ONZ wzywa do zakończenia kongijskiego konfliktu
Rada Bezpieczeństwa ONZ potępiła ostatnią eskalację przemocy we wschodnich prowincjach DR Kongo i wezwała zbuntowanego generała Nkundę do przerwania ofensywy. Tymczasem konflikt coraz bardziej się umiędzynarodawia, a sytuacja humanitarna na objętych nim obszarach – pogarsza.
ONZ coraz bardziej zaniepokojone sytuacją w Kongo
Rada Bezpieczeństwa ONZ zebrała się w środę na nadzwyczajnym posiedzeniu, w trakcie którego jednogłośnie przyjęto rezolucję potępiającą ostatnią rebeliancką ofensywę we wschodnich prowincjach DR Kongo. Rada Bezpieczeństwa wezwała zbuntowanego generała Nkundę i jego „Narodowy Kongres na rzecz Obrony Ludu” (CNDP) do zakończenia działań wojennych i realizacji postanowień zawartego w styczniu tego roku porozumienia pokojowego. Wezwała też wszystkie strony konfliktu do ochrony ludności cywilnej.
W tej samej rezolucji RB ONZ wyraziła swe pełne poparcie dla działań kontyngentu sił pokojowych ONZ w Demokratycznej Republice Kongo (MONUC), które od poniedziałku walczą u boku sił rządowych z rebeliantami Nkundy.
Mocarstwa wezwały też rząd DR Kongo aby dołożył wszelkich wysiłków by udowodnić, że jego armia nie współpracuje z owianymi ponurą sławą rebeliantami z plemienia Hutu z sąsiedniej Rwandy (FDLR). Podejrzenia te są oficjalnie głównym powodem dla którego Nkunda i jego rebelianci z plemienia Tutsi wznowili w sierpniu działania wojenne.
Kilka godzin wcześniej Sekretarz Generalny ONZ Ban Ki-moon wezwał strony konfliktu do przerwania ognia, ostrzegając że eskalacja konfliktu może doprowadzić do humanitarnej katastrofy.
Nkunda ogłasza jednostronne zawieszenie broni
W środę sytuacja w prowincji Północne Kivu wyglądała tymczasem krytycznie. W niemal całym regionie trwały zaciekłe walki, a rebelianci którzy od kilku dni gromią niezdyscyplinowane i słabo wyszkolone siły rządowe znaleźli się niemal na przedmieściach stolicy prowincji – Gomy. W mieście wybuchła panika i kompletny chaos. Blisko 45 tysięcy zgromadzonych tam uchodźców, przerażonych możliwością zdobycia miasta przez znanych z brutalności rebeliantów, uciekło z Gomy. Panikę pogłębiał chaotyczny odwrót wojsk rządowych, które wycofywały się przez miasto grabiąc wszystko co wpadło im w ręce.
Tego samego dnia rebelianci zdobyli strategicznie ważne miasto Rugarama na granicy z Ugandą. Tysiące uciekających przed nimi uchodźców przekroczyło granice.
Wieczorem Nkunda niespodziewanie ogłosił jednak jednostronne zawieszenie broni, oficjalnie aby zapobiec panice i humanitarnej katastrofie do jakiej mogło dojść w Gomie. ONZ ma nadzieje, że będzie ono miało charakter trwały.
Od końca sierpnia z rejonu walk uciekło blisko 200 tys. ludzi, którzy w niezmiernie ciężkich warunkach przebywają obecnie w obozach dla uchodźców. Łącznie od jesieni 2007 roku blisko 1,2 miliona mieszkańców Kivu musiało opuścić swe domy. Woleli oni jednak wybrać wegetację w buszu lub obozach niż stać się ofiarą gwałtów i mordów jakich dopuszczają się wszystkie strony konfliktu.
Kolejna wojna wisi nad Kongo?
Tymczasem rząd Demokratycznej Republiki Kongo nie ustaje w swych oskarżeniach pod adresem sąsiedniej Rwandy, jakoby stała ona za rebeliantami Nkundy. Zdaniem Kinszasy ruandyjscy żołnierze przekroczyli granicę DR Kongo i walczą ramię w ramię z bojownikami Nkundy. Rząd w Kigali stanowczo jednak zaprzecza tym oskarżeniom, a informacje o udziale Ruandyjczyków w walkach nie zostały potwierdzone przez żadne niezależne źródła. Niemniej jednak rząd DR Kongo zwrócił się do sąsiedniej Angoli o pomoc w obronie swego terytorium.
Rwanda (wraz z sąsiednimi Ugandą i Burundi) już dwukrotnie (w 1996 i 1998 roku) najechała Demokratyczną Republikę Kongo pod pretekstem zwalczania ukrywających się na pograniczu rodzimych rebeliantów z plemienia Hutu (wielu z nich to członkowie dawnej rwandyjskiej armii i bojówek „Interahamwe”, które podczas ludobójstwa z 1994 r. wymordowały blisko 800 tys. rwandyjskich Tutsi). W rzeczywistości celem było raczej osadzenie w Kinszasie życzliwego sobie rządu oraz grabież kongijskich bogactw naturalnych. W odpowiedzi po stronie legalnego rządu Kongo stanęła w 1998 r. koalicja kilku afrykańskich państw, w której wiodącą rolę odgrywała Angola. Krwawy konflikt, który zakończył się oficjalnie dopiero w 2003 r. kosztował życie blisko 5 milionów ludzi.
Krucjata Nkundy
Laurent Nkunda przez długi czas nie uznawał ani postanowień podpisanego w 2003 r. porozumienia pokojowego (kończącego wojnę domową w DR Kongo) ani wyników demokratycznych wyborów z czerwca 2006 r. Zbuntowany generał twierdził, że walczy w obronie swych rodaków Banyamulenge (kongijski odłam plemienia Tutsi), prześladowanych przez rząd w Kinszasie i wrogo nastawione miejscowe plemiona. Wraz z kilkutysięczną prywatną armią, złożoną z dobrze uzbrojonych i doświadczonych w boju rebeliantów atakuje każdego kto jego zdaniem zagraża interesom Tutsi – lub jego samego. Jego ofensywy kilka razy postawiły wschodnie Kongo na skraju kompletnego chaosu. Walki przerwał dopiero rozejm z 23 stycznia 2008 r., jednak od tej pory obserwatorzy ONZ zanotowali aż 200 incydentów, stanowiących naruszenie porozumienia.
Pod koniec sierpnia walki wybuchły z nową siłą, a rebelianci podjęli szeroko zakrojone działania w prowincjach Północne i Południowe Kivu. Zdaniem ONZ to Nkunda stoi za eskalacją przemocy, gdyż chce rozszerzyć obszar terytorium kontrolowanego przez swoich bojowników. On sam oskarża z kolei rząd o nie wywiązanie się z zapisów porozumienia, przewidujących rozprawę z ukrywającymi się w dżunglach wschodniego Konga rebeliantami z plemienia Hutu z sąsiedniej Rwandy. Zdaniem Nkundy prześladują oni kongijskich Banyamulenge, których on musi samodzielnie chronić.
Cztery tygodnie temu Nkunda, który dotychczas ograniczał się wyłącznie do strzeżenia swej strefy wpływów w Północnym Kivu, zagroził, że rozpocznie otwartą wojnę przeciwko rządowi w Kinszasie. W wywiadzie dla BBC oświadczył, że jego celem jest odtąd „wyzwolenie mieszkańców Kongo”.
Na podstawie: un.org, news.bbc.co.uk, iol.co.za