Wznowiono rozmowy pokojowe w sprawie DR Kongo
Przedstawiciele rządu w Kinszasie i zbuntowanego generała Nkundy po tygodniowej przerwie ponownie spotkali się w czwartek w kenijskim Nairobi by rozmawiać o zakończeniu konfliktu we wschodnich prowincjach Demokratycznej Republiki Kongo. Rzecznik Nkundy, Bertrand Bisimwa, podkreślał że pozostaje optymistą mimo iż czterodniowe rozmowy w poprzednim tygodniu nie zakończyły się przyjęciem jakichkolwiek konkretnych ustaleń.
Zdaniem Oluseguna Obasanjo, specjalnego wysłannika ONZ do DR Kongo zeszłotygodniowe rozmowy utknęły w martwym punkcie, gdyż rebelianci chcieli rozmawiać nie tylko o sytuacji w prowincji Północne Kivu gdzie trwa konflikt – lecz o problemach całego Kongo.

Rebelianci od dłuższego czasu deklarowali, iż są gotowi przerwać walkę i zasiąść do stołu negocjacyjnego, lecz niezmiennie żądali rozmów z przedstawicielami rządu centralnego. Prezydent Joseph Kabila ogłosił jednak Nkundę „terrorystą”, „zdrajcą” i „ruandyjską marionetką” oraz odmawiał wszelkich bezpośrednich rozmów ze zbuntowanym generałem. Prawdopodobnie rząd zgodził się na ustępstwo w tej sprawie gdy zorientował się, że nie ma większych szans na siłowe stłumienie rebelii. Niezdyscyplinowana i słabo wyszkolona armia rządowa poniosła w październiku serię porażek w walce z bitnymi rebeliantami Nkundy.
Obecnie w Północnym Kivu panuje relatywny spokój. Pod koniec października Nkunda ogłosił jednostronne zawieszenie broni i walki na froncie ucichły. Co jakiś czas wybuchają tylko starcia pomiędzy rebeliantami a członkami prorządowej milicji Mai-Mai (złożonej głównie z członków plemion wrogich wobec ludu Tutsi, który stanowi zaplecze rebelii Nkundy) lub ruandyjskich rebeliantów Hutu z Rwandy.
Laurent Nkunda przez długi czas nie uznawał ani postanowień podpisanego w 2003 r. porozumienia pokojowego (kończącego wojnę domową w DR Kongo) ani wyników demokratycznych wyborów z czerwca 2006 r. Zbuntowany generał twierdził, że walczy w obronie swych rodaków Banyamulenge (kongijski odłam plemienia Tutsi), prześladowanych przez rząd w Kinszasie i wrogo nastawione miejscowe plemiona. Wraz z kilkutysięczną prywatną armią, złożoną z dobrze uzbrojonych i doświadczonych w boju rebeliantów atakuje każdego kto jego zdaniem zagraża interesom Tutsi – lub jego samego. Jego ofensywy kilka razy postawiły wschodnie Kongo na skraju kompletnego chaosu. Walki przerwał dopiero rozejm z 23 stycznia 2008 r.

Pod koniec sierpnia walki wybuchły z nową siłą, a rebelianci podjęli szeroko zakrojone działania w prowincjach Północne i Południowe Kivu. Zdaniem ONZ to Nkunda stoi za eskalacją przemocy, gdyż chce rozszerzyć obszar terytorium kontrolowanego przez swoich bojowników. On sam oskarża z kolei rząd o nie wywiązanie się z zapisów porozumienia, przewidujących rozprawę z ukrywającymi się w dżunglach wschodniego Konga rebeliantami z plemienia Hutu z sąsiedniej Rwandy. Zdaniem Nkundy prześladują oni kongijskich Banyamulenge, których on musi samodzielnie chronić.
Wciąż krytyczna pozostaje sytuacja humanitarna na pogrążonych w konflikcie obszarach. Od końca sierpnia z rejonu walk uciekło blisko 250 tys. ludzi, którzy w niezmiernie ciężkich warunkach przebywają obecnie w obozach dla uchodźców lub ukrywają się w dżungli. Łącznie od jesieni 2007 roku blisko 1,2 miliona mieszkańców Kivu musiało opuścić swe domy. Woleli oni jednak wybrać wegetację w buszu lub obozach niż stać się ofiarą gwałtów i mordów jakich dopuszczają się wszystkie strony konfliktu.
Na podstawie: news24.com. mg.co.za