Obama wstrzymuje się z wysłaniem dodatkowych wojsk do Afganistanu
o przejmowaniu coraz większej inicjatywy przez rebeliantów, co w konsekwencji może doprowadzić do przegrania tej wojny. Republikanie, na poparcie swoich słów, powołują się na niedawny raport głównodowodzącego siłami NATO w Afganistanie gen. Stanleya McChrystala, który ocenia położenie wojsk zachodnich jako bardzo trudne, ale nie przekreśla ich szans na zwycięstwo.
Otoczenie prezydenta broni się jednak tym, iż we wspomnianym raporcie generał nie prosi
o dosłanie dodatkowych wojsk.
Wielu komentatorów politycznych twierdzi, że Obama chce najpierw przekonać się jak niedawne wybory wpłyną na realizowanie jego ogłoszonej pół roku temu nowej afgańskiej strategii. Według prezydenta, wojska koalicyjne powinny w większym stopniu pomagać ludności cywilnej w odbudowie kraju i chronić Afgańczyków przed atakami rebeliantów. Walkę z grupami rebeliantów powinny przejąć mniejsze i mobilniejsze oddziały wojsk specjalnych.
W chwili obecnej Biały Dom nie jest pewny jak będzie przebiegać współpraca w tej kwestii
w nowymi władzami w Afganistanie.
Nie da się jednak nie wyczuć pewnego ochłodzenia na linii Waszyngton - Kabul. Liczne oskarżenia kierowane pod adresem dotychczasowego prezydenta Hamida Karzaia, mówiące jakoby ten dopuścił się fałszerstw wyborczych, nie są na rękę Amerykanom. Biały Domy doskonale zdaje sobie sprawę, że legitymizacja władzy z Kabulu jest kluczem do sukcesu
w całej wojnie. Jeżeli zwykli Afgańczycy nie będą uznawać nowego prezydenta, cała amerykańska strategia może legnąć w gruzach. Stąd też pewien sceptycyzm wobec drugiej kadencji Karzaia.
Jaką w takiej sytuacji decyzję może podjąć Obama? Czy koniecznie musi zgodzić się na dosłanie kolejnych żołnierzy pod dowództwo gen. McChrystala? Politycy skupieni wokół prezydenta twierdzą, że dodatkowe tysiące żołnierzy to nie jest jedyna opcja dla prezydenta. Może przecież również dobrze zdecydować się na zintensyfikowanie odbudowy kraju bądź też na zwiększenie środków przeznaczonych na szkolenie afgańskich sił zbrojnych. Tak więc Obama ma co najmniej kilka opcji działania.
Jednak coraz częściej pojawiają się głosy mówiące o tym, że przeciągający się proces decyzyjny odnośnie Afganistanu jest tak naprawdę grą polityczną Białego Domu. Bowiem każdy dodatkowy oddział amerykańskich żołnierzy wysłanych na wojnę, powoduje coraz większe niezadowolenie na łonie Demokratów. A bez ich poparcia prezydent nie wprowadzi w życie swojego planu reformy służby zdrowia, które jest w chwili obecnej jego priorytetem.
Takie podejście wzbudza stanowczy sprzeciw wśród Republikanów. Senator John McCain stwierdził ostatnio, iż jakakolwiek zwłoka w procesie zwiększenia liczebności amerykańskich wojsk w Afganistanie, może mieć tragiczne konsekwencje zarówno dla samych żołnierzy jak i całej operacji.
Liczba amerykańskich żołnierzy służących w Afganistanie wynosi w chwili obecnej sześćdziesiąt osiem tysięcy. U ich boku walczy również czterdzieści tysięcy żołnierzy innych państw koalicyjnych. Jednak nawet taka liczba wojsk nie pozwala dowódcom na przejęcie inicjatywy w walce w rebeliantami, którzy z miesiąca na miesiąc rosną w siłę, stawiając coraz znak zapytania nad ostatecznym sukcesem afgańskiej operacji.
Na podstawie: reuters.com , nytimes.com