Rebelianci Nkundy wycofują się w geście dobrej woli
Aby okazać dobrą wolę i chęć kompromisu zbuntowany generał Nkunda nakazał we wtorek swym rebeliantom częściowy odwrót na dwóch odcinkach frontu. Pokój w Demokratycznej Republice Kongo pozostaje jednak wciąż odległą kwestią. Po rozmowach z Olusegunem Obasanjo – byłym prezydentem Nigerii, a zarazem specjalnym wysłannikiem sekretarza generalnego ONZ ds. Kongo – Nkunda zaproponował we wtorek, że na północnym odcinku frontu jego oddziały wycofają się w dwóch miejscach na odległość 40 kilometrów. Powstałą w ten sposób strefę buforową w pobliżu miast Kanyabayonga i Kiwanja miałyby obsadzić „błękitne hełmy” ONZ.
Obserwatorzy donoszą, iż rebelianci rzeczywiście rozpoczęli częściowy odwrót. Wątpliwe jednak by znacząco wpłynęło to na sytuację w prowincji Północne Kivu. Rebelianci nadal oblegają np. stolice prowincji – Gomę.
Humanitarna katastrofa
Mimo obietnic rządu w Kinszasie zdemoralizowani i niezdyscyplinowani żołnierze armii rządowej wydają się być bardziej zainteresowani rabowaniem i gwałceniem bezbronnych cywilów niż walką z rebeliantami. W rejonie miast Kirumba i Kayna żołnierze wdali się wręcz w otwartą walkę z dotychczas prorządową milicją Mai-Mai, która wystąpiła w obronie napastowanych mieszkańców.
Wcześniej armia rządowa dopuściła się masowych rabunków i gwałtów w rejonie Kanyabayonga i w Gomie.
Nie tylko armia rządowa ma jednak na swym koncie zbrodnie popełnione na cywilach. W rejonie Kiwanja po pokonaniu prorządowej milicji Mai-Mai (złożonej głównie z członków plemion wrogich wobec ludu Tutsi, który stanowi zaplecze rebelii Nkundy) rebelianci rozpoczęli pacyfikację terenu. Według Human Rights Watch ludzie Nkundy zamordowali około 50 osób podejrzewanych o współpracę z Mai-Mai. Tysiące przerażonych ludzi schroniło się w bazie sił ONZ w Kiwaniji.
Wciąż krytyczna pozostaje sytuacja humanitarna na pogrążonych w konflikcie obszarach. Od końca sierpnia z rejonu walk uciekło blisko 250 tys. ludzi, którzy w niezmiernie ciężkich warunkach przebywają obecnie w obozach dla uchodźców lub ukrywają się w dżungli. Łącznie od jesieni 2007 roku blisko 1,2 miliona mieszkańców Kivu musiało opuścić swe domy. Woleli oni jednak wybrać wegetację w buszu lub obozach niż stać się ofiarą gwałtów i mordów jakich dopuszczają się wszystkie strony konfliktu.
W środę 44 lokalne wspólnoty (m.in. kościoły i organizacje kobiece) wystosowały apel do Rady Bezpieczeństwa ONZ, prosząc o przysłanie do Północnego Kivu europejskich wojsk, które wymusiły by pokój. „Zostaliśmy skazani na śmierć (...) porzuceni” piszą sygnatariusze, dodając iż skala popełnianych w prowincji okrucieństw jest bezprecedensowa. Piszą też, iż miejscowe społeczności utraciły zaufanie do sił pokojowych MONUC, które pozostają „bezsilne” i nie są w stanie skutecznie reagować na popełniane w Kivu zbrodnie.
Naprzeciw tym prośbą wychodzi częściowo zaprezentowany w poniedziałek francuski projekt rezolucji RB ONZ, który przewiduje wzmocnienie kontyngentu MONUC o 3 tysiące żołnierzy. Rada będzie debatować nad tym dokumentem w przyszłym tygodniu.
Krucjata Nkundy
Laurent Nkunda przez długi czas nie uznawał ani postanowień podpisanego w 2003 r. porozumienia pokojowego (kończącego wojnę domową w DR Kongo) ani wyników demokratycznych wyborów z czerwca 2006 r. Zbuntowany generał twierdził, że walczy w obronie swych rodaków Banyamulenge (kongijski odłam plemienia Tutsi), prześladowanych przez rząd w Kinszasie i wrogo nastawione miejscowe plemiona. Wraz z kilkutysięczną prywatną armią, złożoną z dobrze uzbrojonych i doświadczonych w boju rebeliantów atakuje każdego kto jego zdaniem zagraża interesom Tutsi – lub jego samego. Jego ofensywy kilka razy postawiły wschodnie Kongo na skraju kompletnego chaosu. Walki przerwał dopiero rozejm z 23 stycznia 2008 r.
Pod koniec sierpnia walki wybuchły z nową siłą, a rebelianci podjęli szeroko zakrojone działania w prowincjach Północne i Południowe Kivu. Zdaniem ONZ to Nkunda stoi za eskalacją przemocy, gdyż chce rozszerzyć obszar terytorium kontrolowanego przez swoich bojowników. On sam oskarża z kolei rząd o nie wywiązanie się z zapisów porozumienia, przewidujących rozprawę z ukrywającymi się w dżunglach wschodniego Konga rebeliantami z plemienia Hutu z sąsiedniej Rwandy. Zdaniem Nkundy prześladują oni kongijskich Banyamulenge, których on musi samodzielnie chronić.
Kilka tygodni temu Nkunda, który dotychczas ograniczał się wyłącznie do strzeżenia swej strefy wpływów w Północnym Kivu, zagroził, że rozpocznie otwartą wojnę przeciwko rządowi w Kinszasie. W wywiadzie dla BBC oświadczył, że jego celem jest odtąd „wyzwolenie mieszkańców Kongo”.
Na podstawie: news.bbc.co.uk, news24.com