Trwa ofensywa przeciw rebeliantom Hutu
We wschodnich regionach Demokratycznej Republiki Kongo trwa międzynarodowa operacja przeciw ukrywającym się tam ruandyjskim rebeliantom z plemienia Hutu. Podczas gdy kongijscy i ruandyjscy żołnierze walczą z rebeliantami cywile obawiają się eskalacji przemocy. Od tygodnia na terytorium DR Kongo przebywa ok. 4-5 tysięcy ruandyjskich żołnierzy, którzy wraz z kongijską armią biorą udział w międzynarodowej operacji wymierzonej w ukrywających się na pograniczu rebeliantów z plemienia Hutu (pochodzących notabene z Rwandy). Oficjalnie rząd w Kinszasie głosi, że spróbuje skłonić bojowników FLDR („Demokratyczne Siły Wyzwoleńcze Rwandy”) do dobrowolnego rozbrojenia się i powrotu do Rwandy. Mało kto jednak wierzy by bojownicy Hutu (z których wielu splamiło się udziałem w ludobójstwie członków plemienia Tutsi w 1994 r.) dobrowolnie się poddali. Ci zresztą cały czas odgrażają się, że na każdy atak odpowiedzą ogniem.
Według rządowych doniesień w prowincji Północne Kivu od piątku trwają walki, w których zginęło 9 bojowników, a jeden kongijski żołnierz został ranny. FDLR utrzymują jednak, że jej członkowie nie brali udziału w żadnych starciach z kongijską armią.
Obecność bojowników FDLR na terytorium Konga (większość z nich to byli żołnierze ruandyjskiej armii oraz członkowie paramilitarnych bojówek „Interahamwe”, odpowiedzialni za ludobójstwo z 1994 r.) jest przyczyną stałego napięcia na linii Kinszasa-Kigali i dwukrotnie spowodowała ruandyjską inwazję na ten kraj. Co więcej działania FDLR są oficjalną przyczyną dla której zbuntowany generał Laurent Nkunda rozpoczął w sierpniu swą rebelię w prowincji Północne Kivu. Zdaniem Nkundy bojownicy Hutu prześladują jego rodaków Banyamulenge (kongijski odłam plemienia Tutsi), a rząd nic nie robi by się temu przeciwstawić.
Tymczasem miejscowi cywile są przerażeni możliwością wybuchu walk na pełną skalę, których jak wskazują smutne doświadczenia oni sami padają najczęściej ofiarą. W poniedziałek (26.01.) Międzynarodowy Czerwony Krzyż wezwał wszystkie strony konfliktu do oszczędzania ludności cywilnej.
Ponadto sama obecność ruandyjskiej armii na terytorium DR Kongo budzi wśród obywateli tego kraju wielkie emocje. W ciągu ostatnich piętnastu lat Rwanda dwukrotnie (1996 i 1998) dokonała inwazji na Demokratyczną Republikę Kongo, co doprowadziło do wybuchu krwawej wojny domowej z udziałem żołnierzy z ośmiu sąsiednich państw. Efektem była wojna „wszystkich ze wszystkimi”, kompletna dewastacja kraju i blisko 5 milionów ofiar. Co więcej, w ostatnich miesiącach rząd w Kinszasie bez przerwy oskarżał Rwandę o inspirowanie i wspieranie rebelii, którą Nkunda wywołał w Północnym Kivu. Nic więc dziwnego, że zwykli obywatele nie rozumieją tej nagłej zmiany sojuszy.
Rząd w Kinszasie twierdzi tymczasem, że celem operacji jest nie tylko likwidacja baz Hutu ale rozbrojenie wszystkich innych rebelianckich ugrupowań w Kivu. W czwartek (22.01.) aresztowany został Nkunda, którego rebelia wstrząsnęła w ostatnich miesiącach całym regionem Wielkich Jezior. W poniedziałek z kolei walcząca z jego siłami prorządowa milicja Mai-Mai ogłosiła zakończenie działań wojennych.
Na podstawie: news.bbc.co.uk, news24.com