Postkomuniści będą nadal rządzić Angolą
Wedle wstępnych sondaży opublikowanych w sobotę wybory parlamentarne w Angoli zdecydowanie zwyciężył Ludowy Ruch Wyzwolenia Angoli (MPLA). Ta niegdyś marksistowska partia rządzi Angolą od momentu uzyskania niepodległości w 1975 roku.
Po przeliczeniu 35 proc. oddanych głosów okazało się, że na MPLA zagłosowało aż 81 proc. wyborców. Narodowy Związek na rzecz Pełnej Niepodległości Angoli (UNITA), główna partia opozycyjna, uzyskała poparcie rzędu 10 proc.
MPLA niezwłocznie ogłosiła swoje zwycięstwo. „Pytanie brzmi teraz nie czy zwyciężymy tylko czy uzyskamy odpowiednią liczbę [parlamentarzystów potrzebnych do zmiany konstytucji - MK]” ogłosił rzecznik partii, Rui Falcao.
Pełne wyniki wyborów będą znane w ciągu dziesięciu dni.
Podane w sobotę wyniki nie mogą budzić zaskoczenia. Rządząca od 33 lat MPLA posiada ogromną przewagę nad konkurentami w postaci silnego i dobrze zorganizowanego aparatu, olbrzymich funduszy i dominacji w mediach. Przewaga ta ujawniła się zwłaszcza podczas kampanii wyborczej, która okazała się de facto grą do jednej bramki.
Samym wyborom towarzyszyła atmosfera chaosu. Nie wszystkie komisje wyborcze udało się otworzyć w terminie a w wielu szybko zabrakło kart do głosowania. Niekompletne były też listy wyborców więc ludzie godzinami musieli czekać nim mogli wreszcie oddać głos. Brakowało nawet urn wyborczych i atramentu do znaczenia tych, którzy już głosowali. Wobec takiego obrotu sytuacji centralna komisja wyborcza była zmuszona przeprowadzić w sobotę dodatkowe głosowanie w 320 komisjach wyborczych.
Luisa Morgantini, szefowa misji obserwacyjnej UE wyraziła zaniepokojenie kiepską organizacją głosowania nazywając ją „katastrofą”. Jej zdaniem niedostarczenie do komisji wyborczych kompletnych list wyborców było naruszeniem prawa wyborczego. Obserwatorzy z Południowoafrykańskiej Wspólnoty Rozwoju (SADC) uznali jednak wybory za w pełni uczciwe.
Opozycja zapowiada jednak, że przed sądem konstytucyjnym będzie się domagać powtórzenia wyborów.
Wybory parlamentarne są swojego rodzaju próbą generalną przed przyszłorocznymi wyborami prezydenckimi. Prezydent Angoli Jose Eduardo Dos Santos sprawuje tę funkcję od blisko 30 lat, dłużej niż lider Zimbabwe Robert Mugabe.
Wybory parlamentarne są też ważnym etapem w procesie odbudowy Angoli po trwającej 27 lat wojnie domowej, która zakończyła się dopiero w 2002 r. Konflikt wybuchł w 1975 r. gdy władzę w państwie przejęła lewicowa partia MPLA. Marksistowski rząd wspierany przez państwa Bloku Wschodniego (gównie Kubę i ZSRR) toczył przez wiele lat zaciekłą walkę z prawicową partyzantką UNITA wspieraną przez państwa zachodnie (głównie RPA).
Koniec „Zimnej wojny” i zmiany wewnętrzne w RPA przyniosły nadzieje na zakończenie wojny. Kruchy rozejm załamał się jednak w 1992 r., gdy MPLA zwyciężył wybory parlamentarne, a Dos Santos – pierwsza turę wyborów prezydenckich. Przywódca UNITA, Jonas Savimbi, zakwestionował wyniki głosowania i uciekł ze stolicy państwa – Luandy, a kilku jego współpracowników, którzy w niej pozostali, zostało zamordowanych. Konflikt został wznowiony i przerodził się w zaciekłą walkę pomiędzy Dos Santosem a Savimbim. UNITA zaprzestała walki dopiero po śmierci Savimbiego w 2002 r.
Wojna kosztowała życie ok. 500 tys. ludzi. Kraj jest do dziś zrujnowany (ogromnym problemem są wciąż rozsiane po kraju miny lądowe). Mimo rosnącego PKB, który napędza przede wszystkim sprzedaż ropy naftowej (Angola walczy z Nigerią o status największego producenta ropy w Afryce) blisko 70 procent z 14 mln. obywateli żyje za mniej niż dwa dolary dziennie.
Na podstawie: news.bbc.co.uk, mg.co.za