnierzy, którzy wraz z kongijską armią biorą udział w międzynarodowej operacji wymierzonej w ukrywających się na pograniczu rebeliantów z plemienia Hutu (pochodzących notabene z Rwandy). Oficjalnie rząd w Kinszasie głosi, że spróbuje skłonić bojowników FLDR („Demokratyczne Siły Wyzwoleńcze Rwandy”) do dobrowolnego rozbrojenia się i powrotu do Rwandy. Mało kto jednak wierzy by bojownicy Hutu (z których wielu splamiło się udziałem w ludobójstwie członków plemienia Tutsi w 1994 r.) dobrowolnie się poddali. Ci zresztą cały czas odgrażają się, że na każdy atak odpowiedzą ogniem.
Obecność bojowników FDLR na terytorium Konga (większość z nich to byli żołnierze ruandyjskiej armii oraz członkowie paramilitarnych bojówek „Interahamwe”, odpowiedzialni za ludobójstwo z 1994 r.) jest przyczyną stałego napięcia na linii Kinszasa-Kigali i dwukrotnie spowodowała ruandyjską inwazję na ten kraj. Co więcej działania FDLR są oficjalną przyczyną dla której zbuntowany generał Laurent Nkunda rozpoczął w sierpniu swą rebelię w prowincji Północne Kivu. Zdaniem Nkundy bojownicy Hutu prześladują jego rodaków Banyamulenge (kongijski odłam plemienia Tutsi), a rząd nic nie robi by się temu przeciwstawić. Jego rebelia wstrząsnęła w ostatnich miesiącach całym regionem Wielkich Jezior, postawiła Kongo na skraju chaosu i spowodowała katastrofę humanitarną w prowincji Północne Kivu.
Początkowo ONZ pozostawało nieco sceptyczne wobec operacji – głównie dlatego, iż kongijska armia nie wpuściła na teren operacji oenzetowskich „błękitnych hełmów”. Nie mogą się tam również dostać dziennikarze i pracownicy organizacji humanitarnych.
Teraz, zdaniem obserwatorów, pomoc MONUC de facto legitymizuje operację przeciw FDLR.
Zamieszanie wokół Nkundy
Celem operacji jest oficjalnie nie tylko pokonanie bojówek Hutu, lecz również rozbrojenie wszystkich innych rebelianckich ugrupowań w Kivu – w tym kierowanego przez Nkundę Narodowego Kongresu Obrony Ludu (CNDP) i prorządowej milicji Mai-Mai.
Plan ten wydaje się być na razie realizowany. 22 stycznia praktycznie bez walki aresztowany został Nkunda, którego sztabowcy i część żołnierzy przeszła na stronę armii rządowej, a w poniedziałek (26.01.) walcząca z jego siłami milicja Mai-Mai ogłosiła zakończenie działań wojennych.
W środę (28.01.) miało dojść do uroczystego rozpoczęcia integracji bojowników CNDP z armią rządową, lecz ceremonia została odwołana niemal w ostatniej chwili. Setki zgromadzonych w Rumangabo bojowników opuściły obóz.
Przyczyną zamieszania była najprawdopodobniej niepewnosć bojowników co do losów ich byłego przywódcy. Nkunda został bowiem aresztowany na terytorium Rwandy i rząd DR Kongo domaga się jego ekstradycji, która to ewentualność oburza jego byłych podkomendnych.
Na wieść o zatrzymaniu Nkundy doszło też do zamieszek w obozach dla uchodźców w Rwandzie, gdzie chronią się jego rodacy Banyamulenge.
Na podstawie: monuc.org, news.bbc.co.uk