Somalia/ Walki w Mogadiszu
Podczas starć w nocy z niedzieli na poniedziałek w Mogadiszu zginęło kilkanaście osób. Tymczasowy Rząd Narodowy, powołując się na stan wyjątkowy, zamknął stacje radiowe, obwiniając oddziały etiopskie o udział w walkach i spowodowanie ofiar wśród ludności cywilnej.
Fundamentaliści muzułmańscy dokonali ataku na kilka obiektów w stolicy Somalii. Celem terrorystów był port, pałac prezydencki (Villa Somalia), budynki i checkpointy, gdzie służbę pełnią żołnierze etiopscy. Ostrzał z moździerzy rozpoczął się przedwczoraj o godzinie 19.30. W poniedziałek o godzinie 2 nad ranem odpowiedziała artyleria etiopska. W wyniku wymiany ognia trwającej przez cały dzień kilkadziesiąt osób zostało rannych. Wśród dwunastu zabitych znajdują się cywile. Zniszczeniu uległo także wiele budynków.
Po porannych relacjach dziennikarzy somalijskich, przedstawiających dramatyczną sytuację na ulicach miasta, rząd postanowił zamknąć ośrodki lokalnych mediów. Decyzja objęła trzy największe stacje: radio HornAfrik, Shabelle Media Network, Radio Banadir. Sytuacja ta do złudzenia przypominała wydarzenia sprzed miesiąca, kiedy to władze zakazały działalności HornAfrik, Shabelle Media Network, Voice of Holy Quran oraz telewizji Al Jazeera. Wtedy zakaz cofnięto po jednym dniu.
Podczas spotkania z przedstawicielami rozgłośni i lokalnej telewizji, Muhammadem Aminem Sheikhem Adowem (Shabelle), Ahmedem Alim Mahmudem (Radio Banadir) oraz dziennikarzami z HornAfrik, przewodniczący Somalijskiej Agencji Bezpieczeństwa Narodowego, Gen Nur Muhammad Mahamud uzasadnił decyzję władz "sianiem przez dziennikarzy niepotrzebnej paniki wśród mieszkańców Mogadiszu". Odwoływał się także do zwiększenia kompetencji rządu wynikających z obowiązującego w mieście stanu wyjątkowego. W pięciopunktowym oświadczeniu zakazał podawania przez dziennikarzy informacji o działaniach wojsk etiopskich oraz relacjonowania masowych ucieczek Somalijczyków ze stolicy.
Sytuacja w stolicy Somalii nie uległa poprawie podczas ostatnich tygodni. Wzrosły ceny, wielu ludzi utraciło miejsca pracy. Pomoc humanitarna, która dociera do Mogadishu, nie jest w sposób właściwy rozdzielana. Z trudnością działają szpitale, przepełnione w wyniku konieczności przyjęcia licznych ofiar starć ulicznych. Nadal trwają walki między oddziałami etiopskimi a siłami fundamentalistów. Podczas minionego weekendu doszło do zamachu bombowego, w którym śmierć poniosło kilku policjantów. W regionie Baidoa w niewyjaśnionych okolicznościach zginął dziennikarz, Ali Mohammed Omar, który w swych audycjach ostro krytykował obecne władze. Dodajmy, że co dzień setki ludzi opuszczają stolicę Somalii, przenosząc się do prowizorycznych obozów tworzonych na przedmieściach.
Unia Afrykańska nadal precyzuje warunki wysłania do stolicy Somalii ośmiotysięcznego kontyngentu wojskowego. Podczas najbliższego tygodnia przybędzie prawdopodobnie 1500 żołnierzy ugandyjskich. Rzecznik armii Burundi, Adolphe Manirakiza zapowiedział, iż w ślad za wojskami Ugandy podąży 1700 żołnierzy jego kraju. Ustalono już nazwę oddziałów - AMISON (African Union Mission in Somalia) oraz wytypowano ich dowódcę - ugandyjskiego generała Levi Karuhangę. Ma on przenieść na grunt somalijskie swoje doświadczenia z misji pokojowej, która starała się przywrócić stabilizację w Liberii w 1994 roku.
Na podstawie: allafrica.com, www.radiobanadir.com, www.shabelle.net, www.hornafrik.com.