Irak/ Rebelianci atakują
Rebelianci zabili dziś 21 Irakijczyków pracujących dla sił koalicji w serii ataków w całym kraju. Od zamachów w piątek w Iraku zginęło już 68 osób.
Siedemnastu cywili pracujących dla wojska amerykańskiego zginęło, a kolejnych trzynastu zostało rannych podczas ostrzału autobusu wiozącego ich do bazy w Tikricie. Iraccy pracownicy sił koalicji zostali ostrzelani przez siedmiu rebeliantów, którzy, jak twierdzą świadkowie zdarzenia, zakończyli strzelaninę, gdy zabrakło im amunicji.
Następny atak miał miejsce godzinę później, kiedy zamachowiec samobójca wjechał samochodem do punktu kontrolnego Irackiej Gwardii Narodowej w mieście Beiji, 120km na północ od Tikritu. W mieście Samarra, leżącym na południe od Tikritu, iracki żołnierz został zabity, a czterech zostało ranionych podczas ataku na patrol.
W czasie sobotnich bombardowań w Bagdadzie i w Mosulu zginęło co najmniej 14 osób. Około 26 osób zostało zabitych podczas ataku na meczet i posterunek policji w Bagdadzie w piątek. Dzisiejsze ataki na Irakijczyków pracujących dla sił koalicji zwiększyły liczbę ofiar do co najmniej 68 osób.
Amerykańskie siły są także w dalszym ciągu celem strzałów rebeliantów. Podano, że w sobotę zostało zabitych sześciu żołnierzy z USA.
Narastająca agresja jest reakcją na wystąpienie głównego dowódcy amerykańskiego w Iraku, generała Johna Abizaida, który stwierdził, że miejscowe siły będą nadal potrzebowały pomocy Stanów Zjednoczonych przed wyborami przewidzianymi na styczeń.
Generał Abiziad wezwał kraje sąsiadujące z Irakiem, w szczególności Syrię oraz Iran, aby próbowały zdławić przypływ obcych bojowników do Iraku. Na konferencji w sprawie bezpieczeństwa w Zatoce, która odbyła się w Bahrajnie, powiedział, że irackie oddziały nie są odpowiednio wykwalifikowane i doświadczone, by móc sobie poradzić bez ciągłej pomocy ze strony Stanów Zjednoczonych. Podkreślił, że stabilność w Iraku jest zależna zarówno od sąsiadów tego kraju, jak i od mieszkańców Iraku.
(BBC i in.)