Pogłębia się kryzys w DR Kongo
W obliczu postępującej ofensywy rebeliantów generała Nkundy prezydent Demokratycznej Republiki Kogo wezwał w czwartek obywateli do jedności i powszechnej mobilizacji. Tymczasem walki ponownie wybuchły w kolejnej ciężko doświadczonej prowincji wschodniego Konga – Ituri. Kabila wzywa do mobilizacji
W obliczu ostatnich sukcesów rebeliantów w prowincji Północne Kivu, prezydent Joseph Kabila wygłosił w czwartek telewizyjne orędzie do narodu, w którym wezwał obywateli do mobilizacji. „Ponad i poza politycznymi podziałami musimy stanąć jak jeden mąż za naszą armią i wybranymi przedstawicielami aby ocalić pokój i terytorialną integralność państwa” oświadczył. Jednocześnie oskarżył przywódcę rebelii, iż ten „nie pragnie chronić swej grupy etnicznej jak zawsze głosił, lecz podzielić kraj...” w interesie sąsiedniego państwa (w domyśle - Rwandy).
W tym samym przemówieniu Kabila złożył hołd odwadze żołnierzy armii rządowej, którzy „mimo młodego wieku i trudności związanych z niekonwencjonalnym charakterem wojny konsekwentnie i z odwagą odpierają ataki wroga”.
W prowincji Północne Kivu rebeliancka armia zbuntowanego generała Laurenta Nkundy prowadzi od końca sierpnia zaciekłe walki z siłami rządowymi. Dwa tygodnie temu Nkunda, który dotychczas ograniczał się wyłącznie do strzeżenia swej strefy wpływów w Północnym Kivu, zagroził, że rozpocznie otwartą wojnę przeciwko rządowi w Kinszasie. W wywiadzie dla BBC oświadczył, że jego celem jest odtąd „wyzwolenie mieszkańców Kongo”.
W nocy z środy na czwartek rebelianci odnieśli znaczący sukces zajmując strategicznie położoną bazę wojskową Rumangabo. Oddziały Nkundy znalazły się w ten sposób zaledwie 50 kilometrów od Gomy - stolicy Północnego Kivu. W piątek, po negocjacjach z przedstawicielami kontyngentu ONZ (MONUC), zgodzili się jednak opuścić bazę, zabierając ze sobą zdobyte uzbrojenie i sprzęt.
Laurent Nkunda przez długi czas nie uznawał ani postanowień podpisanego w 2003 r. porozumienia pokojowego (kończącego wojnę domową w DR Kongo) ani wyników demokratycznych wyborów z czerwca 2006 r. Zbuntowany generał twierdził, że walczy w obronie swych rodaków Banyamulenge (kongijski odłam plemienia Tutsi), prześladowanych przez rząd w Kinszasie i wrogo nastawione miejscowe plemiona.
Nowe walki w Ituri
W tym samym czasie w innej prowincji wschodniego Konga – Ituri – rebelianci nowopowstałej rebelianckiej grupy FPJC („Ludowy Front na rzecz Sprawiedliwości w Kongo”) rozpoczęli w piątek działania zbrojne. W rezultacie zaciekłych walk do jakich doszło w wioskach wokół stolicy prowincji, Buni, tysiące ludzi uciekło do centrum miasta. Oenzetowskie „błękitne hełmy” zajęły pozycje na przedmieściach Buni aby zapobiec ewentualnemu atakowi rebeliantów na miasto.
Rebelianci twierdzą, że ich jedynym celem jest implementacja postanowień rozejmu z 2006 r., zwłaszcza w kwestii amnestii dla wszystkich uczestników zakończonych wówczas walk.
W 1999 roku, na marginesie toczącej się wówczas w całym Kongu krwawej wojny domowej, w Ituri wybuchł konflikt pomiędzy ludem Lendu, a mniejszościowym plemieniem Hema. Około sześciu różnych ugrupowań paramilitarnych walczyło o kontrolę nad miejscowymi złożami złota, terroryzując przy okazji ludność cywilną. Konflikt w Ituri kosztował życie ponad 60 tys. ludzi, a 600 tys. innych uczynił uchodźcami.
Misja przewodniczącego UA
W związku z zaostrzającą się sytuacją we wschodnich prowincjach Konga do Kinszasy przybył w piątek z trzydniową wizytą przewodniczący Komisji Unii Afrykańskiej – Jean Ping. Jego zadaniem jest pomoc obydwu stronom w znalezieniu pokojowego rozwiązania konfliktu.
Zdaniem przewodniczącego Komisji Unii Afrykańskiej obie strony pragną pokoju, lecz mają „różne wizje” jak go osiągnąć.
Ping zapowiedział również, że UA zaangażuje się mocniej w działania na rzecz zaprowadzenia pokoju w Kongo. Jednym z tego przejawów ma być otworzenie przedstawicielstwa organizacji w Gomie – stolicy Północnego Kivu.
Ponowny wybuch walk we wschodnich prowincjach Kongo oraz oskarżenia Kinszasy pod adresem sąsiedniej Rwandy (jakoby ta ostatnia szykowała inwazję na Kongo) wzbudziły obawy, iż Kongo może czekać kolejny krwawy konflikt. Poprzednie dwie wojny domowe w Kongo, które toczyły się z przerwami w latach 1996-2003 zdestabilizowały bowiem niemal całą środkową Afrykę i kosztowały życie blisko 5 milionów ludzi. W szczytowym okresie kongijskiego konfliktu zaangażowanych weń było osiem sąsiednich państw, stąd nazwano go „pierwszą afrykańską wojną światową”.
Na podstawie: news.bbc.co.uk, mg.co.za, news24.com