Wciąż leje się krew w Casamance
W senegalskiej prowincji Casamance nieznani sprawcy zamordowali żołnierza armii rządowej. To kolejny sygnał świadczący o tym, iż oficjalnie zakończony w 2004 r. separatystyczny konflikt jest wciąż niewygasły. Do incydentu doszło we wtorek w południowej części Casamance. Na drodze między miastami Ziguinchor, a Bignona ok. 30 uzbrojonych napastników zorganizowało blokadę i ograbiając kierowców i pasażerów przejeżdżających tędy samochodów (ofiarą rabunku padł m.in. miejscowy polityk). Jednego z nich, u którego znaleźli wojskowy beret, wyciągnęli z samochodu i rozstrzelali.
Armia senegalska oficjalnie oświadczyła, że ofiara nie była członkiem sił zbrojnych. Miejscowe źródła, zbliżone do lokalnej administracji, podają jednak, że zamordowany rzeczywiście był żołnierzem.
Prowincja Casamance wciśnięta pomiędzy terytoria sąsiednich Gambii i Gwinei Bissau jest odseparowana od zasadniczej części Senegalu. Z resztą państwa łączy ją jedynie wąski pas ziemi wzdłuż rzeki Gambia. Jej mieszkańcy swym pochodzeniem etnicznym i religią mocno różnią się też od pozostałych mieszkańców Senegalu. Z tego powodu w Casamance zawsze silne były nastroje separatystyczne.
W latach 90. trwała tam wojna partyzancka prowadzona przez „Ruch Sił Demokratycznych Casamance” (MFDC), na którego czele stał charyzmatyczny ksiądz Augustin Diamacoune Senghor. W grudniu 2004 r. ojciec Senghor i minister spraw wewnętrznych Senegalu, Ousman Ngom, podpisali w Ziguinchor porozumienie pokojowe, które miało ostatecznie zakończyć konflikt. Cześć twardogłowych rebeliantów nie uznała jednak jego postanowień. Po krótkim okresie spokoju do Casamance wróciła przemoc. Od ponad półtora roku w prowincji sporadycznie dochodzi do mordów na tle politycznym i napadów rabunkowych.
Na podstawie: irinnews.org