Przestępczość zalewa Liberię
Monrovię, stolicę Liberii, zalewa fala przestępczości. W ciągu ostatnich dziewięciu dni zanotowano 160 brutalnych napadów rabunkowych na tamtejsze domy i mieszkania. Obserwatorzy są skłonni uznawać to zjawisko za ponure dziedzictwo niedawno zakończonej wojny domowej. W ciągu ostatnich dziewięciu dni w Monrovii zanotowano 160 brutalnych napadów rabunkowych na tamtejsze domy i mieszkania. W wielu przypadkach towarzyszyły im brutalne pobicia i gwałty na kobietach. Nawet chronieni urzędnicy państwowi nie są bezpieczni. W piątek bandyci zaatakowali w centrum Monrovii dom należący do rządowego komisarza ds. imigracji, co zaowocowało 15-minutową wymianą ognia z jego ochroniarzami.
Prezydent Ellen Johnson-Sirleaf przyznaje, że poziom bezpieczeństwa w stolicy znacznie się pogorszył. Jej zdaniem napady przeprowadzają nawet policjanci, których zadaniem jest teoretycznie ochrona ludności. Sytuacja jest na tyle poważna, że dwa tygodnie temu główny doradca prezydent do spraw prawnych radził mieszkańcom Monrovii dobrowolne poddanie się nieoficjalnej godzinie policyjnej. Wywołał tym gniew opozycji i środowisk biznesowych (które obawiają się odstraszenia zagranicznych inwestorów) ale wielu mieszkańców miasta stosuje się do tych zaleceń.
Epicentrum szalejącej przestępczości jest Monrovia i jej przedmieścia ale problem dotyczy całego kraju. Obserwatorzy są skłonni uznawać to zjawisko za ponure dziedzictwo zakończonej pięć lat temu wojny domowej. Większość bandytów to dawni bojownicy, którzy nie potrafią się odnaleźć w cywilnym życiu. Nie pomaga im w tym powszechna nędza i 80-procentowe bezrobocie.
Liberyjska policja, słabo wyszkolona, niedostatecznie wyposażona i opłacana nie jest sobie w stanie poradzić z problemem o takiej skali.
Na podstawie: mg.co.za